Rozdział 8

268 26 73
                                    

Następnego dnia po zajęciach idę do Olaviego. Otwiera mi drzwi od razu, a w rogu pokoju widzę metalowy stelaż.

- Cześć. - Jestem nieco zdziwiona, że faktycznie poszedł po bramę. Obstawiałam, że znów mnie oleje.

- Zaparzyłem herbatę - mówi sucho i wskazuje na stolik. Zauważam drugi fotel, którego wcześniej nie było. Przyniósł go ze względu na mnie?

- A co z twoją kawą? - zagaduję, po czym siadam i nalewam naparu do szklanki. Pachnie pomarańczami i cynamonem.

- Mam ją tutaj - odpowiada i przynosi kubek z kuchni. - Ale nie chciałem cię więcej nią torturować.

- Dzięki. - Upijam łyk napoju. - Jest bardzo dobra.

- Mhm. - Olavi popija swoją kawę. Atmosfera robi się dziwnie niezręczna, ale może to dlatego, że chłopak wydaje się być... Inny. I nie tylko chodzi mi o to, że jest jakiś wyjątkowo miły, ale o to jak wygląda. Zawsze chodził w szerokich bluzach i dresach, ale dzisiaj ma na sobie cienki, czarny sweter z golfem, który podkreśla jego sylwetkę. Włosy zaczesał inaczej, do tyłu, a jego twarz jest jeszcze bledsza niż ostatnio. Czerwone tęczówki zdają się ciemniejsze, przygaszone. To pewnie przez ciemne worki pod oczami.

- Źle spałeś? - pytam w końcu, przerywając ciszę. - Masz podkrążone oczy.

- Uhm. Pewnie tak. - Przeciera twarz. - Przepraszam za ostatnio.

- W porządku - mówię, myśląc tylko o tym, by jakoś przeżyć dzisiejszy dzień bez większej awantury. - Dzięki, że poszedłeś po bramę.

- To jak chcesz ją ozdobić?

- Temat to zorza polarna, więc chyba powinniśmy ją zrobić w kolorach zorzy. Może... Coś w rodzaju frędzli? Żeby powiewały jak zorza?

- A widziałaś kiedyś zorzę? - pyta, a ja odpowiadam jedynie kręcąc przecząco głową. - Frędzle nie pasują. Zorza nie powiewa, bardziej... Płynie.

- Ale jak to pokazać? Może zamontować jakieś światełka?

- To już prędzej.

- A gdyby tak zrobić przezroczyste ozdoby? - Wyciągam z plecaka notatnik i ołówek. - Można by spróbować z czymś takim... - Rysuję duży kształt.

- Co to ma być? - komentuje Olavi i przygląda się rysunkowi.

- Kryształ lodu.

- Co? - Zaczyna się śmiać. - Ty to nazywasz kryształem? Daj mi to.

Wyrywa mi kartkę, a mnie wbija w fotel. Pierwszy raz słyszę, jak się śmieje. Szczerze i wesoło. Jego twarz nagle staje się zupełnie inna, łagodna. Jego uśmiech zdaje się błyszczeć. Czy... Czy kiedykolwiek widziałam coś takiego? Rodin ma szeroki, miły uśmiech. Soren ma urocze dołeczki. Ezio śmieje się jak z reklamy telewizyjnej. Ale Olavi... Dlaczego tak lśni?

Jestem na tyle zdziwiona, że po prostu się na niego gapię. Podnosi głowę znad kartki papieru i nasze spojrzenia się spotykają.

- Miałaś na myśli to? - Oddaje mi zeszyt. Naszkicował ładny, idealnie równy kryształ lodu.

- Mhm - dukam i kiwam głową. - Dokładnie.

- Pewnie dałoby się zrobić to po taniości. Trochę drutu i folii. Ale coś musi wypełnić przestrzenie między kryształami. Pomysły?

- Hmm...

Siedzimy pochyleni nad zeszytem i wymieniamy różne warianty ozdób. Olavi szkicuje prostymi, technicznymi liniami i dużo lepiej oddaje to, co mam na myśli. Robimy kilka projektów, ale cały czas wydają mi się za słabe. Chcę wziąć od niego ołówek i przypadkowo uderzam łokciem w kubek z herbatą.

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz