Rozdział 11

266 23 51
                                    

Otwieram oczy.

Słońce wpada do pokoju, a łóżko Aminy jest zasłane.

Sen? To wszystko był sen?

Jestem okropnie spocona, więc wchodzę pod prysznic. Mimowolnie dotykam szyi w miejscu pocałunków. We śnie były przeszywające zimnem, ale teraz skóra pulsuje ciepłem. Może mam gorączkę? Sięgam do apteczki awaryjnej i sprawdzam temperaturę, ale jest w porządku.

Ubieram się i zauważam na biurku wiadomość od Aminy. Prosi, żebym odebrała powerbanka, bo będzie go później potrzebować. Szybko schodzę na stołówkę, żeby jeszcze załapać się na śniadanie, ale nie widzę Poli. Kojarzę, że mieszka w ostatnim pokoju na tym samym piętrze co ja, więc idę do niej. Pukam do drzwi, a kiedy otwiera zauważam Rodina. Siedzi na podłodze w cienkiej podkoszulce i widzę jak wycina coś dużymi nożycami.

- Luna, cześć! - Wita się ze mną z uśmiechem, lekko zarumieniony.

- Hejka - odpowiadam mu i zwracam się do Poli. - Przyszłam tylko odebrać powerbanka.

- A, tak. - Podaje mi go. - Dzięki.

Pierwszy raz widziałam Rodina i Polę razem. Uderza mnie fakt, jak dobrze razem wyglądają. Jestem dziwnie rozdrażniona i nie wiem co ze sobą zrobić. Jest niedziela, nie mam dziś ani korepetycji, ani żadnych planów, więc postanawiam pójść popływać. Przebieram się i wychodzę z dormu.

Mimo że na zewnątrz jest nie więcej niż kilka stopni, to woda w basenie na szczęście jest ogrzewana i można z niego korzystać nawet zimą. Zbliżam się do kompleksu sportowego. Dookoła jest zadziwiająco pusto. Niedługo zaczynają się pierwsze egzaminy, a Zimowy Bal zbliża się wielkimi krokami, więc pewnie każdy jest zajęty.

Zrzucam z siebie ubrania i wskakuję do wody. Zrobiłam duże postępy i potrafię już przepłynąć cały basen bez większego problemu. Co prawda moja technika jest koślawa i nie przypomina żadnego stylu pływackiego, ale najważniejsze, że bez problemu unoszę się na wodzie. Pływanie nie daje mi tej wolności, którą czułam podczas biegu, ale nadal sprawia przyjemność.

Daję myślom odpłynąć i powoli sunę przez wodę. W końcu czuję, jak moje ciało odpuszcza i relaksuje się. Cudnie.

Po jakimś czasie zaczyna robić mi się chłodno, więc płynę do drabinki. Czyżby znowu miało padać? Nagle zrobiło się tak...

Obłoczek pary wydobywa się z moich ust.

Nie.

Przyspieszam, ale moje ciało staje się zimne i coraz tęższe. Nie, nie, nie!

- Olavi?! - wołam, ale dookoła nikogo nie ma. - Halo! Pomocy! Po...

Głos grzęźnie mi w gardle. Staram się dopłynąć do brzegu za wszelką cenę. Macham rękami i nogami najmocniej jak potrafię, ale zaczynam coraz bardziej zanurzać się pod wodę. Staram się wyrwać z objęć zimna i biorę haust powietrza, ale nieznana siła spycha mnie na dno.

Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Nie, to nie może być prawda! Ostatkiem sił próbuję wyciągnąć ręce w górę, ale przestaję je czuć.

Spoglądam na taflę wody i...

Chwytają mnie czyjeś ręce i ktoś silnym szarpnięciem wyciąga mnie z basenu. Biorę głęboki wdech i czuję jak płoną mi nozdrza. Wstrząsa mną kaszel.

- Nic ci nie jest?! - Słyszę przerażony głos. - Luna!

Odwracam się i widzę przemoczoną, bordową marynarkę oraz białą koszulę przywartą do pięknie rozbudowanego ciała. I lawendowe, wystraszone oczy wpatrujące się we mnie spod mokrych, czarnych kosmyków.

- Ezio... - Mój głos jest słaby i nieco świszczący. - Co tu...

- Zauważyłem cię przez okno sali muzycznej. - Ezio wstaje i przykrywa mnie ręcznikiem, który zostawiłam obok basenu. - Możesz wstać?

- N-nie... Nie wiem. - Próbuję się podnieść, ale trzęsę się jak galareta.

- Wybacz. - Siada za mną na trawie i oplata mnie ramionami. - Musisz pozwolić mi się dotknąć.

Jego duże dłonie zaczynają mienić się złotymi iskierkami. Dotyka delikatnie moich ramion i sunie palcami niżej, aż chwyta mnie za obie dłonie. Przyjemne ciepło zaczyna powoli rozchodzić się po moim ciele.

- Jesteś...

- Magiem ognia - dokańcza, rozumiejąc moje pytanie. - Muszę być ostrożny, żeby cię nie poparzyć, dlatego wolę użyć małej intensywności. Będę musiał cię trochę podotykać. Przepraszam.

- N-nie szkodzi... - mówię, a on delikatnie wodzi dłońmi po moich udach, przechodzi do brzucha, dotyka piersi i zaczyna oplatać szyję, aż w końcu gładzi moje policzki. Robi to bardzo metodycznie, jak gdyby był lekarzem, a mimo to przechodzi mnie dreszcz. Jest mi... Dobrze. Ciało w końcu przestaje się trząść, a wraz z ciepłem wraca mi czucie.

- Co się stało? - pyta.

- Nie mam pojęcia. Nagle zrobiło się bardzo zimno i... Nie mogłam już płynąć.

- Musiał złapać cię silny skurcz... - mówi, cały czas mnie przytulając. - Nie pływaj więcej sama. Przestraszyłaś mnie na śmierć.

- Przepraszam.

- Nie szkodzi. - Jego oddech też jest ciepły i przyjemny. - Najważniejsze, że nic ci się nie stało.

- Nie wiem jak mam ci dziękować. - Odwracam się w jego stronę. Nasze spojrzenia krzyżują się i zdaje się, jakbyśmy zobaczyli się po raz pierwszy. Puszcza uścisk i zabiera ręce z mojego ciała, jak gdyby był zawstydzony. Dlaczego twarz Ezio wygląda teraz zupełnie inaczej...? Zauważam, że jego ciało pokrywa gęsia skórka. - Też powinieneś się wysuszyć.

- Nic mi nie będzie, nie przejmuj się.

- Jesteś lodowaty. - Dotykam lekko jego palców. - Dlaczego...?

- Magia ognia pochłania ciepło maga i oddaje je na zewnątrz - wyjaśnia spokojnym głosem, choć widzę, że jego broda delikatnie drży.

- Ogrzałeś mnie, a teraz... - Robię okrągłe oczy. - Ezio, rozchorujesz się!

- Spokojnie. Za kilka chwil to minie. - Wstaje i podaje mi rękę. Podnoszę się, a on poprawia ręcznik na moich ramionach. - Liczy się to, że jesteś cała. Odprowadzę cię do dormu. Chcę mieć pewność, że będziesz bezpieczna.

- To nie jest najlepszy pomysł. - Zakładam na siebie bluzę i dresowe spodnie. - Nie chciałabym żeby ktoś nas zauważył. Zaczęłyby się plotki i...

- Rozumiem. - Wbija wzrok w ziemię i po chwili milczenia wyciąga z kieszeni spodni telefon. Podaje mi go. - Wpiszesz chociaż swój numer? Chciałbym do ciebie zadzwonić i upewnić się, że wszystko jest w porządku.

- Nie mam telefonu - przyznaję, nieco zawstydzona. - Nic mi nie będzie. Dziękuję za wszystko. I przepraszam. Pewnie zniszczyłam ci marynarkę.

- To ostatnia rzecz o którą powinnaś się martwić. - Delikatnie odgarnia mi wilgotny kosmyk z twarzy. - Bądź ostrożna.

Docieram do dormu i padam na łóżko. Serce bije mi jak szalone. Co się do cholery stało?! Gdyby nie Ezio... Już by mnie tu nie było. Drugi raz w przeciągu kilku tygodni niemal nie zginęłam.

Chwila...

Nagle dwie sprawy stają się oczywiste. Jedna taka, że Olavi nie wykonał na mnie żadnej iluzji, bo nawet nie było go nad basenem. Prawdopodobne więc, że wcześniej to też nie był on. A druga...

Ktoś próbuje mnie zabić.


[Ezio POV: Own My Mind - Måneskin]

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz