W lesie, pod strzechą płaczącej wierzby
Na grubym sznurze zwisa stary trup
Na próżno szukać honoru pacierzy
Gdy wiatr nim tarmocze jakby w próbie złupJego usta szare, głowa przechylona
Zamiast oczu doły, a kości na wierzchu
Dziura do wnętrzności lekko uchylona
Kruki na ucztę czekają do zmierzchuGdy tańczy na linie samotnie, bezwiednie
Można zupełnie zapomnieć o świecie
Z trwogą patrzeć, jak nadzieja więdnie
Pesymizm przyjaciel jak pióro poecieLecz wszystko to w jego głowie
Senne wyobrażenia zagubionego
Patrzy na puste drzewo jakby w zmowie
Drzewo nuci pieśń do patrzącegoW lesie, pod strzechą płaczącej wierzby
Na grubym sznurze zwisa świeży trup
Na próżno szukać honoru pacierzy
Nie patrz na wisielca, człowieka samych zgub