Rozdział 10 Czas nie czeka, a goni

382 29 7
                                    


Około godziny 10 rano obudził mnie panujący dookoła zgiełk. Ospale otworzyłam oczy, przecierając je zaspanymi ruchami, po czym rozejrzałam się wokół siebie. Dostrzegłam, że leżę przykryta kocem na tej samej klubowej kanapie w głównym holu, gdy spałam tam za młodu, kiedy wujek odbywał wieczorne spotkania z pozostałymi klubowiczami, a że zazwyczaj przeciągały się do godzin nocnych, to w oczekiwaniu na niego ucinałam sobie drzemki, ponieważ sen często zmagał mnie z nóg. Swoją drogą do dziś wspominam sobie ten okres, śmiejąc pod nosem, gdy przypomnę sobie, jak wszyscy wujkowie chodzili na palcach w tym czasie, by mnie przypadkiem nie zbudzić. Wielokrotnie powtarzałam im, że nie muszą przejmować się moją obecnością tutaj, a tym bardziej brać ją pod wzgląd, lecz byli nieugięci, lub po prostu troszczyli się na swój sposób. Bo tak naprawdę nigdy nie mogłam na nich narzekać. Może, to dlatego, że byłam córką V-ce Presidenta klubu, a może zwyczajnie dlatego, że dbają o swoich, więc automatycznie też o ich rodziny.

-No proszę, kto tu się wyleguje? - podniosłam się do pozycji siedzącej, by lepiej przyjrzeć się mężczyźnie, który stał nade mną w lekkim rozkroku ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma.

-Wujek? - zaczęłam niepewnie, intensywnie zastanawiając się i analizując, kim jest pan w czarnej czapce z daszkiem oraz przeciwsłonecznych okularach. -Mack? - spytałam bez przekonania w głosie. -Wujek Mack! - zawołałam, kiedy skinął głową, przytakując na moje pytanie, po czym pośpiesznie wykaraskałam się spod koca, zrywając na równe nogi, aby jeszcze szybciej objąć mężczyznę w pasie. -Tęskniłam - powiedziałam, kiedy poczułam, jak mnie obejmuje, składając delikatny pocałunek na czubku mojej głowy.

-Również tęskniłem, zresztą, jak cała ferajna - zaśmiał się, wypuszczając mnie z objęć.

-Kiedy przyjechaliście?  - zapytał Mack.

-Nie wiem - wzruszyłam ramionami, zerkając odruchowo na kanapę za sobą. -Wujek chyba mnie tu przyniósł - podsumowałam po chwili.

-Ok. Młoda mamy paru nowych członków - skinęłam głową. -Nie zdziw się, więc jeśli nie wszyscy zechcą traktować cię przychylnie - ponownie kiwnęłam. -Oni po prostu Cię nie znają - rozłożył ręce w geście bezradności.

-Kogo omijać? - spytałam nauczona z przeszłości.

-Bjørn'a, taki brodaty czterdziestoletni blondyn oraz braci Marcus'a i Martin'a, to tamci przy barze - wskazałam gestem dłoni, mężczyzn siedzących na barowych stołkach, zaoferowanych rozmową ze sobą i przy okazji popijających ciepły trunek w postaci świeżo parzonej kawy.

-Mogę wiedzieć czemu, czy nie powinnam? - wujek w żaden sposób nie zareagował na moje pytanie, dając jasno to zrozumienia, że to nie wiedza przeznaczona dla mnie. -Rozumiem - przytaknęłam, nie drążąc tematu. 

Mack przeprosił mnie na chwilę, ponieważ musiał coś załatwić z wujkiem Roger'em, a mi polecił, abym poszła do baru, gdyż mały zastrzyk kofeiny z rany nigdy nie jest złym pomysłem. Przestrzegając raz jeszcze, bym trzymała odpowiedni dystans zważywszy na to kto aktualnie tam przebywa. Swoją drogą ciekawe skąd taki obrót spraw. Dla nich jestem obca, więc zrozumiałe, że nie będą podchodzić do mnie w ten sam sposób co wujkowie. Zresztą nawet nie śmiałabym wymagać czegoś takiego, lecz ciekawi mnie czym spowodowana może być ich potencjalna niechęć względem mojej osoby, albo po prostu kobiet?

Nie chcąc wywoływać negatywnych emocji u braci, zabrałam kubek z kawą, po czym wyszłam przed budynek Clubhouse'u, usiadłam na murku, spuszczając z niego nogi, a ciepły napój stawiając obok siebie po lewej stronie. Odchyliłam głowę oraz ciało nieco do tyłu, podpierając się rękoma, by nie stracić równowagi i przymknęłam na chwilę oczy. Zapomniałam już, jak tutaj może być przyjemnie. Wzięłam głęboki wdech i wydech, myśląc o mamie. Co roku, gdy zbliża się rocznica śmierci taty, wyjeżdża na wieś do dziadków. Od dnia wypadku nie jest sobą, zmieniła się i nie chodzi tutaj o pustkę po utracie ukochanej osoby, czy tęsknotę. Ona zwyczajnie w świecie zrujnowała się psychicznie. Bywają momenty, kiedy o kontakt z nią naprawdę ciężko, dlatego też wujek Roger tak bardzo zaangażowany jest w nasze życie. Gdy wziął mnie pod opiekę w wieku 16 lat stał się dla nas kimś więcej, niż przyjacielem rodziny. Nie zastąpi nigdy Axel'a, lecz zawsze znajdę u niego schronienie, kiedy najdzie taka potrzeba. Nawet, teraz kiedy znów muszę zmierzyć się z tym okropnym uczuciem osamotnienia. Tęsknię. Tak cholernie tęsknie za naszymi wspólnymi wycieczkami, majsterkowaniem nad moim niedokończonym chopperem, który aktualnie dogorywa pod pokrowcem w garażu rodzinnego domu, którego swoją drogą też dawno nie widziałam. Zawsze w tym czasie zatrzymywałam się w domu wujka, ponieważ mama wyjeżdżała, a brat prowadził swoje dorosłe życie, w którym całkiem nieźle sam sobie radził. Niestety dość często zdarza mu się zapominać o bliskich. Mimo to kocham go, podobnie jak mamę. Nie obarczam ją winą za pewnego rodzaju porzucenie nas, wręcz przeciwnie rozumie chyba po części co czuje. Prawda, brakuje mi jej czasami, ale nie mogę wymagać, by była tą Katrine sprzed dnia wypadku, byłoby to nie fair w stosunku do niej. Każdy inaczej radzi sobie ze stratą, czy bólem. Niektórzy z tym walczą, inni stwarzają pozory, a jeszcze inni zwyczajnie uciekają. I choć opcja trzecia zdaje się, formą poddania w rzeczywistości tak nie jest, bo to kolejna próba przetrwania, podobnie jak wszystkie pozostały sposoby. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz