Rozdział 68 Nowy członek rodziny

159 15 0
                                    


Spędziłam z Rozą i Jack'iem poranek, zjedliśmy wspólnie śniadanie, a po południu wyruszyli w drogę do Los Angeles, a ja wzięłam się natomiast za dalsze pakowanie rzeczy. Chcielibyśmy się przeprowadzić, zanim ciąża będzie bardziej zaawansowana, ponieważ chciałabym jeszcze sama poprawić oraz dodać kilka akcentów w nowym domu. Choć jeśli chodzi o pokoje dla dzieci, to jeszcze poczekamy z ich urządzaniem, póki nie znamy płci. Chociaż wujek się delikatnie wygadał, że Old Lady, wraz z pozostałymi dziewczynami, dotrwały się do urządzania pokoi dla dzieciaków. Miała, to być tajemnica, lecz Roger średnio umie ich dotrzymywać. Miło ze strony kobiet, że tak się zaangażowały, szczególnie że nie wszystkie za mną przepadają. Hm, czyżby się przekonały? Jeśli tak, to cieszę się, gdyż chciałabym z każdym z klubu mieć dobry kontakt. Konflikty są zbędne w miejscu, które na swój wyjątkowy sposób łączy nas wszystkich w jedną wielką rodzinę. 

Siedziałam na podłodze w sypialni, pakując część swoich nieużywanych kosmetyków, gdy zadzwonił mój telefon, przerywając moje czynności. Spojrzałam na wyświetlacz, nieznany numer. Długo zastanawiałam się, czy odebrać. Ostatnimi czasy mam awersję do nieznanych numerów, lecz przełamałam się, ponieważ może to coś ważnego.

-Słucham? - powiedziałam bez przekonania w głosie z lekką obawą, kogo usłyszę po drugiej stronie.

-Witaj - odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam znajomy kobiecy głos.

-Sheila? - spytałam zdziwiona jej telefonem. -Pozwolili ci zadzwonić?

-Tak - odpowiedziała z radością, wyobraziłam sobie, jak się uśmiecha. -Czasem pozwalają na krótko, skontaktować się z rodziną, jeśli dobrze się sprawujesz i nie przejawiasz objawów niepokojących, cokolwiek to znaczy, ale ja się załapałam i chciałam ci powiedzieć, że lekarze uznali, że radzę sobie coraz lepiej i jeśli nic nie zepsuje w trakcie leczenia, może się okazać, że 3 miesiące na razie starczą, ale za jakiś czas powinnam znów się poddać odwykowi i niekoniecznie już w zamknięciu - pośpiesznie opowiadała, jakby zaraz miał jej się skończyć czas. 

-Wspaniale - odrzekłam z uśmiechem. -W takim razie też mam ci coś do powiedzenia. Zostaniesz babcią znów - zaśmiałam się.

-Jak znów?! Czy ja tak poczucie czasu straciłam, że minęło już 9 miesięcy? - zażartowała.

-Nieeee - odpowiedziałam przeciągając celowo. -Okazało się, że jestem w ciąży bliźniaczej - słyszałam, jak kobieta w tle się cieszy. -Bliźniaki dwujajowe - dodałam po chwili. 

-Niesamowite - zaśmiała się. - To teraz tym bardziej nie mogę sobie pozwolić na żadne wpadki - dodała widocznie szczęśliwa. -Ann, muszę kończyć, wołają mnie. Cieszę się, że porozmawiałyśmy i cieszę się, że dano mi szansę bycia babcią, zadzwonię, jak znów mi pozwolą - pożegnała się i rozłączyła, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć. Widocznie skończył jej się czas rozmowy.

Dobrze wiedzieć, że Sheila radzi sobie coraz lepiej, a po wyjściu z odwyku, będzie mogła kontynuować terapię bez przymusu zamykania się na oddziale odizolowanym od świata zewnętrznego. Myślę, że informacja o bliźniakach podbudowała ją jeszcze bardziej. Już wcześniej cieszyła się z ciąży oraz moich zaręczyn, ale teraz to kolejny wnuczek, bądź wnuczka, dla których musi być przykładną i najlepszą babcią. Nie ma opcji, by wróciła do ćpania, czy rozwiązłego trybu życia. Prawda jest taka, że wszyscy po części będziemy musieli się zmienić. Mimo że niektórym bardzo ciężko będzie to przychodzić na przykład mnie. Odnaleźć się z dnia na dzień w roli matki, nie posiadając instynktu macierzyńskiego, będzie bardzo trudnym. I wcale nie muszę go nabyć, to zwykłe brednie, że zajdziesz w ciążę, zobaczysz, że dzieci dają prawdziwe szczęście i to jedyny prawidłowy stereotyp życia, albo że od razu poczujesz się spełniona i nabierzesz instynktu. Przepraszam bardzo, nie u każdego dzieci są szczytem marzeń, a ciąża powodem do radości. U niektórych kobiet może faktycznie tak, to działa. Nie neguję i nie potępiam, ale nie lubię gdy komuś narzuca się swoje zdanie. Jeśli dla Ciebie to spełnienie marzeń, to się cieszę, ale nie wmawiaj komuś, że to jedyne słuszne szczęście.
Zdania nie zmienię, to nie jest moje marzenie. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Jednak nie jestem potworem, skoro się zdarzyło, zapewnimy im wszystko, co najlepsze i nie pozwolimy z Nils'em odczuć tego, co ja odczuwałam, mieszkając z Marry pod jednym dachem. Za dziećmi mogę nie przepadać, instynktu macierzyńskiego nie posiadać, marzyć o czym innym, niż bawieniu się w gosposię i realizować się w życiu oraz prowadzić je tak, jak podoba się mi, gdzie pewnie nie raz będę na to krytykowana. Lecz mimo tego wszystkiego, biorę odpowiedzialność i swoim dzieciom nie dam tego wszystkiego odczuć. Niech wiedzą, że były chciane, że są kochane i niech mają wszystko, co najlepsze, a przede wszystkim rodziców, którzy pójdą za nimi w ogień, gdy będzie działa im się krzywda, a nie każą radzić sobie sami. Swoją drogą lepiej, żeby nikt nie spróbował ich skrzywdzić, bo ochronę, to całkiem niezłą będą mieć już od samego początku. I jedno już jest pewne, zostaną wychowane w duchu motocyklizmu, bo jakby mogło być inaczej w naszym przypadku. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz