Rozdział 13 Witaj ponownie

411 34 1
                                        


Po powrocie na Clubhouse rozsiadłam się wygodnie na skórzanej kanapie, zresztą mojej ulubionej od lat i często okupywanej, gdy wujek załatwiał klubowe sprawy, o których wiedzieć nie mogłam. Swoją drogą zawsze, jak budziłam się ze snu, byłam okryta miękkim zielonym kocykiem, bądź na postawionym na potrzeby chwili stołku obok sofy czekała na mnie świeżo zaparzona kawa, której aromat zbudzał. Czasami też zdarzało mi się znajdować przeróżne słodkości, zaczynając od batoników, idąc przez cukierki i kończąc na moich ulubionych kwaśnych żelkach na oparciu mebla tuż nad moją głową. Parę razy też  zbudził mnie włochaty, brązowy tyłek wprost na mojej twarzy, ale to już inna historia, ponieważ dziewczyna jednego z członków klubu, posiadająca właśnie owego słodkiego szczeniaczka imieniem Toffi, przestała nią być, przez co momentalnie jej odwiedziny na Clubhouse'ie się zakończyły, a ten etap historii poszedł w niepamięć. 
W każdym razie wracając do wujków, wydaje mi się, że swego czasu byłam ich oczkiem w głowie. Dla znacznej większości wciąż jestem np. wujek Nils, właśnie przyniósł mi ciepłą herbatkę, abym przypadkiem nie rozchorowała się po nocnej przejażdżce jedynie w krótkim rękawku. Urocze z jego strony. Zawsze ciekawiło mnie, skąd wywodziło się takie, a nie inne zachowaniem względem mojej osoby. Czy to dlatego, że byłam córką ich zmarłego V-ce Presidenta? A może z powodu stania się córką obecnego Presidenta? Lub zwyczajnie w świecie było im mnie żal? Bądź powodem było, że od dzieciaka biegałam im po klubie, majstrując niestworzone rzeczy, które potem musieli sprzątać? Stąd ich nastawienie, albo zwyczajnie w świecie byłam jedyną taką osóbką -  niewinną, jeszcze nieświadomą i nieskażoną złem świata, która w ich życie swoim zachowaniem wnosiła tę małą iskierkę dobroci, którą szkoda byłoby w niej zatracić, dlatego tak ją pielęgnowali. Nie wiem, ale jestem im wdzięczna, że mogłam wychowywać się w takim, a nie innym środowisku, a tata nigdy go przede mną nie ukrywał, lecz dumnie zabierał do najważniejszego w jego sercu miejsca. 

Po około pół godzinie od naszego przyjazdu usłyszałam ryki silników dobiegające z zewnątrz. W towarzystwie Nils'a wyszłam przed budynek. Majestatyczne, czarne rumaki parkowały na swych miejscach w kolumnie przed wejściem, a za nimi posłusznie czekała terenówka, aż się ustawią i umożliwią jej przejazd do garażu, w którym już za moment z paki zostanie zrzucony mój czarno-czerwony demon prędkości. Czułam się podekscytowana. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś ucieszę się na jego widok. Najwidoczniej podświadomie wciąż mi go brakowało, ale nauczyłam się wypierać tę myśl. 

-Chodź - zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy wujek. -Rumak wrócił do właściciela i wypadałoby go przeprosić za lata rozłąki - puścił mi oczko, po czym udał się w kierunku warsztatu, a ja podreptałam tuż za nim.

Pickup wjechał do środka. Wujek Roger wskoczył na pakę, uprzednio ją otwierając, po czym w międzyczasie, gdy on odpinał pasy zabezpieczające, z pomocą przybyli pozostali klubowicze, którzy w tym czasie zdążyli zaparkowali przed Clubhouse'm swoje motocykle. Następnie podłożyli rozkładany najazd, po którym ostrożnie tyłem zsunęli maszynę. Gdy koła ponownie zetknęły się z betonową podłogą, a dawny rumak był na wyciągnięcie ręki, uśmiechnęłam się mimowolnie kącikami ust, wciąż starając się stłumić przepełniające mnie i nie do końca zrozumiałe podekscytowanie zaistniałą sytuacją. 
Mężczyźni ustawili choppera w bezpiecznej pozycji tuż przed moimi oczami, by po chwili odsunąć się kilka kroków w tył, uśmiechając zachęcająco w moim kierunku. Wahałam się, czy podejść bliżej. Bałam się nawrotu niepotrzebnych wspomnień. Wspomnień, które wszystkim zadały tak dużo bólu. Jednak, gdy Nils, położył ręka na moich plecach i pchnął w stronę niespełnionego marzenia - nie zaprotestowałam. Ruszałam pewnie przed siebie. Okrążyłam demona prędkości dookoła, sunąc palcami po jego karoserii, przy okazji zbierając pod opuszkami tony przez laty odkładanego na niej kurzu. Przystanęłam na chwilę, zatrzymując prawą dłoń na metce gazu, po czym dosiadłam rumaka, przypominając mu jednocześnie, a może raczej sobie, że jego kowboj zupełnie o nim nie zapomniał i nie zamierza go porzucać.

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz