Następnego ranka, zbudziły nas odgłosy krzątajacych się na zewnątrz ludzi oraz ryków silników. Klub budził się do życia, więc i my wygrzebaliśmy się w łóżka. Przeciągnęłam się leniwie, przecierając oczy. Z łazienki wyszedł Nils, który uraczył mnie z rana swoim zadziornym uśmieszkiem. Wstałam i kiedy wróciłam w miarę ogarnięta z łazienki, choć ułożenie włosów bez szczotki, czy grzebienia nie jest prostym zadaniem, ale związałam je w wysoki, koński ogon, więc nie wyglądały, jakbym dopiero wstała z łóżka. Na szczęście miałam ze sobą gumkę do włosów. Zawsze noszę jedną przy sobie, jak wsiadam na motocykl, ponieważ rozpuszczone włosy podczas jazdy bywają czasem problematyczne. Plączą się i potem ciężko je rozczesać, dlatego poleca się zapleść je w warkocza. Choć ja bardzo rzadko, to praktykuję, gdyż nie mam problemu z późniejszym przywróceniem ich do ładu. Więc ciężko mi też powiedzieć, czy faktycznie tak się dzieje.
Opuściliśmy pokój. W głównym pomieszczeniu klubu siedziało już kilku członków, którzy zaprosili nas do stołu, przy którym siedzieli, na wspólną poranną kawę. Miałam delikatne deja vu, przez chwilę poczułam się, jak na początku mojego pobytu tutaj. Jednak tym razem wyglądało, to zupełnie inaczej. Życie naprawdę potrafi być przewrotne. Mężczyźni poinformowali nas, że ich bracia już się zabrali za nasze motocykle. Ba nawet sam Arthur się nimi zajmuję. Podziękowaliśmy, a Nils na chwilę przeprosił i udał się do warsztatu, gdzie przebywał mężczyzna. Nie dopytywałam się. Domyśliłam się, że zapewne chce z nim porozmawiać. Może o wczorajszej rozmowie, skoro jako jedyny na razie poznał prawdę o nim.-Jak to jest, że uciekłaś od jednych bikerów, a wróciłaś z drugim? - zaśmiał się Mike, stawiając przede mną kubek z kawą i siadając naprzeciwko.
-Jak powiem, że znam go od 12 lat, wyda się, to dziwne? - zaśmiałam się, upijając łyk aromatycznego trunku.
-Delikatnie, ale zdążyłem się domyślić, że jest starszy od ciebie - puścił mi oczko, gdy spojrzałam na niego ze zdziwieniem. -No co? - rzucił z udawaną pretensją. -Nie moja wina, że wyglądasz jak nastolatka - zaśmiał się.
-Powiedziałabym ci przyjacielu, że sobie grabisz, ale uznam to za komplement - wyszczerzyłam się do niego zadowolona, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Odwiedzaj nas czasem. Będzie nam tu Ciebie brakować - wtrącił z życzliwością member siedzący obok mężczyzny.
Mnie również będzie brakować orłów, kiedy powoli zaczęłam się z nimi mocniej zżywać, uciekłam, a wszystko za ich sprawą. Czułam nawet, że łapię coraz lepszy kontakt z Arthur'em. Tymczasem on naprawia aktualnie motocykl mojego faceta. Cóż za paradoks. Szczególnie że on był w tamtym 2 tygodniowym okresie, kiedy pokłóciłaś się z Nils'em i uciekałam z dnia na dzień do Los Angeles, moim jedynym wsparciem. Przegadaliśmy ze sobą setki godzin, wieczorową porą, majstrując wspólnie w warsztacie przy motocyklach, które czekały na drobne naprawy. Miło wspominam ten czas, a to miejsce zawsze będzie mi się z nim kojarzyło. Jednak nie powinnam sięgać wspomnieniami tam, gdzie nie powinno mnie obecnie być. Moje życie jest w Nevadzie. W znienawidzonym Reno, do którego staram się przywyknąć z dnia na dzień. Liczę, że kiedyś znów stanie się dla mnie ważnym. Chociażby ze względu na Nils'a, który w pewien sposób się z nim związał, podobnie jak moi wujkowie. Mógłby zostać nomadem*. Wtedy moglibyśmy wyjechać. Zamieszkać, gdzieś indziej z dala od przeszłości, ale wiem, że to jeszcze nie czas, w którym mógłby podjąć takową decyzję. O ile w ogóle kiedyś byłby w stanie, chociaż ją rozważyć. Ja naciskać jednak nie zamierzam, podsuwać mu tego pomysłu również nie będę. Nie mieszam się w sprawy klubowe, ani w sprawy z klubem związane.
Spędziłam jeszcze trochę czasu z motocyklistami, rozmawiając, żartując, śmiejąc się, a nawet plotkując. Hm, a ponoć to kobiety są plotkarami, a takich szczegółowych newsów, jakich dowiedziałam się od nich, nie powiedziałaby mi nawet największa plotkara w mieście. Dopiliśmy wszyscy kawę i zebraliśmy się praktycznie w tej samej chwili. Każdy wrócił do swoich zadań, a ja skierowałam się w stronę warsztatu. Zatrzymałam się daleko przed główną bramą wjazdową do niego, by przez chwilę przypatrzeć się mężczyznom, którzy współpracowali ze sobą w wymianie kół, ochoczo przy tym rozmawiając. Czyli wyjawienie prawdy w tym przypadku wyszło na dobre. Niesamowite. Jeszcze trochę i się okaże, że całkiem przypadkowo pomogłam w nawiązaniu nowej znajomości.
Panowie zawołali mnie do siebie, kiedy zorientowali się, że im się przyglądam. Trochę też nie chciałam im przeszkadzać, dlatego chciałam zaraz odejść w drugą stronę, lecz podeszłam do nich, skoro dostrzegli już moją obecność.
Usiadłam na niebieskiej skrzynce, którą podsunął mi Arthur. Trochę, jak za dawnych dni. Wtedy wyglądało, to podobnie. Siadałam na tej skrzynce i podawałam mu narzędzia, popijając Bud Light, czyli najpopularniejsze piwo w USA, kiedy on naprawiał motocykle, również na przemian racząc się alkoholowym trunkiem.
Siedziałam głównie w ciszy. Odezwałam się od czasu do czasu, ponieważ głównie obserwowałam ich, jak pracują, rozmawiając o motocyklach, silnikach i ich ulepszeniach. Z motoryzacji wiedziałam podstawowe rzeczy i posiadałam też trochę przydatnej wiedzy, której nauczyłam się od taty, gdy obserwowałam go, jak pracował nad harleyem. Zatem udało mi się nauczyć, jak w razie czego naprawić samej najczęstsze usterki w motocyklu, gdyby zdążyły mi się podczas jazdy. Jednak wszelkie customizacje w silnikach, wydechach, czy innych częściach bebechów maszyny, były dla mnie nieco czarną magią. Wiedziałam co prawda, co z czym się wiąże, ale to na tyle. Dlatego do rozmowy dwóch mechaników wolałam się nie włączać. Tak dla bezpieczeństwa, żeby nie wyjść na idiotkę przypadkiem, a obawiam się, że niestety byłoby to możliwe w moim przypadku.
Po godzinie motocykle były gotowe do jazdy, więc podziękowaliśmy Arthur'owi. Pożegnaliśmy się i obiecaliśmy wpaść wieczorem na drugi dzień fiesty dla przyjaciół, nim zaczną tą właściwą dla klientów. Jednak wpierw chcieliśmy wpaść do motelu przebrać się, bo wszystkie nasze rzeczy tam zostały. Natomiast President zaśmiał się, że tym razem od razu zaparkujemy w warsztacie, jak przyjedziemy i osobiście sprawdzi, czy brama jest dobrze zamknięta, bo mamy jakiegoś wybitnego pecha. Ciężko było mu zaprzeczyć w tej kwestii, dlatego bez zastanowienia przystaliśmy na tę ofertę.
Po powrocie do motelu, od razu zmieniłam znoszone ciuchy i padłam zmęczona na łóżko. Wiking poszedł w moje ślady. Położył się obok, objął mnie, przyciągając do siebie i ucięliśmy sobie wspólną drzemkę. Natomiast wieczorową porą udaliśmy się ponownie na klub. Zgodnie z przestrogą orła, parkując wewnątrz warsztatu. Faktycznie osobiście sprawdził, aż dwukrotnie czy brama została dobrze zamknięta. Widząc, to ledwie powstrzymałam się od śmiechu, ale w głębi duszy byłam mu wdzięczna, bo chyba bym oszalała, jakby nastąpiła powtórka rozrywki z poprzedniego wieczoru. Oczywiście tej pierwszej części, feralnej. Do drugiej nie mam zastrzeżeń. Ta by się akurat mogła powtórzyć i wcale bym nie protestowała.
Reszta wieczoru minęła w przyjemnej atmosferze. Joel nie zjawił się już drugiego dnia. Za to pojawiła się moja ruda przyjaciółka, która chyba delikatnie mówiąc lekko się upiła za sprawą prospecta, który co jakiś czas polewał jej alkohol. Przy okazji zauważyłam, że chyba mają się ku sobie. Roza lubiła podrywać mężczyzn oraz spędzać z nimi czas, ale jeszcze na żadnego nie patrzyła w ten sposób co na niego. Będę im po cichu kibicować. Na tyle ile udało mi się poznać klub The Liberty Eagles, śmiało mogę stwierdzić, że to porządni ludzie. Ze wspólną pasją, którzy w podróżowaniu motocyklem odnaleźli wspólne idee. Są to zwyczajni ludzie, jak każdy z nas, różni ich jedynie fakt posiadania maszyny. Ponieważ jeśli posiadasz motocykl, a on wyznacza Twój styl życia, to stanowisz część społeczności motocyklowej. Jedyna różnica między nami, a wszystkimi innymi. Pamiętajmy, to, że wyznajemy inne wartości, nieco inaczej się ubieramy, czy innej muzyki słuchamy, bądź mamy inne poglądy, to nikt od nikogo gorszy nie jest. Jesteśmy równi, tylko to właśnie ludzie niepotrzebnie tworzą krzywdzące podziały, przez co potem każdy z każdym się niepotrzebnie się obraża. Orły tego nie robią, zatem z całego serca trzymam kciuki za Rozę. Prawdę mówiąc, przydałby się jej ktoś porządny, bo mam wrażenie, że od jakiegoś czasu błądzi, a utwierdzają mnie w tym jej wieczorne telefony do mnie.
CZYTASZ
Podróżując stalowym rumakiem
ActionRyk silników, wiatr we włosach, uciekający pod stopami asfalt - poczucie wolności, buntu, niezależności okraszone wspólną pasją, braterstwem oraz wzajemną pomocą. Powoli zagłębiasz się w ten świat. Wpierw podziwiasz z zachwytem z oddali. Potem zaczy...