Rozdział 57 Podjęłam decyzję

169 17 0
                                    


Zbudziłam się wczesnym rankiem. Ostatnimi czasy miałam delikatne problemy ze snem, a za dnia odczuwałam znów wzmożone zmęczenie, ale zapewne to objaw ciąży jak pozostałe zresztą. À propos objawów, wymknęłam się po cichu z sypialni nie chcąc budzić Nils'a i zeszłam na dół do kuchni po szklankę wody. Mdli mnie i to wcale nie tak delikatnie. Nalałam sobie wody i usiadałam zdesperowana i wyczerpana na krześle. Wzięłam kilka łyków, aż w końcu zamarłam w jednej pozycji z bezradności. Jak oparłam lewy łokieć o brzeg okrągłego stółu i przyłożyłam dłoń ze szklanką, do czoła tak zostałam w tej pozycji, dopóki nie przeszkodził mi narzeczony.

-Nie śpisz? Obudziłam cię? - spytałam, słysząc kroki obok mnie, tonem wskazującym na to, jakbym zaraz miała zemdleć.

-Widziałem, jak się wymykasz. Pomyślałem, że źle się czujesz - odpowiedział, siadając obok mnie na drugim krześle. -Nie dobrze ci? - zapytał z troską.

-Delikatnie - wymusiłam się na odpowiedź, biorące większego łyka i spojrzałam na mężczyznę. -Nils - zaczęłam niepewnie. -Ty chciałbyś, żebym urodziła, prawda? - spytałam z powagą, odstawiając szklane naczynie na stół, ale wciąż trzymając je w dłoni. Nie spuszczałam z niego wzroku, staram się coś wyczytać z jego twarzy, oczu. Ale skubany z taką pokerową miną, nie jednego zaprawionego pokerzystę by oszukał. -Zaproponowałeś aborcję, sugerując się moim nieszczęściem? - wciąż milczał, ale widziałam, że zastanawiał się nad dyplomatyczną odpowiedzią. -Miałeś już taką sytuację z Judy, zanim się dowiedziałeś prawdy - spojrzał na mnie zaskoczony.

-Co ma Judy z tym wspólnego? - spytał zdezorientowany. 

-To, że przez chwilę też dała ci nadzieję ojcostwa - położyłam swoją dłoń na jego.

-Byłem młody i głupi. Nie myślałem wtedy za dużo. Wręcz wcale nie myślałem o przyszłości - odparł obojętnie.

-Właśnie - pokiwałam twierdząco głową. -O przyszłości - westchnęłam. -Teraz jesteś już dorosły, inaczej patrzysz na świat - zamyśliłam się na chwilę. -Z powodu różnicy wieku, mamy inne priorytety i tego nie zaprzeczysz, ani ja. Ty chcesz po części stabilizacji, rodziny. Ja nie dorosłam jeszcze do roli żony, matki tym bardziej. Mam 25 lat i chciałabym zdobywać jeszcze świat, póki mam czas. Ty przeszedłeś już ten okres i w wieku 35 lat nie myślisz już o podejmowaniu szalonych decyzji, jak ja - przytaknał ledwie zauważalnie. -Więc odpowiedź mi szczerze - przybliżyłam się do niego. -Chcesz, żebym urodziła, prawda? - prawie, to wyszeptałam ze strachu przed odpowiedzią.

-Przychodzi u niektórych w życiu taki okres, gdzie faktycznie pragniemy tej rodziny. Miło mieć u swojego boku ukochaną osobę i móc obserwować, jak twoje potomstwo dorasta - tak myślałam, dał mi wybór, ale swoje myślał. Nie jestem zła, ani zaskoczona. Spodziewałam się takiej odpowiedzi. -Ale dobro twojej drugiej połówki też jest ważne. Poza tym, jak nie teraz, to kiedy indziej. Ostatnia rzecz, jaką chcę, to byś była nieszczęśliwa moim kosztem - położył dłoń na moim policzku. -To najgorsza ujma dla mężczyzny, gdy jego kobieta cierpi - przesuwał powoli kciukiem po mojej gładkiej skórze.

-Sęk w tym, że ja nigdy nie będę gotowa - odwróciłam wzrok.

Jest problem, ale spodziewałam się go. Kierujemy się w życiu innymi priorytetami, więc nigdy nie będzie tak, że będziemy zgodni w danej sprawie. Nils chciałby mieć syna, bądź córkę. Ja znów za dziećmi nie przepadałam nigdy i też nigdy ich nie chciałam. I pod tym względem moje zdania nie zmienię. Fakt, że jestem w ciąży, też tego nie zmienia. Bo, jak wielokrotnie powtarzałam, jest to ciąża niechciana. Niektóre kobiety nie posiadają czegoś takiego, jak instynkt macierzyński. To są zwyczajne brednie kobiet, które są matkami, że takie coś odpala się przy własnym dziecku. Nie, właśnie nie. Mówi się, że tylko krowa zdania nie zmienia, a co jeśli nie tylko ona? Co jeśli bywają osoby twardo stąpające po ziemi, uparte przy swoich przekonaniach i silnie broniące swoich poglądów? Gadanie im, że z wiekiem, to się zmienia, bądź kobietą gdy urodzą, jest najbardziej krzywdzącą rzeczą. Nie wolno, nikogo mierzyć swoją miarą. Tobie sprawie, to szczęście ok, ale innym posiadanie zwierzaka sprawia większe szczęście, niż wrzeszczący nad uchem dzieciak. I ja jestem jedną z takich osób. Jeśli zgodzę się urodzić, nie oczekujcie, że stanę się spełnioną matką. Nie posiadam instynktu macierzyńskiego i magicznie nie załączy mi się po porodzie. Nie lubię dzieci i taka jest prawda. Ciąża jest dla mnie tragedią, męką, najgorszym co mogło spotkać, ale nie jestem też taki kompletnym potworem. I tylko ta jedna rzecz daję nadzieję, lecz nie na zmiany. Zdania nie zmienię, ale nigdy nie postąpiłabym jak Marry. Zdarzyła się wpadka, ale byłabym w stanie wziąć za nią odpowiedzialność. Mogę za dziećmi nie przepadać, ale swojemu bym tego nie okazała. Nie pozwoliłabym mu czuć się tak, jak ja się czułam przy Marry. Nie dałabym mu po prostu odczuć, że jest niechciane. Może, to ta reszta empatii, która doszczętnie jeszcze we mnie nie zanikła, ale jest na dobrej drodze do wyeliminowania. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz