Rozdział 26 Coroczny zjazd

231 24 4
                                    


Gdy wstałam o godzinie 10:30, wujka w domu już nie było. Najwidoczniej wyszedł wczesnym rankiem, aby dopilnować wszystkiego na tip-top, dla gości. Co roku narzeka, że dużo pracy czasu zajmują mu przygotowanie i powoli ma dość organizacji zjazdów, ale w rzeczywistości widzę, ile frajdy mu to sprawia. W końcu tu jedyny taki czas w roku, kiedy nie trzeba się niczym przejmować i można skupić tylko na sobie, a właściwie na należytym odpoczynku. Z wiadomych powodów nie przepadałam za tym, ale zawsze miło przyglądało mi się z boku, jak bardzo się starał i jak go to pochłonęło. Natomiast, kiedy odjeżdżali, przychodziłam na klub pożegnać się, życzyć bezpiecznej podróży i machałam im, jak szalona, póki nie zniknęli z mojego pola widzenia. Wtedy mogłam wracać już do domu. Teraz jest inaczej. Zamiast iść życzyć im udanego wypoczynku, zakładam zapakowanymi najpotrzebniejszymi rzeczami plecak. Zaglądam do garażu powiedzieć do widzenia mojemu Harlee, głaszczą rumaka po baku i obiecuję długą, samotną przejażdżkę, aż po horyzontu kres, pokonując niezliczone kilometry i ścigając emocje. Odkryjemy na nowo razem świat, oddając się wolności, a przy okazji poszukamy przygód wśród malowniczych krajobrazów. 
Upewniłam się, że garaż jest zamknięty, wróciłam do kuchni przez drzwi wewnętrzne, zamknęła je, ogarnęłam na szybko wzrokiem dom, czy wszystko wyłączone. Przecież nie chcielibyśmy puścić chałupy z dymem pod naszą nieobecność, bądź wrócić do pustego domu, ponieważ zapomnieliśmy zamknąć któreś z drzwi. Ze stolika w przedpokoju zabrałam swoje klucze, a przed wyjściem z domu uzbroiłam alarm, jak rozkazał wujek poprzez zostawienie mi na lodówce karteczki z informacją. 
Zanim jednak udałam się na Clubhouse Sons of Odin, zrobiłam sobie krótki spacer po The Biggest Little City in The World" (Największego Małego Miasteczka Na Świecie). Tak, nasze miasto nadało sobie taką nazwę. Swoją drogą wiecie, że mamy własne kasyna, z których słyniemy? Prócz tego znani jesteśmy ze zjazdów i wyścigów fanów motocykli, ale o miłośnikach klasycznych samochodów też pamiętamy i również mają swój zjazd połączony z wyścigami. W maju obchodzimy Cinco de Mayo -meksykańskie święto. Czerwiec, to pora na Reno Rodeo.  Wrzesień, to czas zawodów balonów. Niby miasteczko liczące zaledwie ponad 200 tysięcy mieszkańców, a wcale się w nim nie nudzimy. Przyznam, że chętnie biorę w tym udział. Najbardziej uwielbiam Cinco de Mayo, zjazdy motocyklowe i zawody balonami, to jest dopiero coś niesamowitego. Zapomniałam mamy też sporo barów oraz klubów nocnych, więc wybór miałam duży, kiedy popadłam w nie najlepszy okres w moim życiu. Na szczęście miałam przy sobie osoby, które wskazały mi właściwą drogę, nie pozwalając mi doszczętnie zatopić się w nieodpowiednim towarzystwie i szkodzących używkach. Gdyby nie on, nie wiadomo jak dziś wyglądało, by moje życie. I szczerze, wolę nawet o tym nie myśleć. 
Zrobiłam sobie sentymentalny spacer ulicami, którymi niegdyś dużo chadzałam. Z ciekawości przeszłam też koło domu. Nic się nie zmieniło, jak stał i pustoszał, tak dalej stoi i pustoszeje. Interesujące, kiedy doszczętnie zniknie pod naporem czasu. Bo szczerze wątpię, bym kiedykolwiek chciała tam wrócić. W przeciągu 9 lat weszłam tam tylko raz, po mój stary dziennik i zrobiłam to dopiero niedawno. 
Na godzinę 11:30 dotarłam na teren Clubhouse'u. Gdzie praktycznie wszyscy byli już gotowi do wyjazdu. Właśnie dopinali ostatnie sprawy, kiedy towarzyszące mężczyzną kobiety prowadziły wesołą pogawędkę między sobą w oczekiwaniu na panów. Tak z ciekawości część z nich, a nawet powiedziałabym, że znaczna część z nich była w posiadaniu kurtek, czy to kamizelek z naszywką na plecach Property of...czyli są Old Lady i należy im szacunek od innych kobiet, które tej naszywki nie posiadają. W pewnym sensie są niżej od nich, więc powinny się słuchać Old Lady, które mają prawo po części opiekować się innymi paniami. Inaczej ma się kwestia w przypadku Queen, która po otrzymaniu można powiedzieć takiego statusu, staję się nawet ważniejsze od Old Lady i wtedy ona jakby zaczyna sprawować pieczę nad dziewczynami przebywającymi koło klubu. Taka trochę matka, która się zatroszczy, wprowadzi w świat zasad, powie co i jak i kiedy. Ciekawostką jest też, że jeśli kobiety jadą same swoimi motocyklami bez obecności mężczyzn, mogą jechać w swojej formacji, której przewodzi właśnie owa Queen. Lecz, jak zawsze wszystko zależy od danej jednostki, grupy, klubu, czy wytyczonych zasad. Bo choć w większość nie różnią się od siebie, to czasem lubią bywać wyjątki od reguły. Swoją drogą Queen, to żona King'a - Presidenta klubu MC. To taki slang, jak w przypadku określenia Old Lady, które nie ma nic wspólnego z tym co znaczy.
Idąc placem, niestety mam wrażenie, że co po niektóre z kobiet posiadających naszywkę uważają się za lepszy. Owszem w teorii tak jest, ale w praktyce nie muszą spod byka patrzeć na panie, które ich nie posiadają, jak w moim przypadku. Nie czuję się komfortowo, przechodząc koło nich. O przyznaniu naszywki decyduję mężczyzna, z którym jest dana kobieta. Jeśli uzna, że jest tego warta, po naradach ze swoim Presidentem i późniejszym głosowaniu przez członków klubu, jeśli wszyscy wyrażą zgodę, może wręczyć jej kurtkę, bądź kamizelkę - to już zależne od danego klubu co preferują. 
Ja faceta w klubie nie mam, więc i takiego przywileju mi brak, ale nie różnię się niczym od nich. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze miałam problem nawiązać kontakt z tym typem kobiet. Nie wszystkie rzecz jasna, takie są, spotkałam na swojej drodze wiele życzliwych mi dam, ale je mogę policzyć spokojnie na palcach jednej ręki.
Odszukałam wzrokiem wujka Roger'a. Rozmawiał z innymi klubowiczami, więc nie chcą mu przeszkadzać, stanęłam nieopodal, czekając, aż zakończy. Po kilku minutach rozeszliśmy się wszyscy, kierując każdy do swojego motocykla. Czyli czas się zbierać. Maszyny zapakowane, wikingowie dosiadają już swoich rumaków, kobiety również zajmują miejsca pasażerek za nimi. Hm, a może powinnam powiedzieć, że plecaczki wracają na swoje miejsca, ale to mogłoby być zbyt uszczypliwe. Szczególnie że nie wszystkie w towarzystwie, to rasowe sucz.
Jak zwykle podeszłam do motocykla wujka Roger'a. Gdyż jedyny plecak, jaki posiada i jakim byłam, to tylko i wyłącznie jego. Od 16 roku życia niezmiennie, aż do 25 lat. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz