Rozdział 37 Ufasz mi?

190 19 2
                                    


Zbudziłam się z samego ranka, sądząc po tym co mogłam dojrzeć przez szpary w deskach, przypuszczałam, że mogło dopiero świtać. Wyślizgnęłam się po cichutko z objęć Nils'a. Nie chciałam, by Jeylen natknął się na ten widok, bo jeszcze nie potrzebnie wpadnie w szał, a jak widać, on tego nie kontroluje. Zresztą chciałam, żeby chwilę odpoczął jeszcze wiking, gdyż niestety kolejny, jak przypuszczam ciężki dzień przed nim. Przystanęłam chwilę, spoglądając na niego. Wyglądał tak niewinnie i spokojnie, jak spał. Otarłam wierzchem dłoni pojedynczą łzę, która zabłądziła bez pozwolenia w mym oku, po czym cicho jak myszka przystawiłam ucho do drzwi. Nie dosłyszałam żadnych kroków, najwidoczniej oprawcy jeszcze spali. Postanowiłam zatem wykorzystać okazję i z nadzieję rozejrzeć się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby pomóc mi w ucieczce. Przetrząsnęłam starą komodę - pusta, szuflady również. Stolik z szufladą przy kanapie -  pusty. Z desperacji sprawdziłam nawet za kanapą oraz pod łóżkiem, ale prócz ale prócz gigantycznych kotków kurzu i jakiegoś zdechłego robala nie znalazłam nic interesującego. Podeszłam więc od okna, szukałam jakieś, luki większej między deskami, lub luźnego gwoździa, przez którego deska słabiej się trzyma i może uda mi się ją ściągnąć. Starałam się je podważyć jakoś i już miałam się poddać, gdy przestraszyło mnie skrzypnięcie łóżka. Mało zawału nie dostałam, odskakując przerażona w bok. Zobaczyłam, że Nils się obudził, przyłożyłam palec do ust, dając mu znać, aby był cicho. I kiedy nerwowo odwróciłam od niego wzrok w kierunku drzwi, wkradające się do pomieszczenia promienie budzącego się słońca, padały wprost na drewnianą komodę nieopodal wejścia. Pod nią coś mi błysnęło. Podkradłam się na palcach do mebla, prawie jakbym próbowała się ukryć przed jego wzrokiem, a przecież to tylko stary mebel. Uklękłam na ziemi, wsuwając rękę w nieznaną przestrzeń brudu i uśmiechnęłam się z widoczną ulgą, gdy wymacałam pod opuszkami palców zimną stal. Chwyciłam narzędzie i natychmiast odwróciłam się w kierunku wikinga, pokazując mu z dumą swoje znalezisko. Najwidoczniej musiał mi wczoraj wypaść z ręki ten nóż, kiedy ktoś zaatakował mnie od tyłu. Natomiast napastnicy byli zbyt zajęci katowaniem Nils'a, żeby dostrzec ten mały drobiazg. I dzięki nie uwadze mężczyzn, ja mam teraz narzędzie, którym będę w stanie podważyć gwoździe. Wiking obserwował mnie z uwagą. Nie miał pojęcia, co siedzi aktualnie w mojej głowie i ja po części też nie miałam. Wiedziałam, że muszę usunąć deski z okna, ale nie do końca wiedziałam co potem. Ponieważ nawet jeśli utoruję sobie drogę ucieczki, nie zostawię swojego faceta. Mogłabym nie zdążyć, wrócić z pomocą na czas. Natomiast jeśli on faktycznie ma złamane żebra, może mieć drobny problem z wyjściem przez okno i szybką wędrówką. Nie wiem, ale tym później będę się martwić, wpierw deski. Zaczęłam podważać nożykiem gwoździe. Początek polegający na wsunięciu pozioma ostrza pod 5 milimetrową główkę, po czym podważam, ostrożnie uważając, żeby się nie skaleczyć. Pierwszy 5-centymetrowy gwóźdź wychodzi bez problemu ze skorodowanej wilgocią deski. Z drugim stawiał nieco większy opór, przez co niechcący nadziałam sobie na czubek noża opuszek kciuka, ale zdusiłam w sobie jęk. Krew dość szybko pojawiła się na palcu, wytarłam ją w spodnie, bo nie miałam teraz na to czasu. Spróbowałam raz jeszcze, udało się. Nie wyszedł z deski, ale odpuścił na tyle, że byłam w stanie ją odchylić. Wyglądałam z nadzieją za dojrzenie czegoś w lesie przez brudną szybę. Jednak nic nie mówiło mi to otoczenie. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy. Nie widzę też żadnej żywej duszy dookoła, prócz nas - pseudolokatorów, zapomnianego przez świat domku. Możliwe również, że znajdujemy się nieopodal Reno, a moja orientacja osłabła przez zasłonięte oczy podczas jazdy tutaj. W każdym razie, dookoła panowała martwa cisza. Już miałam ponownie, podnosić deskę i chciałam ją przyczepić tak dla niepoznaki, bo jeszcze trzymały ją wbite do ściany dwa gwoździe na jej końcu, więc była w miarę stabilna, póki jej się nie dotknęło. Jednak coś mnie tchnęło. Wytężyłam bardziej wzrok. Coś się poruszyło daleko w krakach przede mną. Nie widziałam, jeszcze co to było, usłyszałam natomiast jakiś warkot, który stopniowo zbliżał się do chaty. Im bliżej był, tym bardziej pewna byłam, że słyszę crossa, a właściwie kilka crossów. Ucieszyłam się na ich dźwięk. Ponieważ znaczy, to że nie jesteśmy na kompletnym odludziu, jeśli są ludzie. I sprawa druga, może jakoś nam pomogą. 
Zawiodłam się niestety, gdy usłyszałam, że hałasy cichną. Znaczy, to, że się oddalają. Straciłam nadzieję, ale na szczęście odzyskałam ją, gdy już chciałam się poddać i ponownie zakryć okno. Jeden z nich wyjechał z zarośli, zatrzymując się naprzeciwko okna. Spojrzał w moim kierunku, więc postanowiłam wykorzystać szansę, zaczęłam do niego machać, starając się zwrócić jego uwagę. Drażniło mnie, że tak długo się zastanawia, czy podjechać bliżej, ale w końcu się zdecydował. Mężczyzna w kasku, wyłączył silnik, gdy palcem pokazałam mu, żeby był cicho, zatrzymał też swoich przyjaciół gestem ręki, żeby nie podjeżdżali. Zbliżył zamaskowaną twarz do szyby, a ja odsunęłam się trochę na bok, żeby zwiększyć mu pole widzenia. Prawdopodobnie dojrzał cierpiącego z bólu Nils'a w drugim końcu pokoju, bo pokazał na niego palce. Skinęłam wtedy głową i wypowiedziałam niemo słowo help, pokazując mu gest otwartej dłoni ze zgiętym kciukiem, po czym zacisnęłam ją w pięść, zamykając w niej palec. Nieznajomy uważnie mi się przyglądał, ciężko było mi ocenić, czy zrozumiał, czy nie. Zatem spróbowałam inaczej, cały czas niemo ruszając ustami, powtarzałam słowo help, malując mu je w powietrzu. W końcu chuchnęłam na szybę i na niej napisałam pomocy, bo wydaje mi się, że nie rozumiał. Jednak teraz chyba do niego dotarło, ponieważ pokiwał pośpiesznie głową. Wyszeptałam pod nosem, dziękuję, smutno się uśmiechając, po czym zasłoniłam z powrotem okno dla niepoznaki. Dostrzegłam jeszcze przez szparę, że wyjmuję telefon i wraca do swoich znajomych. 
Mam nadzieję, że zrozumiał przekaz i wyrwiemy się z tego miejsca.
 Schowałam nóż pod dywan w rogu pokoju. Lepszej kryjówki nie znalazłam. Nie chciałam, żeby rzucał się w oczy, a nosić przy sobie go nie mogę, ponieważ jeszcze uderzy mnie któryś z nich, upadnę niefortunnie i sama ze swojej głupoty wyrządzę sobie krzywdę. 
Podeszłam do wikinga, który z trudem dźwignął się z widocznym grymasem bólu do pozycji siedzącej. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz