Zostałam wypisana ze szpitala i mogłam wrócić do domu, pod warunkiem że będę odpoczywać i nie forsować się, by ciąża znów nie była zagrożona. Hm, ja i odpoczynek bierny? To może być nie lada wyzwanie, ale już wiem, że nie będę miała wyjścia. Gdyż już wszyscy dookoła dobrze będą tego pilnować.
Od samego progu przywitał mnie ochoczo skaczący na mnie Ragnar, którego musiał uspokoić Nils, by przypadkiem w swojej radości, nie wyrządził mi krzywdy. Ragnar jest pociesznym psem wbrew opinii publicznej o rasie tych psów, ale jest też takim trochę słoniem w składzie porcelany. Z delikatnością nie ma nic wspólnego. Dosłownie taki ciosany, prymitywny klocek, ale nasz klocek. Klocek, ponieważ odkąd z nami mieszka trochę, a nawet bardzo trochę przybrało mu się na wadze. Nie przypomina już psiaka z początku, nawet niektóre blizny ładnie się zagoiły, skrywając pod krótką sierścią. Być może taka drastyczna zmiana w jego zachowaniu oraz wyglądzie wzięła się stąd, że zawsze ma pełną miskę i może podjadać kiedy dusza zapragnie, przemilczę już szczegół wymuszanych smaczków. Istnieje możliwość, że tak ociupinkę, ale dosłownie odrobinkę go rozpieściliśmy. Śpi, gdzie chce, robi, co chce i kiedy chce, a zabawek ma tyle, że walają się dosłownie wszędzie, ale co zrobić kiedy to nasz taki kolejny synuś. Czteronożny co prawda, ale synuś.
Jednak powitania nie był to koniec. Z kuchni wyskoczyła Roza, ciekawe kiedy przyjechała. Towarzyszyły jej dziewczyn wikingów. Momentalnie zaczęły się przeprosiny, jakby to była ich wina, a pod żadnym względem nie było, to prawdą. Przecież nie mogłyśmy przewidzieć, że pod domem ktoś czyha, a wyjście na ogród po piłkę Ragnara okaże się niebezpieczną przeprawą. Absurdalnie nawet to brzmi. Kobiety złapały mnie za nadgarstki i pociągły za sobą rozweselone wprost salonu, wyrzucają w międzyczasie Nils'a z domu pod pretekstem, że wikingowie już czekają na niego w klubie. I faktycznie, jak się później dowiedziałam, klubowicze zorganizowali męski wieczór, a ich wybranki damski wieczór dla mnie. I tak zaczęło się nasze wspólne, osobne świętowanie. W czasie gdy mężczyźni na pewno kosztowali przeróżnych trunków w doborowych towarzystwie. Kobiety uznały, że czas podzielić się swoimi planami. Przy stole zastawionym słodkościami, dobrymi winami, którymi mogłam się jedynie obejść smakiem. Dla mnie przygotowano mój ulubiony sok grejpfrutowy oraz pomarańczowy w całkiem sporej ilości, nie do przepicia na raz.
Zaskoczyłam się, gdy powiedziały mi, że od jakiegoś czasu zastanawiają się, jak powinien wyglądać nasz ślub oraz wesele. W jednym byłyśmy zgodnie. Inne klimaty, niż motocykle nie wchodzą w rachubę.
Po 2-godzinnej batalii słownej na temat czym mamy jechać do ślubu, gdzie ma się odbyć, jakie stroje planujemy dla siebie, a jakie dla druhen oraz drużb i jakie dekoracje wybrać. Myślałam, że zwariuję zaraz od tego natłoku myśli. Całe szczęście odetchnęłam z ulgą, jak oznajmiły mi, że one już się zajmą całą organizację. Wspólnie ustaliłyśmy teraz, że nie będzie to typowy, klasyczny ślub w kościele, o jakim marzy każda panna młoda i na jaki się decyduję. Nie jestem zwyczajną dziewczyną, lubię wyróżniać się z tłumu swoim oryginalnym wyglądem, nietuzinkowymi poglądami. Cenię sobie wolność, niezależność i nie lubię, gdy jestem ograniczana. Dlatego z tradycyjnego ślubu zachowa się jedynie biała sukienka. Jednak dostanie nietypowe dodatki, a skórzana kurtka będzie jednym z obowiązkowych. Lecz jej doborem również zajmą się kobiety, ponieważ uznały zgodnie, że nie może być to zwykła, nudna kurtka jak na co dzień. Musi się wyróżniać z tłumu w tym wyjątkowym dniu. Zatem nadruk na jej plecach pozostanie dla mnie niespodzianką, aż do dnia ślubu. Śnieżnobiałe szpilki, które powinni być nieodzownym elementem stroju, zastąpię płaskimi, za kostkę i ćwiekowanymi, ponieważ do ślubu pojedziemy motocyklami. Zatem sukienka będzie musiała być asymetryczna. Pojedziemy formacją, ale inną niż jeżdżą nasi panowie. W drodze na ślub i w drodze z niego, na miejsce, gdzie odbywać się będzie wesele, a zapewne zorganizujemy je na Clubhouse'ie wikingów, gdyż nie ma bardziej przesiąkniętego motocyklizmem miejsca, niż to, a przecież właśnie o takie nam wszystkim chodzi i ponoć ta propozycja wypłynęła od samych wikingów. Cieszy mnie, że wszyscy tak chętnie chcą z nami przeżywać ten dzień i być jego odłączną częścią, choć i tak by przed tym nie uciekli.
Przodem będzie jechał cały klub Sons of Odin rzecz jasna w swoich barwach. Pośrodku będziemy jechać my - ja oraz Nils, który również będzie miał ubrane barwy klubowe. Natomiast za nami będzie jechać, klub The Liberty Eagles również dumnie reprezentując swoje barwy. Za nimi już pojadą wszyscy inni zaproszeni przez nas goście, którzy są niezrzeszeni.
Dałam kobietom jeszcze jedno wyzwanie. Mianowicie poprosiłam ich, żeby połączyły ze sobą motyw wikingów z motywami motocyklowymi. Moje dwa ukochane tematy. Cieszę się, że one jako moje druhny zajmą się przygotowaniami, ponieważ ja nie mam o tym kompletnie żadnego pojęcia, a one już organizowały wzajemnie swoje śluby. Nie mogę się doczekać, co wymyślą, znając ich bujną wyobraźnię, na pewno się nie zawiodę. Szczególnie że wystarczy spojrzeń, jak cudnie przygotowały pokoje dla maluchów. Za ten gest również jestem im bardzo wdzięczna. Swoją drogą nie musimy przemalowywać pokoi. Axel zamieszka w pokoju po moim bracie, którego ściany są w kolorze niebieskim, a Laila zajmie mój dawny pokój o jasnoróżowych ścianach. Właśnie à propos maluchów, ślub odbędzie się dopiero, jak urodzę, bo wizja iść z brzuchem do ślubu, komplikuję mi kilka planów. Zresztą chcę czuć się wyjątkowo, ładnie. Nie chcę niedopasowanej sukienki, męczenia na każdym kroku i innych niepotrzebnych w tym dniu objawów. Natomiast po urodzeniu zalecany jest przynajmniej 7-dniowy odpoczynek, polegający głównie na leżeniu, ewentualnie siedzeniu w pozycji na półleżącej, czyli praktycznie dalej wychodzi na to samo. Dodatkowo moje nowe przyjaciółki, które już przechodziły, poród sprawiły, że popadłam chyba w jeszcze większą depresję, wymieszaną z przerażeniem. Jedne porównały, to do silniejszych bóli menstruacyjnych i to jeszcze bym jakoś zniosła, ale zaraz inne je skorygowały, że to nie żadne bóle menstruacyjne, lecz rozrywający ból, porównywalny do łamania kości. Nie muszę mówić, że zamarłam ze strachu, jak to usłyszałam. Szczególnie że ja muszę urodzić, aż dwa razy! Przecież ja tam umrę na tej porodówce, a Nils będzie musiał zmierzyć się z wyzwaniem samotnego ojca, bo ja nie dam rady tego przeżyć.
Ciekawa jestem trochę, jak będzie wyglądało moje przyszłe życie, ale przeraża mnie ono zarazem. Tak wiele nowych rzeczy do nauczenia.
CZYTASZ
Podróżując stalowym rumakiem
ActionRyk silników, wiatr we włosach, uciekający pod stopami asfalt - poczucie wolności, buntu, niezależności okraszone wspólną pasją, braterstwem oraz wzajemną pomocą. Powoli zagłębiasz się w ten świat. Wpierw podziwiasz z zachwytem z oddali. Potem zaczy...