15.

139 20 19
                                    

Luz

Dni mijały... chciałabym powiedzieć, że miło, cicho i spokojnie, jak na spędzanie czasu u babci przystało, lecz takie były noce, kiedy zostawałam sam na sam ze swoimi myślami. Ja i babcia to dość... chaotyczne duo, a spokój oraz cisza to ostatnie co by mogło się wydarzyć. Zaskakującym jest fakt, że kobieta tak dobrze się trzyma zważywszy na swój wiek.
Bawiłam się naprawdę świetnie i zupełnie nie myślałam o niczym, co za sobą zostawiłam. No prawie.
Kogo ja próbowałam oszukać? Było mi ogromnie przykro. Nadal myślałam o biednej Amity w zamku uziemionej głębiej niż pod ziemią i rozpaczającej nad tym co się stało. Gdyby mnie nie poznała, do niczego takiego by nie doszło. Dziewczyna sądziła, że sprawiłam jej życie lepszym, ale co ja takiego tak naprawdę zrobiłam. Wyjęłam ją spod łapsk jej bezwględnych rodziców? Nie. Pomogłam jej chociaż cokolwiek z tym zrobić? Absolutnie nie.
Nawet nie obmyśliłyśmy żadnego planu w tym kierunku. Jedyne co, to pomagałam jej w ucieczkach i innych złych rzeczach. Może i przez chwilę sprawiłam, że czuła się dobrze, ale od tego są koleżanki. Nie jestem materiałem na przyjaciółkę Amity, a tymbardziej bratnią duszę, bo tym właśnie są ludzie powiązani głębszym uczuciem. Nie ma miłości bez przyjaźni. Do tego miłość to niewyobrażalne pojęcie dwóch dusz, które są ze sobą kompatybilne, dopełniają się wzajemnie, co czyni je owymi bratnimi duszami.
A moje śmieszne uczucia nie równają się z tą definicją.
Chciałabym tylko móc powiedzieć jej, że mi przykro.

Następnego dnia miałam wracać do domu. Czy odpoczęłam? Fizycznie, owszem. Z myślami trochę gorzej, ale lepsze to niż nic.

Amity

Leżałam całymi dniami w łóżku.
Pierwszego dnia nie byłam w stanie opanować duszącego płaczu. Kolejne mijały zupełnie obojętnie. Bez życia.
Kłamałam w sprawie bólu brzucha, czy innych dolegliwości tylko po to, aby uniknąć konfrontacji z moją rodziną.
Nie rozumiałam czemu aż tak to przeżywałam. Za pewne wynikało to z niemożności wyjaśnienia Luz jak było naprawdę. W moich myślach przeklęłam samą siebie „Co ja wygaduję". Zanim poznałam te dziewczynę, owszem odczuwałam mnóstwo dobrych uczuć, ale nie takich. Te są zupełnie inne i choć nie mogę ich wyjaśnić, to jestem w stanie powiedzieć, że są niesamowite. Teraz czuję jakby odebrano mi coś bez czego nie da się żyć. Bez Luz nie mogę oddychać.

Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Oczekiwałam właśnie na leki, gdyż „bolała mnie głowa". Pod swoim łóżkiem miałam pokaźną kolekcję nieprzyjętych lekarstw.
Natomiast, kiedy ujrzałam złotego strażnika nieźle się zdziwiłam. On w ogóle mógł tak sobie przychodzić kiedy mu się zachciało?

-Witaj Amity. Przekrętem zamieniłem się na role ze sługą niosącym tabletki dla ciebie, ale założę się, że nie bolącą głowę należy uleczyć, lecz złamane serce.

-Eee... a-ale... Jakie serce? Nie mam pojęcia o czym mówisz. Zupełnie nie wiem, ale jeżeli masz na myśli mnie i...- nie dokończyłam, gdyż Hunter mi na to nie pozwolił.

-Oh, Amity. Mam na ciebie oko z polecenia, ale przejmuję się tobą od serca. Wiem jak to jest żyć w potrzasku. Nie mam rodziny, nawet nie wiem czy kiedyś ją miałem. Od dziecka wykonuję polecenia, którym nie mogę się postawić. Oboje nie mamy wyboru. To okropne prawda? Fizycznie jesteśmy zdolni do absolutnie wszystkiego. Teoretycznie rzecz biorąc jesteś wolnym  człowiekiem z własną świadomością, lecz nakład społeczeństwa, zasad i ludzi wyżej postawionych od ciebie sprawia, że jesteś ograniczona jak nigdy. Możesz wszystko, a nie możesz nic.- Mówiąc to przysiadł na moim łóżku opierając łokcie na swoich kolanach, a twarz na dłoniach. Po ostatnim zdaniu zwrócił wzrok ku mnie.- To co mówię nie ma sensu prawda?

Nie odpowiedziałam nic, tylko go przytuliłam.

-Jest mi przykro, ale jednocześnie cieszę się, że ktoś mnie rozumie.- po czasie odpowiedziałam.

-Wybacz mi, ale nikt nie wie, że tu jestem. Muszę wracać do pracy, której przed balem mam po uszy, ale jeśli kiedykolwiek byś potrzebowała porozmawiać, to wiesz gdzie mnie znaleźć.

Po tych słowach wyszedł, a ja również zdecydowałam się opuścić swoje łóżko. To co powiedział było dołujące, ale świadomość tego, że nie trwałam w tym odczuciu sama w pewien sposób podniosła mnie na duchu.

Wracając do sprawy balu. Miał on się odbyć następnego dnia, a mojej partnerki tu nie było. W takim razie ja też nie zamierzałam się tam pojawiać. Planowałam zająć się sobą. Właśnie tak! Układanie ubrań w garderobie, porządek w biblioteczce i wiele innych.
Tak naprawdę moim celem nie było sprzątanie w pokoju, a w głowie.
Złudne wrażenie, że skoro w okół mnie będzie porządek, to w umyśle również nastanie.
Cóż, lepsze to niż nic.

Następnego dnia

Amity

Obudziły mnie promienie słoneczne padające wprost na moją twarz. Z tego wszystkiego nie pomyślałam o zasłonach.
Było wcześnie. Za wcześnie, a ja nie miałam co ze sobą zrobić.
Kiedy postanowiłam opuścić łóżko, do mojego pokoju wparowała mama przypominająca o „dobrym nastawieniu i doskonałym wyglądzie na dzisiejszym wydarzeniu" i żebym zeszła na śniadanie. Jak powiedziała, tak też zrobiłam.

Przez cały poranek próbowałam zebrać się na oznajmienie rodzicom, że nie chciałam brać udziału w balu, ale nie miałam wystarczająco odwagi. Moje próby przekonania ich, aby mi pozwolili za pewne skończyłyby się brakiem oczekiwanego przeze mnie rezultatu, a na dodatek wielką rodzinną kłótnią, czym odebrałabym im możliwość cieszenia się z balu. Wpadłam więc na lepszy pomysł.

Do stołu udałam się niemrawym krokiem, dyskretnie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak. Nic nie jadłam, tylko błądziłam bez celu widelcem po talerzu.

-Amity, dobrze się czujesz?

Pytanie ojca było częścią sukcesu.
Odpowiedziałam tylko twierdzącym kiwnięciem głowy.

Miałam jedyną szansę. Jeżeli coś wyglądałoby nienaturalnie, to nici z mojego planu.
Kiedy rozmowa osiągnęła szczyt i każdy był nią zajęty, wykorzystałam moment. Przechyliłam się na bok dając swojemu ciału upaść oraz zrezygnowałam z kontroli. Uderzenie było naprawdę bolesne, ale musiałam powstrzymać jakiekolwiek łzy, czy inne oznaki bólu, aby było wiarygodnie.
Reakcja rodziny była niezwłoczna. Po chwili otworzyłam delikatnie oczy sprawiając wrażenie oszołomionej.

Małe omdlenie załatwiło sprawę.
W trosce o moje zdrowie rodzice wręcz nalegali, abym odpoczywała z powodu rzekomego osłabienia.

Źle mi było z kłamstwem, ale jeszcze gorzej by mi było na balu bez Luz.

~~~~~~~~~~~~~~~
Nigdy nie sądziłam, że tyle wspaniałych osób będzie czytało coś co tworzę.
Jestem niesamowicie wdzięczna za wszystkie komentarze i gwiazdki, które zachęcają mnie do dalszego pisania.<3
Do następnego!
Byeee!!!<333

Royal Family ~ LumityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz