31.

67 10 38
                                    

Hunter

*mini skip time*

Dni mijały szczególnie szybko. Przepełniał mnie lęk przed możliwością niewyrobienia się na czas, bądź na wypadek totalnego niewypału. Jednak dzień koronacji w końcu musiał nastać.
Zdawał sie on odbywać bez żadnych komplikacji. Wszystko było na swoim miejscu i we wszelakim porządku. Jednak strach przed niepowodzeniem mnie nie opuszczał. Bardzo się stresowałem, choć próbowałem to w sobie uciszyć i pogrążyć w tyle nierozwiązanych oraz niedoprowadzonych do końca myśli. Trafiało tam wszytsko, z czym nie mogłem sobie poradzić, lub to, co mnie przygniatało swoim ogromem.

Choć było to nie do końca zdrowe, to odparłem swój stres zamykając go w sobie. Musiałem zachować powagę i skupić się na tym, co naprawdę ważne.

Los mój i moich przyszłych poddanych od tego zależał.

Jednak nie lubiłem nazywać ludzi moimi poddanymi. Nie miałem im nakazywać, tylko pokazać im drogę. Być ich przywodca po nieznanych wodach. Miałem być im ku pomocy oraz być ich wsparciem. Chciałem zaistnieć, poczuć się potrzebny i spełniony w tym, co robię.

Czas mi uciekał non stop podczas ostatnich dni. Mało kiedy miałem okazję, by zrobić coś dla siebie, czy aby udzielić owego czasu komuś bliskiemu. Obowiązki mnie całkowicie pochłonęły i nie chciały uwolnić. Jednak procedury były wymagające i to było zrozumiałe. Wierzyłem jednak, że gdy będzie po wszystkim, to reszta się jakoś rozjaśni. Bałem się także przewodzić państwem w pojedynkę choć, oraz możliwości utraty zmysłów. Jakkolwiek by to nie brzmiało, władza prowadzi ludzi przez różne ścieżki i potrafi końcowo zaprowadzić do wszelakich skutków. Czułem się taki mały w tym wszystkim, choć mimo całego ogromu, chciałem tego. Wiedziałem, że nie ma nikogo innego na moje miejsce. Motywowalo mnie to wbrew pozorom pomimo braku konkurencji. Walczyłem z samym sobą, by stać się najlepszą wersją siebie.

Z roztrzepanych i pozbawionych ładu oraz składu przemyśleń wytrącił mnie Alador.

Mężczyzna odwiedzał moją osobę bardzo często pomagając wprowadzić mnie we wszystkie procedury oraz w królewskie sprawy jak i gospodarcze czy społeczne reguły.

-Wszystko zdaje się być na swoim miejscu. Wystarczy czekać do dnia koronacji i wygłoszenia mowy, jak i przejęcia berła oraz złożeniu świętego podpisu. Poradzisz sobie młody?- poklepał mnie po ramieniu spoglądając na mnie pytająco.

-Na pewno. W końcu mam wsparcie.- uśmiechnąłem się smutno nie wiedzieć czemu spoglądając na twarz zatroskanego mężczyzny.

-Byłem mniej więcej w podobnym wieku, gdy sam zasiadłem na tronie.- zdziwiła mnie ta informacja.- Zdaje się, że widać po mnie lata użerania się z tym wsyztskim.- zaśmiał się.

Fakt, jego twarz wbrew pozorom mimo wciąż młodego wieku była pomarszczona i dopełniona niemałymi worami pod oczami odznaczającymi się ciemnawą barwą.

-To był ogrom obowiązków oraz wielka odpowiedzialność. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek mógłbym zasiąść na tronie. Mój ojciec wcale nie był taki stary. Miałem także starszego brata, który był pierwszy w kolejce do tronu i bogatego ożenku, jednak...
-zatrzymał się na moment głośno wzdychając i spuszczając wzrok.- Mój ojciec, jak i starszy brat mieli wypadek... Śmiertelny. Pewnego razu udali się konno do innego królestwa w celu interesów. Niefortunnie rozpętała się ogromna burza. Poprzedzał ją nieduży deszcz, także nie zniechęcało to ich do dalszej drogi. Kiedy zrobiło się niebezpiecznie, droga powrotna była równie ryzykowna, co trwanie przed siebie. Konie się spłoszyły. Nie do końca wiadomo co dokładnie się stało. Jednak obecny przy nich tej nocy mój młodszy brat doniósł, że górzyste tereny przyczyniły się do ich śmierci, jak możesz sobie wyobrazić. Mój młodszy brat sam popełnił samobojstwo jakiś czas po tym tragicznym wydarzeniu. Nie mógł znieść tego wszystkiego w dodatku czasy były mroczne.

Royal Family ~ LumityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz