20.

181 18 44
                                    

Luz

-Hej mamo.- rzuciłam szybko zapominając się, że przecież przed chwilą byłam nieco zestresowana, na co otworzyłam szerzej oczy.

Mama znajdowała się w kuchni, a kiedy wraz z Amity do niej dołączyłyśmy zaczęłam.

-Mamo, wiem, że przede mną jeszcze długa droga w życiu i czeka mnie wiele niespodzianek, ale znalazłam osobę z którą chciałabym ją przemierzać ramię w ramię jako...- spojrzałam na Amity i nie wiedząc co powiedzieć po prostu chwyciłam jej dłoń.

Nie byłam zbyt dobra w takie rozmowy, ale kobieta zrozumiała, a wyraziła to ściskając nas do siebie.

-Tak się cieszę moje kochane. Amity, czuj się u nas zawsze mile widziana.- mówiąc poluźniła uścisk.- Idealnie się składa, bo właśnie upiekłam ciasteczka. Skusicie się?

Po mile spędzonym czasie z moją mamą udałyśmy się wraz z Amity do mojego pokoju.

-Tak się cieszę, że jej powiedziałaś, tylko gorzej z moją rodziną. Oni nie przyjmą tego do wiadomości. Nawet nie wezmą mnie na poważnie. Gdybym powiedziała jej o tobie, to poza karą za wychodzenie z zamku bez jej wiedzy nie zrobiłaby nic. Ją nie obchodzi to co czuję. Jedyne na czym jej zależy, to moje zamążpójście, gdy tylko będę pełnoletnia, aby rodzina mogła się obłowić w jeszcze większym majątku.

-Nie przejmuj się tym teraz. Narazie nie musimy o niczym mówić twoim rodzicom. Wszystko się ułoży z czasem. A teraz warto obmyśleć plan co zrobimy w sprawie Huntera.

-Wiesz, wydaje mi się, że moja matka coś ukrywa. Nigdy nie chciała powiedzieć dlaczego akurat on jest taki ważny, tylko denerwowała się na mnie, że w ogóle pytam. Chroniła go za wszelką cenę, a teraz? Posyła go na pewną śmierć? Coś mi tu nie gra.

-Hmm, nie mam pojęcia o co może chodzić, ale może warto by było poszperać w zamku, albo znaleźć kogoś, kto wie co nieco na ten temat. To trochę ryzykowane, do tego mamy mało czasu do powrotu twoich rodziców. Potrzeba nam więcej głów do myślenia i kogoś na czaty. Zapytam Willow i Gus'a, może się przyłączą.

-Masz rację, to dobry pomysł.

Czym prędzej pognałyśmy po naszych przyjaciół. Idąc ramię w ramię pospiesznym krokiem czułam dłoń Amity zderzającą się z moją. Widziałam, że była nieco poddenerwowana. Wahałam się przez moment, lecz zdecydowanie chwyciłam jej dłoń. Rozluźniła się na ten gest.

-Hej Willow, jest u ciebie może Gus?- zapytałam gdy dotarłyśmy na miejsce.

-Jej, dobra jesteś w zgadywanki.- odpowiedziała zdumiona.

-Nie, po prostu słychać go z promienia kilku kilometrów.- po moich słowach wszystkie się zaśmiałyśmy.

Kiedy chłopak do nas dołączył, razem z księżniczką objaśniłyśmy im plan działania. Moi mili zgodzili się na wszystko, a Willow jak się zdawało całkiem zainteresował fakt wysokiego masywnego blondyna mającego kłopoty. Ciekawe tylko w jakim znaczeniu.

Jak się okazało, przez całą rozmowę ani na moment nie puściłam dłoni Amity. Nasi przyjaciele rzucali po sobie porozumiewawcze spojrzenia, aż w końcu jedno z nich zebrało się na odwagę, aby poruszyć temat.

-Um... cz-czy, czy wy? No wiecie.- próbował wydukać Gus.

-Czy wy jesteście razem?!- wypaliła podekscytowana Willow.

My z dziewczyną spojrzałyśmy się po sobie wciąż trzymając się za ręce i jednogłośnie odpowiedziałyśmy „Tak.". Wyglądało to za pewne dość niezręcznie i uroczo jednocześnie wnioskując po głośnym „Awwww." ze strony Willow.

Jednak akcja warta życia Huntera nie mogła czekać. Musieliśmy przerwać miłą gadkę. Nie marnując więcej czasu udaliśmy się do zamku. Oczywiście rodziców fioletowowłosej nadal nie było. Bardzo ułatwiało nam to sprawę. Pozostawała kwestia straży, ale z pomocą Huntera wszystko powinno pójść gładko.
Tak też i było.
Gdy Amity udało się go dorwać, ten pomógł nam się przedostać do archiwum.

Pomieszczenie podzielone było na 3 sektory. Rozdzieliliśmy się więc, aby mogło nam to pójść nieco szybciej i sprawniej.
Ja i Amity zajęłyśmy pierwszy sektor, Hunter drugi, a Gus oraz Willow ostatni.

Na początku razem z dziewczyną byłyśmy zdeterminowane do pracy, lecz kiedy to nie dawało owoców zaczynałyśmy się po prostu nudzić i męczyć.

Hunter

Ogromnie doceniałem co ta ekipa dla mnie robiła, lecz było mi głupio będąc na pozycji tej skruszonej niczym zbita doniczka osoby, która błaga o życie, bo w końcu o nie właśnie tu chodziło. Zaczynałem tracić nadzieje, jednocześnie godząc się z faktem coraz to bliższego starcia ze śmiercią. Mój los nie był przesądzony, lecz całkiem przewidywalny. Owszem, cuda się zdarzają, ale ja przestałem w nie wierzyć. Przestałem po siedemnastu latach przeżytych jako ktoś wielki z maską, lecz jako niewidzialna osoba bez niej.
Może ta zsyłka miała być wyzwoleniem od wszelkich cierpień i monotonii.

Moje przygnębienie chyba emanowało i zarażało innych, gdyż obróciwszy się na pięcie w stronę drzwi dostrzegłem smutny grymas na twarzy jednego z moich towarzyszów. Willow za pewne przyszła w celu zapytania jak mi szło, ale spostrzegawczy mój smutek zdawała się go podzielać.

Trzymając w dłoniach zdobycz w postaci książki, która mogłaby się nam na coś przypadać zapytałem.

-Powiedz, co cię trapi?- lecz mogłem przewidzieć jej słowa.

-Nie zasłużyłeś sobie na to. Nikt nie zasłużył.- mówiąc smutno poprawiła okulary i podniosła wzroku ku mojej osobie.- Ten świat jest okropny.

-Wcale nie. Świat, w którym dane jest nam prowadzić życie jest niesamowity, pełen harmonii i piękna. Jedno piękno stoi tuż naprzeciw mnie. Powiedz, czyż nie jest pięknym, że dzięki ciału możesz poruszać się gdzie tylko cię nogi poniosą. Na porośniętą wysoką trawą łąkę, nad oświetlone blaskiem słońca jezioro, w głąb dalekiego lasu bijącego życiem. Dzięki zmysłom możesz doznawać niesamowitych odczuć. Jesteś zdolna zobaczyć, poczuć jak i posmakować dary ziemi. To los jest przeklęty. Los, który nad nami sterczy, ale możemy to zmienić. Nic na świecie nie jest przesądzone.

Sam nie sądziłem, że stać mnie na wypowiedzenie takich słów. Przecież sądziłem zupełnie inaczej, kiedy toczyłem podobne rozmowy w głowie z samym sobą. Problemy innych zawsze zdawały mi się takie oczywiste do rozwiązania, a ich waga nie była tak wielka w skali świata. Natomiast, kiedy owe problemy zdarzały się mnie, to nie potrafiłem się dostosować do własnych rad, których udzielałem innym. Ironia.

Moje słowa zdawały się dotrzeć do dziewczyny. Odłożyłem trzymaną przeze mnie książkę na znajdujący się obok stół i objąłem delikatnie ciemnowłosą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W tym momencie urywam. Mogłabym jeszcze pisać, ale długo mnie tu nie było i chcę pokazać, że wciąż żyję wrzucając rozdział jak najszybciej.

Wybaczcie mi moją nieobecność, ale szkoła sami wiecie.

Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest z moich czytelników.<3

Byeee!!!<333

Royal Family ~ LumityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz