23.

128 13 48
                                    

Amity

-A ta dalej śpi. Amity, na dół natychmiast!

Obudził mnie stanowczy głos matki, który nakazywał mi z początku coś niezrozumiałego. Jednak kiedy się rozbudziłam i dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez nią słów oraz widok, a raczej jego brak jaki zastałam tuż obok sprawiły że zamarłam. Gdzie Luz?!

Szybko zerwałam się do siadu, wstałam zabierając ze sobą puchaty szlafrok oraz pospiesznie nakładając go na siebie, gdyż fala zimna jaka mnie ogarnęła po opuszczenia ciepłego łóżka była nieprzyjemna.

Gdy zeszłam zastałam widok Luz oraz całej mojej rodziny przy ogromnym stole, do którego zazwyczaj zasiadaliśmy podczas spożywania wspólnych posiłków. Zastanawiał mnie tylko fakt, co robiła tam dosłownie cała moja rodzina. Wliczając w to wujków, ciotki, kuzynów i innych krewnych. Całe pomieszczenie obstawione było strażnikami. Kolana mi zmiękły na sam widok, a nogi stały się jak z waty i ta okropna gula w gardle nie pozwalająca na wypowiedzenia choćby jednego słowa bez wybuchu paniki.
Podeszłam niepewnym krokiem zasiadając na jedynym wolnym miejscu. Przełknęłam nerwowo ślinę chyba trochę za głośno niż się tego spodziewałam i spoglądałam na każdego po kolei.

-My tutaj nie akceptujemy takich jak ty.- zaczęła najstarsza z ciotek.

Zupełnie zbiło mnie to z tropu.

-To jest wręcz absurdalne, niewyobrażalnie odpychające.- kolejna odparła z oburzeniem trzepocąc długimi, czarnymi rzęsami i gestykulując elegancko dłonią.

-Chyba nie myślisz, że ktoś taki mógłby zasiąść na tronie i władać całym narodem. Co ludzie by powiedzieli?

-Rozumiem twoje popędy, ale powinnaś je raczej zachować dla siebie i chociaż udawać przyzwoitą.

-Uważam, że to wynaturzenie, którego należy się... pozbyć.

Te wszystkie słowa były kierowane w moją stronę. Rzucane bezpośrednio bez ani odrobiny zawahania. Jedną z niewielu pozostających w ciszy osób była Luz, która siedziała wprost naprzeciw mnie i wbijała we mnie swoje smutne, przepraszające spojrzenie.
Oprócz niej nie zabrała głosu tylko moja matka... Do czasu.

-W tym zamku nie ma miejsca na zainteresowanie nie tą płcią co trzeba. Twoje zachowanie było niedorzeczne! Już nigdy nie przekroczysz progów tego zamku. Straż! Dopilnujcie, by rodzina tej dziewczyny zapłaciła za szkody jakie wyrządziła naszej rodzinie, a także by wyprowadziła się daleko stąd i nigdy nie wracała.

Po jej raniących mnie słowach wypowiedzianych z premedytacją jeden ze strażników chwycił Luz i ciągnął ją w stronę wyjścia.

-Nie! Co wy robicie?!- krzyczałam w stronę straży.- Mamo! Nie możesz.- tym razem odwróciłam się w stronę kobiety prawie płacząc.

Wstałam od stołu, by pobiec za moją ukochaną, lecz zatrzymała mnie owa kobieta szarpiąc niemiłosiernie. Próbowałam się wyrywać, lecz kobieta ciągnęła mnie za włosy. Czułam jak wyrywała mi kolejno kępki włosów. Czułam jak jej paznokcie zaciśnięte wokół moich ramion wbijały się pod skórę. Czułam ból. Ból spowodowany przez moją własną matkę. To był potwór.

Krzyczałam. Krzyczałam, aż brakowało mi tchu, a nikt nie wyraził choć krztyny współczucia. Nikt nie zareagował. Każdy patrzył na mnie z istną pogardą. Kim byli ci ludzie? Kim byli, by nazywać się moją rodziną? Czyjąkolwiek rodziną.

Krzyk zamienił się we wrzask. Ostatnim co wydostało się z moim ust było imię ukochanej.

-Nieee!!! Luuuz!!!

Szarpanie nasilało się. Serce waliło mi tak, jakby zaraz miało opuścić klatkę piersiową przez gardło.

-Hej, Ami. Amity! Amity, obudź się!

Nabrałam sporej ilości powietrza do płuc jednocześnie szeroko otwierając oczy i podnosząc się do siadu, następnie nie mogąc opanować swojego oddechu.

-C-co się stało? O Boże Luz, jesteś tu!

Obróciłam się w jej stronę i gwałtownie powaliłam ją z powrotem na łóżko wtulając się w nią. To wszystko... to był sen. Sen, który mógł się jeszcze okazać prawdą. Co prawda matka nie wiedziała o moim związku z Luz, ale co jeśli... Nie mogła się nigdy dowiedzieć. Zrównałaby moje życie z ziemią, a nawet pogrzebałaby je pod ziemią.

Od tego dnia stałam się całkowitym kłębkiem nerwów. Minęło co prawda kilka dni, ale rozmowa z matką na temat mojego drobnego kłamstwa, a raczej niedopowiedzenia stała się w pewnym stopniu urzeczywistnieniem owego snu.
Ta kobieta kazała mi ograniczyć kontakty z Luz. Szczęście, że skończyło się to tylko na ograniczeniu. Jednak wciąż była to niedorzeczność. Dlaczego moja własna matka nie chciała mojego szczęścia?

Na myśl sytuacji ze snu, która mogłaby pewnego dnia ujrzeć światło dzienne, popadałam w panikę. Absolutną panikę. Oblewała mnie fala gorąca idąca od pleców po klatkę piersiową, aż do policzków, bicie serca przyspieszało i pojawiały się zawroty głowy.
Nie mówiłam o tym Luz. Nie chciałam jej niepotrzebnie martwić.

Najbardziej bolał mnie fakt, że przecież nie mogłam z nią być na zawsze. Kiedyś bym musiała przejąć koronę... Moim obowiązkiem było zapewnienie mojemu rodu potomka, aby kontynuować dziedzictwo.
To było koszmarne. Nie cierpiałam mojego przeznaczenia. Nie cierpiałam mojego podłego życia. Nigdy nie chciałam tak żyć.

Łzy napływały mi do oczu. Z racji iż znajdowałam się sama swoim pokoju mogłam sobie pozwolić na wyzwolenie wszelkich emocji, które mną władały. Zaczęłam miotać się na łóżku i histerycznie wyrzucać z niego wszystkie poduszki z ogromną siłą celując w ścianę znajdującą się na przeciwko.  Jednak było to za mało. Wstałam wypełniona żalem, który prędko zamienił się w złość. Obejrzałam się za siebie zwracając swoją uwagę na komodę i pod wpływem impulsu zwaliłam z niej wszystkie rzeczy za jednym zamachem słysząc dźwięk tłuczonego szkła. Ucierpiały porcelanowe wazy jak i kosztowne perfumy znajdujące się w przesadzonych flakonikach. Jeden natomiast zapach się zachował. Wzięłam go do ręki, przez moment się mu przyglądałam z zaciekawieniem. Różany z piżmem oraz nutą wanilii. Zamachnęłam się jednak i napełniając się ponownie złością roztrzaskałam flakon o ścianę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wait for more drama.
Dziękuję, za tyle wyświetleń, gwiazdek oraz komenatarzy!!! To dla mnie ogromna motywacja i radość.💓
Byeee!!!<333

Royal Family ~ LumityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz