XIV. Pułapka

11 1 0
                                    

Poranek w obozie Sengakru był okropny. Jak poranek Lexy i Clarke? Był o wiele łagodniejezy niż w obozie. Clarke obudziła się pierwsza dostrzegając wtuloną w nią Lexe. Był to świetny widok i uczucie, którego nie chciała psuć, ale jednak musiała. Przejechała swoją dłonią kilka razy po twarzy wtulonej w nią dziewczynę, wypowiadając przy tym jej imię i starając się obudzić. W końcu jej oczy otworzyły, a spoglądając na Clarke zauważyła, że ich dłonie są splecione. Jak do tego doszło? Nie wiedziała i była w wielkim szoku.

- Dzień dobry Komandorze- oznajmiła Clarke, a Lexa wciąż wtapiała w nią swoje zielone oczy.

- Dzień dobry Clarke- szepnęła zaspanym głosem nie chcąc puszczać dłoni partnerki. Spojrzała w środę splecionych dłoni, a następnie w stronę Clarke.

- Będziemy musiały iść chyba...- powiedziała Clarke, a Lexa kiwnęła głową.

- Może mialaś racje... Musimy też mieć trochę czasu dla siebie...- szepnęła nie spuszczając jej z oczu, a Clarke uśmiechnęła się.

- Czy nie możemy spędzić choć jednego całego dnia normalnie razem tak, aby nic złego się nie stało- powiedziała.

- Może możemy- odpowiedziała Lexa- Gdy będzie po wszystkim, takie dni będą normalnością- zapewniła, a Clarke położyła dłoń na talię brunetki i przyciągnęła ją do siebie. Obdarzyła ją wieloma buziakami, a następnie zaczęły kontynuować rozmowę. Około pół godziny później zebrały się i ruszyły dalej w stronę ziemi lodu. Tu trasa zaczynała się coraz cięższa. Wiele wysokich górek, pod które trzeba było się wspinać. Oznaczało to według Lexy zbliżanie się do linii lodu. Starały się iść bardzo szybkim tempem, aby skończyć wyprawę tego wieczoru. Nagle tuż obok nogi Clarke wylądowała długa ostra strzała. Lexa wyciągnęła oba ostrza z pasów na plecach i schowała dziewczynę za sobą. Widząc lecącą strzałę rozcięła ją ostrzem, a z drzewa zeskoczyła Anya.

- Lexa? Co ty tu robisz z Clarke?- zapytała Anya chowając strzały.

- Nie chciała mnie puścić samej- odpowiedziała.

- Typowe dla Clarke- odparła Anya, a Clarke chrząknęła- Nie może tu wejść- dodała.

- Nie wejdzie. Ukryjesz ją gdzieś?- zapytała Lexa patrząc na swoją byłą mentorkę, a ona niechętnie zgodziła się skinając głową.

- Co planujecie?- zapytała.

- Muszę wydostać Helię z lodowej ziemi- odpowiedziała, a Anya przemierzyła Lexe wzrokiem.

- Wiesz, że wydostanie jej będzie jak wydobycie pereł z drzew? Jak tam przebywałam i byłam więźniem... Nigdy nie widziałam takich zabezpieczeń- powiedziała.

- Anyo. Wydostałaś nas z Mount Weather. Jesteś przebiegła, a Lexa bystra i silna. Razem poszłoby wam łatwiej- stwierdziła Clarke, a Anya spojrzała się na Lexe.

- Lexa zastanów się czy ta dziewczyna to dobry wybór- poradziła Anya, po czym zgodziła się pomóc. Udały się do podziemnego tunelu, po czym ukryły Clarke w szybie wentylacyjnym. Anya spojrzała na Lexę i pokiwała głową niedowierzając w jej relację z Clarke. Ziemianki szły tunelami, a gdy dochodziło do rozwidleń, Anya świetnie wiedziała, którym tunelem trzeba iść. W środku było bardzo zimno, a ostrza, które Lexa trzymała w dłoni były całe zaparowane. Dochodząc do schodów Anya kazała schować komandor Lexie broń. Weszły po schodach, a Anya otworzyła wąskie drzwiczki. Były już w środku twierdzy. Była ciemno-betonowa, a okna znajdowały się może maksymalnie dwa. Wnętrze było bardzo ponure. Lexa przemierzając kolejne korytarze dostrzegła w jednym z otwartych pokoi kilka żeber. Anya widząc minę Lexy, wytłumaczyła, że Kadir żywi się ludźmi odkąd wrócił na Alfę. Na ścianie w rogach była niezliczona ilość pajęczyn, a na ścianach wisiały przerażające ozdoby. Czaszki, szczęki i kręgosłupy. Kadir traktował to jaki swoje trofeum.

- Gdzie jest Kadir?- szepnęła Lexa, a Anya ponuro rozejrzała się po korytarzu.

- Ma porę medytacji- odpowiedziała, a Lexa zdziwiła się- Uważacie go za tyrana- stwierdziła- Kiedyś nim był. Teraz zależy mu tylko na przywróceniu dawnych praw i zabiciu winnych- dodała.

- Winnych?- zapytała Lexa marszcząc brwii- Bo odebrały mu tytuł? To dlaczego Cię więził? I dlaczego uciekłaś?- dodała wkurzonym tonem, a Anya nie odpowiedziała i zaprowadziła Lexę do lochu, gdzie w jednej z cel stała oparta o kraty szczupła kobieta. Miała proste blond włosy, bladą karnację i intensywnie niebieskie oczy. Jej twarz zapełniało wiele piegów, a sam wyraz twarzy był bardzo przyjemny.. Na widok Lexy, kobieta uśmiechnęła się- Przyszłam po Ciebie Helia. Tak jak obiecałam- oznajmiła, a chwilę później została wepchnięta do otwartej celi, a następnie zamknięta. Lexa rzuciła się na kraty spoglądając wrogimi oczyma na dawną mentorke.

- Wybacz Lexo. Kadir to przewidział. Wypuści Cię, gdy tylko zabije Clarke- powiedziała Anya, a Lexa wyciągnęła oba ostrza i zaczęła nimi machać poza kratami chcąc dopaść stojącą przed nią Anye.

- W takim razie lepiej aby zabił też Ciebie, bo jeśli Clarke coś się stanie to Tobie zrobię coś o wiele gorszego- mówiła wciąż szarpiąc i szukając wyjścia.

- Na tym zależy Kadirowi. Chce takiej wybranki właśnie. Pełnej rządzy zemsty- stwierdziła Anya- zachowaj to dla niego- dodala rozwścieczając Lexe.

- Dlaczego ty mu pomagasz?- zapytała Lexa.

- Zrobię wszystko, aby przywrócić świetność ziemian. Splugawiłaś to wszystko przez nią. Nie tego Cię uczyłam...

- Ma zginąć przeze mnie?- zapytała.

- Powinnaś już się do tego przyzwyczaić. Wszyscy, których kochałaś, zginęli. Może nie jest Ci to przeznaczone- oznajmiła Anya wychodząc, a Lexa szarpała, kraty i starała się ostrzec nic nie świadomej Clarke krążącej po wentylacji. Komandor próbowała ostrzem otworzyć zamek co nie dawało efektów tak jak mówiła przedtem Helia.

- Muszę próbować- powiedziała Lexa- Nie mogą zabić Clarke- dodała.

- Zależy Ci na niej- odpowiedziała Helia podchodząc do kraty łączącej ich cele, a Lexa skinęła głową.

- Nie pozwolę by coś jej się stało...

The 100~ Płomień KomandorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz