Ziemia w pobliżu grobowca zaczęła się trząść. Drzewa opadały, twierdza Costii kruszyła się. Na niebie zawitał nietypowy, brzydki mrok, wiatr był przeraźliwie mocny, a pomniki komandorów zrównały się z ziemią. Po chwili zaczął padać mocny czarny deszcz wypalający wszelkie zielone tereny. W obozie Sengakru zapanował chaos i niepokój.
- Wszyscy do kapsuły!- krzyknęła Charmaine Diyoza chowając się pod zadaszeniem i patrząc na uciekających z podwórka przyjaciół z ranami wypalonymi przez deszcz. Widząc jak Jordan upada na ziemię, nakryła się peleryną, podbiegła do niego i zaczęła ciągnąć go w stronę kapsuły. Domy budowane z drewna również zaczęły się niszczyć. Jedynym bezpiecznym miejscem była stabilna kapsuła. Po paru minutach wszyscy byli już w środku- Potrzebujemy Clarke!- krzyknęła- Są ranni, a gorączka Clarke to nic w porównaniu z tym!
- Pójdę po nią- powiedziała Octavia oddalając się od niewielkiego zgromadzenia. Słysząc poważną kłótnie dobiegającą z pokoju Clarke, wyważyła zamknięte drzwii kopnięciem. Jej oczom ukazała się nieznana osoba z nożem w dłoni, oraz nieprzytomna, zakrwawiona Clarke- co się tu dzieje. Kim ona jest?- zapytała niczego nie rozumiąc.
- Octavia... Wszystko Ci wyjaśnię...- powtarzała Gaia.
- Blodreina- oznajmiła Costia idąc w jej stronę Octavii- Macie tu najgorszych z najgorszych. Poradzicie sobie z Kadirem mając samych władców śmierci- dodała.
- Potrzebujemy pomocy Clarke. Spadł czarng deszcz i są ranni- powiedziała ignorując słowa Costii.
- Musicie sobie poradzić bez Clarke...- stwierdziła Gaia.
- Co jej się stało?- zapytała Octavia Blake.
- M-Cap- mruknęła Raven, a na twarzy Octavii zawitała jeszcze większa złość.
- Ten sam, przez który zginęła Madi? Jej córka? Czy ona żyje?- zapytała.
- Żyje, ale nie na długo. Kadir o to zadba- odpowiedziała Costia.
- Kadir? Co się dzieje do cholery. Odsunęłyście mnie od siebie. A Indra? Gdzie jest Indra?
- Indra jest zabezpieczeniem. Brzmii to strasznie, ale...- mruknęła Gaia, patrząc na Costie.
- Octavia to jest na prawdę...
- Nie chcę tego słuchać. Za pięć minut macie być w głównym holu i wyjaśnić to nam wszystkim- przerwała Gai wychodząc, a Costia rozejrzała się po wspólniczkach bez dusznym wzrokiem
- A więc musicie wszystkim powiedzieć- stwierdziła Costia- Zostanę z Clarke- dodała.
- Pójdziesz z Nami- powiedziała Gaia- Wszyscy w tym jesteśmy, a Clarke nic nie jest. Potrzebuje odpoczynku.
- A jeśli dostanie kolejnego ataku?- zapytała Raven wpatrując się w blondynkę.
- Nie dostanie. Płomień nie istnieje, a noga Komandora wkrótce postanie- oznajmiła była strażniczka grobowca- Ma już to czego chciał.
- Co im powiemy?- zapytała Raven.
- Prawdę- odparła Gaia- I tak jesteśmy już zagrożeni. Muszą o tym wiedzieć i być gotowi- dodała- Musimy iść- oznajmiła, po czym kobiety zmierzyły się wzrokiem i ruszyły za Gaią. Zgromadzenie w holu nie było duże. Liczyło dokładnie sześć osób bez Indry, Gai, Clarke, Raven i Costii. Trzy osoby skończyły z poważnym oparzeniem... Jordan, Nathan Miller i Hope. W najgorszym stanie był Nathan. Jego oparzenia były bardzo głębokie, a skóra w niektórych miejscach była aż zwęglona. W najlepszym stanie była Hope. Jej oparzenia były płytkie, ale bolesne. Do holu chwilę później przyszła Gaia i Raven. Stanęły pod ścianą wpatrując się w leżącego na ziemi Nathana, a następnie na Octavię, która uniosła brwii do góry i kazała mówić prawdę. Członkowie klanu zauważyli kolejną nieobecność przywódcy Clarke. Murphy wystąpił z tłumu.

CZYTASZ
The 100~ Płomień Komandorów
Aventura~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Od miesiąca Clarke Griffin zauważa dziwne, niekontrolowane zachowanie płomienia komandorów. Doświadcza również przerażających snów, przez które jest na wyczerpaniu. Clarke boi się, że ostateczne starcie było tylko początkiem...