s2-3. Pierwszy prawdziwy dzień

147 9 14
                                    

Per. Niemcy 4:28

Przeciągnąłem się, dalej nie otwierając oczu. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, ale przynajmniej było to w otoczeniu moich najukochańszych książek. Poczułem coś miękkiego na moich kolanach, był to koc. Wszystko było rozmazane ale widziałem, że był on w odcieniu.. różu? Podniosłem się do siadu, macając półeczkę obok w poszukiwaniu moich okularów.

Nie zajęło mi to długo, jako, że były tuż obok mnie. Założyłem je, mrugając żeby pozbyć się kilku śpiochów z oczu. Książka którą czytałem leżała na wcześniej wymienionym meblu, a tuż obok na łóżku, leżał biało-czerwony kraj.

-Polen?- Powiedziałem cicho, dotykając jego ramie. Spał jak zabity, co jakiś czas chrapiąc. Dopiero teraz się skapnąłem, że spałem na fotelu, już czuje ten ból w plecach. Westchnąłem podnosząc się, przy okazji przykrywając młodszy kraj kocykiem. Chłopak zaczął się przebudzać, wyglądał dość głupio pół przytomny.

-Niemcy?- Ziewnął, przecierając swoje oczy.

-Idź spać, jest 4 nad ranem- Spojrzałem na zegarek, który dalej był na moim nadgarstku. Niższy tylko przytaknął, a ja wyszedłem z pokoju, kierując się ku kuchni. Moje plecy powoli zaczynały ukazywać skutki uboczne spania na fotelu, syknąłem z bólu, przecierając je ręką.

Nie było mi dane się napić. W kuchni była cała zgraja komarów.
-Co tu się odpierdala? Jakieś party?- Mruknąłem. Okazuje się, że jakiś debil (on) zostawił otwarte okno w kuchni, ale żeby tyle na raz?

-CO JEST KURWA, GDZIEŚ TU JEST SPAWNER??- Zbroja obsrana po pachy. Hiszpan wleciał do kuchni z łapką, jak samuraj z mieczem. Co tu się odpierdala.

Zamiast mu w jakiś sposób pomóc, bacznie obserwowałem młodszego w akcji. Poruszał się jak balerina, używając blatu jako dance floor, było to wręcz inspirujące. Zachwyt jednak nie trwał długo, a po chwili wyglądał jak zwykły debil, więc nalałem sobie soku do szklanki i skierowałem się spowrotem do pokoju.

Wiedziałem, że chodzenie po tych schodach kiedyś zrobi się męczące ale nie myślałem, że tak szybko. Po prostu nie mam kondycji, po chuja jednak tyle schodów? Po dość monotonnej wspinaczce na Bieszczady wróciłem do pokoju, ale Polen już nie leżał na podłodze.

Biało-czerwony rozgościł się na moim łóżku jakby był panem wszystkich materacy w tym sąsiedztwie.
-No i gdzie ja mam spać?- Odłożyłem pustą już szklankę na biurko, patrząc na młodego.
-Ze mną- Nie uważałem, że mówi poważnie, to pewnie przez jego twarz, taka niewinna i krzywa. Po chwili mojego nieustannego gapienia, poklepał miejsce obok siebie, przesuwając się bliżej ściany.

Westchnąłem, zdejmując okólary i kładąc je na biurko, kładąc się obok młodszego, odwracając się plecami do niego. Po chwili bez czynnego leżenia, poczułem czyjeś zimne ręce na brzuchu, otaczające mnie w bjęciu.
-Jesteś ciepły :)-
-Bo będziesz spał na podłodze-
-sorki :(- Nic więcej nie usłyszałem.

Per: Polska ///7:03///

-SPÓŹNIE SIĘ- Odepchnąłem od siebie Niemca, zrywając się z łóżka. Zacząłem na szybko zakładać bokserki (Polen śpi nago) oraz koszulkę, wybiegając z pokoju starszego do swojego. Na szczęście wszystkie ubrania były wyprasowane, szybko zrobiłem poranną rutynę, przy okazji dostając jakiejś odklejki.

Hiszpanii i Belgii już nie było, a Niemcy sobie słodko spał ponieważ on ma na później, zazdro. Nie mieliśmy daleko, więc sprint pozwolił mi tam dotrzeć w 5 min z buta. Wbiegłem do budynku cały zdyszany, aż recepcjonista się na mnie dziwnie spojrzał. Moje biuro jest w Budynku B na 6 piętrze, sama góra, gdyby winda się zepsuła, zesrał bym się na różowo.

Były 4 budynki, oczywiście A, B, C i D, wszystkie połączone ze sobą poprzez szkliste korytarze na 3 piętrze i parterze, budynek A to był po prostu główny wierzowiec ONZ. Ogółem powód dla którego to UE nas przedstawiał, bym fakt tego, że wszyscy inni byli zajęci, trochę słabe jak dla mnie.

Mijałem od czasu do czasu jakąś osobę, ale jak na taką ilość nas, dość mało. Wiem, że to miejsce jest ogromne, ale jednak. Skierowałem się prosto do biura było prawie co na końcu, jeszcze więcej chodzenia. Wyjąłem klucze z kieszeni swoich spodni, otwierając drzwi i wchodząc do środka.

Muszę powiedzieć, biuro miało naprawdę piękny widok na Azję poprzez okno zajmujące całą ścianę. Wszystko było w odcieniach bieli, czerni i jasnego niebieskiego. Nie było duże, ale wystarczające. Jedyne co nie pasowało do reszty i odbierało temu miejscu uroku, była wielka kupka dokumentów.

Westchnąłem siadając na fotelu, zabije tego kto wymyślił pracę..ale jednocześnie podam rękę ponieważ praca to hajs, a hajs to jachty. Zachichotałem jak dziewczynka na myśł o tym, po chwili dopiero uświadamiając sobie to, co zrobiłem.

Eniwej, skoro już to jestem to lepiej się wziąść za robotę, wkońcu te papiery nie wypełnią się same.

///17:59///

Żałuje wszystkich swoich grzechów, proszę boże złagoć moje nęki. Siedziałem za tym biurkiem.. Tydzień chyba. Przeciągnąłem się, słysząc dzwonek mojego telefonu. Tak, nastawiłem budzik na moment w którym mam skończyć robotę, i to była właśnie ta chwila.

Podniosłem się zadowolony, muszę jeszcze zajść do sklepu kupić trochę żarcia, Belgia zeżarł wszystko. Naszczęście był po drodze do domu.

Wszedłem już do windy, nawet się nie skapnąłem, że byłem przy niej przez te rozmyślenia o jedzeniu. Zjazd na dół był dość przyjemny, to pewnie dlatego, że za chwilę miałem się spotkać z wolnością. Doszedłem do recepcji, patrząc się w głuchą ciemność na zewnątrz, wychodząc z budynku.

Słońce już dawno zaszło, chociaż, że jest już połowa wiosny. Było też zimno, a ja nie wziąłem żadnego płaszcza czy kurtki. Szybkim krokiem przechodziłem przez oświetloną lampami ulice, kierując się do spożywczego. Był on naprzeciwko biura ONZ, miałem już wejść, ale poczułem lekki niepokój, jakbym się pakował w coś, w co nie powinienem.

Byłem jednak za głodny na to, więc po prostu wszedłem. Poczułem przyjemnie ciepło otaczające moje ciało, a niepokój z przed sekundy zniknął. Wziąłem wszystko czego potrzebowałem, przy okazji zapas bierogów, i skierowałem się do kasy. Wyszedłem z dwoma torbami pełnymi zakupów, na szczęście dom nie był tak daleko. Spokojnym truchtem dotarłem do drzwi wejściowych, wciskając dzwonek nosem.

-Polen?- Drzwi otworzył mi nikt inny jak Niemcy.
-Aj, może ci pomóc?-
-nie nie, wszystko gra- Przesunął się na bok żebym mógł wejść. Wszedłem do kuchni i odłożyłem zakupy na blat, nie będę kwestionował czemu na podłodze jest cała masa martwych komarów. Chciałem sobie klepnąć na kanapę, ale ktoś już ją okupował. Nie był to Hiszpan, ani Belgia..

Niemożliwe..

-CO TU ROBI HI-
-----------------------------------------------------------------------
GUESS WHOES BACK

Sorki, że nie ma rozdziałów, mam dosłownie jakiegoś blocka D:
Dziękuje wam za cierpliwość, i życzę dobrej nocki ;D

-JA
(Nie sprawdzone... Jak zawsze..)

Worthless man /Countryhumans/ GerPol/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz