Rozdział 40

4K 104 101
                                    

                                        ♥ ♥ ♥ ♥
Victoria

Czuje się zagubiona.

Emocje z wczorajszego dnia, wręcz przewracają mój świat do góry nogami. Chciałabym znaleźć jakikolwiek sposób na uporządkowanie myśli, ale to jest niemożliwe.

Wszystko wydaje mi się chaotyczne.

Leżałam na łóżku, otulona kołdrą, bez ochoty do wstawania.  Nawet nie miałam ochoty do życia. Chciałabym pozostać w tym łóżku na zawsze, zapomnieć o całym świecie i schować się przed wszystkim.

Nie chciało mi się płakać już więcej, bo wyczerpałam w nocy swój limit łez. Teraz odczuwam tylko pustkę.

Leżę na łóżku i patrzę w niezidentyfikowany punkt przed sobą. Dlaczego życie mnie tak nie cierpi? Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. W końcu doczekałam się słów na które tak długo czekałam, a kiedy ten dzień się spełnił, musiało się wszystko zjebać.

Kiedy w końcu czułam się spełniona i szczęśliwa, to szczęście zniknęło szybciej, niż się pojawiło.

Drzwi mojego pokoju nagle się otworzyły, a do środka wszedł mój brat w towarzystwie Emily. Ich nagle wejście przerwało moje rozmyślania i przeniosłam się z powrotem do teraźniejszości.

Przeniosłam sie do pozycji siedzącej, mocniej owijając sie ramionami. Zauważyłam, że kierują się w moją stronę ze śniadaniem - puszyste naleśniki z roztopioną czekoladą, słodkimi truskawkami i obficie ubitą śmietaną.

— Siska, amu amu przyszło.

Uśmiechnęłam się cierpko.

— Nie jestem głodna - mruknęłam, kładąc się z powrotem.

W tle usłyszałam głośne westchnienie.

— Przysięgam, że jeżeli nie zjesz tego, to nakarmię Cię własnoręcznie - ostrzegła mnie Emily. - Musisz zjeść i koniec. Nie będziesz się głodzić. Ruszaj dupe, mały leniu i czas najwyższy ogarnąć wszystko. Nie uciekniesz przed tym.

— Blondyna ma racje.

— Jeszcze raz mnie nazwiesz blondyną, a będzie o jednego Rossi mniej.

Zaśmiałam się.

— Vi, czemu masz w swoim gronie diabłów, diabły?

To co powiedział nie miało najmniejszego sensu, ale może po prostu lepiej zachować to bez komentarza? On tego i tak nie zrozumie, bo jego mózg jest wielkości orzeszka.

Głośne westchnienie wydobyło się z moich ust, kiedy w końcu postanowiłam wstać. Przyjaciółka usiadła obok mnie na łóżku, a mój brat klęknął, trzymając w ręku widelec z naleśnikiem.

Podniosłam brwi, patrząc raz na naleśnika, a raz na Nicholasa.

— Leci samolot, ziuuuu.

Przybliżał widelec ostrożnie do moich ust, a ja, mimo że przewróciłam oczami, nie mogłam się oprzeć pokusie. Otworzyłam usta i wzięłam kęsa.

— I wylądował w paszczy lwa.

Prawie zakrztusiłam się jedzeniem, gdy wypowiedział te słowa.

United in painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz