Rozdział 3

5.4K 142 84
                                    

                                         ♥ ♥ ♥ ♥
                                         Victoria

— Co za... idiota! - warknęłam, wydając z siebie niezidentyfikowany odgłos. - Wojna? Niech się utka. Co on w ogóle robi w naszej szkole i to jeszcze w drugim semestrze?

Stałam w kuchni i bawiłam się rękawem bluzy. Nadal moją głowę zwracał ten zadufany w sobie kretyn. Nie chce brać udziału w żadnej „wojnie". Chce mieć po prostu święty spokój. Jednak nie potrafię przejść z tym obojętnie, gdy ciagle obawiam się tego, co może zrobić.

Przecież to Lopez. To jebany kuzyn Charrlote. On może być zdolny do wszystkiego, a ja nie wiem w którym momencie zaatakuje.

A może chciał mnie nastraszyć i tylko tak powiedział? Może tylko sobie żartował? Może tylko desperacko szuka sposobu na przyciągniecie mojej uwagi? Opcji jest wiele.

Która właściwa?

— Przesadzasz, Vi. Mogłaś się ugryźć w jezyk. Teraz znowu będziesz się zamartwiać niepotrzebnie - mruknął brat, który zajadał się płatkami.

— Nie wyglądał, jakby żartował. Masz pomysł na zemstę? Musze mieć jakiegoś asa w rękawie.

— Nie ma opcji, Victoria - wskazał na mnie łyżką. - Nie biorę udziału w tym gównie. Nie chce obudzić się z podciętym gardłem, przez ciebie.

Moje oczy powiększyły się ze zdumienia. On poważnie za dużo horrorów się naoglądał, że wyjeżdża z takim zdaniem.

— To co mam robić? Przecież musze mieć jakiś plan awaryjny. Jakikolwiek...

— Może najpierw poczekaj, aż zrobi pierwszy krok? - uniósł brew, a ja chwile się nad czymś zastanawiałam.

— W życiu trzeba być o krok przed kimś - wymamrotałam, przez co brat przewrócił oczami.

Te słowa kiedyś usłyszałam od pewnego chłopaka. Od kogoś, kogo teraz nienawidzę bardziej, niż siebie.

Westchnęłam cicho i przeniosłam wzrok na salon, gdzie szła mama. Niemalże od razu odwróciłam się w stronę blatu, by zająć się czymkolwiek innym, niż patrzenie na Caroline.

Moje serce zaczęło walić, jak oszalałe w piersiach, a myśli szalały w głowie niczym sroga burza. W głowie słyszę tylko dwa słowa, które ostatnio ciagle obijają mi się o uszy, jak donośny grzmot: „zabiłaś kogoś".

Mam ochotę to powiedzieć.
Sprawdzić jej reakcje.

Ale coś mnie powstrzymuje.. strach?

To przecież się zgadza. Nie może posadzić Michaela w więzieniu, bo sama ma zbyt dużo do stracenia. Taka prawda mogłaby ją zniszczyć.

Mogłaby spowodować lawinę pytań, wątpliwości i rozpadu tego, co dotąd wydawało się stabilne. Gdyby ta makabra wyszła na światło dzienne, nasze życie z pewnością przestałoby być takie samo.

I jeszcze gorzej byłoby, gdyby ta prawda wyciekła do społeczeństwa. Opowieść o tym, że nasza rodzina jest związana z przestępstwami i morderstwami, mogłaby spowodować potępienie, wykluczenie i oburzenie ze strony innych ludzi. Stalibyśmy się wrogiem publicznym numer jeden, a nasze życie zmieniłoby się w koszmar.

— Jak tam kochani? - zapytała. - Vicky, mam pytanie.

Nie, nie, nie.

— Pojedziesz ze mną w weekend do centrum, przymierzyć suknie ślubne?

— A nie może Nicholas? - próbowałam się wymigać.

— A to nie córki powinny pomagać? - tym razem to brat próbował się wykręcić, przez co zacisnęłam zęby.

United in painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz