§ 3.

147 7 63
                                    

Oczekując, aż mecenas Dziurowicz pojawi się w kancelarii, przeglądałam sporządzone na szybko notatki, aby jak najlepiej przygotować się do rozmowy, którą mieliśmy odbyć w związku ze sprawą Tatiany. Jak zwykle podzieliłam kartkę na dwie części i z jednej strony wypisałam „dane", a z drugiej „szukane". Taka wizualizacja zebranych i brakujących informacji pozwalała mi ustalić, jak bardzo zagmatwana jest dana sprawa. W tym wypadku znaki zapytania zdecydowanie przewyższały liczbę faktów. A to oczywiście sprawiało, że całość stawała się równie intrygująca, co trudna do rozwiązania na korzyść klienta.

Na odwrotnej stronie kartki zapisałam informacje, które dziś rano podał mi Ksawery. Nie zdążył zrobić tego poprzedniego wieczoru, bo po pojawieniu się w sypialni o umówionej godzinie byliśmy zbyt zajęci sobą, aby omawiać sprawy zawodowe. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo mój narzeczony nie zdołał się dokopać do niczego szokującego. Dobrze jednak mieć garść wiadomości o Tatianie i Jezierskich. Niewykluczone, że okażą się przydatne.

Po przestudiowaniu wszystkiego po raz czwarty odłożyłam kartkę, sięgnęłam po kubek z kawą i spojrzałam w stronę wejścia do kancelarii z nadzieją, że w drzwiach pojawi się mój patron. Niestety wciąż się nie zjawiał. Najwyraźniej rozprawa w sądzie się przeciągała.

Odkąd dostałam nowe stanowisko w centralnej części open space'u, miałam doskonały widok na recepcję i drzwi wejściowe. Moje stare biurko obok konającej kserokopiarki z radością oddałam nowej aplikantce. Ona nie wydawała się tym faktem tak bardzo uradowana jak ja. Cóż, skoro ja wytrzymałam tam przez ponad dwa lata, ona też sobie poradzi. Nikt nie mówił, że będzie lekko.

Miałam właśnie otworzyć jakiś dokument na laptopie i udawać, że coś robię, kiedy zauważyłam zmierzającego w moim kierunku Michała. Jego biurko znajdowało się kilka stanowisk dalej, więc niestety nie mogliśmy się swobodnie komunikować. Jeśli chcieliśmy porozmawiać, któreś musiało ruszyć swoje cztery litery i pofatygować się do drugiego. Zwykle to Okoński urządzał sobie wycieczki.

Ciekawe, co tym razem chciał obgadać.

– Pestka, przysięgam, jeszcze raz odwalisz taki numer, a się pogniewamy – oznajmił nad wyraz poważnie, stając naprzeciwko mnie i biorąc się pod boki.

– Jaki znowu numer? – spytałam ze zmarszczonymi brwiami i niepokojem w głosie.

– Przez pół wieczoru musiałem wysłuchiwać, jaka z ciebie nonszalancka panna młoda – oznajmił z wyrzutem. – Nie możesz robić takich rzeczy jak uciekanie z salonu sukien ślubnych, bo mi się dziewczyna wykończy nerwowo z powodu twojego ślubu.

Mina Michała oraz to, jak zaakcentował słowo „twojego", sugerowało, że traktował całą sprawę bardzo poważnie. Ja natomiast w duchu odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że zawaliłam coś związanego z pracą, a tu rozchodziło się tylko o ślub. Czyli nic naprawdę istotnego.

– Kalina za bardzo się tym przyjmuje – stwierdziłam, machając lekceważąco ręką.

– Bo ty nie przejmujesz się wcale! – rzucił trochę zbyt głośno, aż spojrzało na nas kilka siedzących nieopodal osób. – Kala i Zośka starają się jak mogą, a ty masz to gdzieś.

– Nieprawda – obruszyłam się. – To nie tak, że się nie przejmuję, tylko nie mam na to wszystko czasu. A Kalina i Zośka same zaoferowały pomoc.

Po skwaszonym wyrazie twarzy Okońskiego wywnioskowałam, że to marna wymówka.

– Co nie zmienia faktu, że powinnaś trochę bardziej zainteresować się organizacją własnego wesela – zasugerował Michał. – Kalinie naprawdę jest przykro, że podchodzisz do tego tak lekceważąco.

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz