§ 29.

118 10 37
                                    

Opuściłam centrum kongresowe z ulgą na sercu i uśmiechem na twarzy. Prawniczy maraton egzaminacyjny właśnie dobiegł końca. Cieszyłam się, że mam to już za sobą, bo to były naprawdę nerwowe cztery dni. Zwłaszcza że początkowo nie byłam pewna, czy w ogóle zostanę do tego egzaminu dopuszczona. Na szczęście nikt nie kazał wykreślić mnie z listy.

Patrząc na całokształt, wydawało mi się, że poradziłam sobie całkiem nieźle. Nie liczyłabym na piątki poza częścią z prawa karnego, ale miałam cichą nadzieję na czwórki z prawa cywilnego i etyki zawodowej. Z prawa gospodarczego i administracyjnego nigdy orłem nie byłam, ale na trójki powinnam się załapać. Byłam pewna na dziewięćdziesiąt procent, że wynik egzaminu będzie pozytywny.

Przed budynkiem czekał na mnie komitet powitalny. Widok Ksawerego mnie nie zdziwił – w końcu jako mój osobisty szofer miał mnie odebrać. Nie spodziewałam się jednak zobaczyć mecenasa Dziurowicza. Sądziłam, że tak jak przez ostatnie trzy dni napisze tylko SMS z pytaniem, jak mi poszło. Jego obecność miło mnie zaskoczyła.

– No i jak tam, pani adwokat? – spytał narzeczony, przyciągając mnie do siebie.

– Z tymi tytułami, to poczekaj do ogłoszenia wyników – mruknęłam. – Lepiej nie zapeszać.

– Ja tam nie mam wątpliwości, że zdałaś. – Uśmiechnął się szeroko. – I to śpiewająco.

– Ja również żywię głęboką nadzieję, że już niebawem będziesz więcej niż tylko panną Pestką – dodał z pełną powagą mój patron.

– No panną to na pewno nie będzie, już ja tego dopilnuję – stwierdził Ksawery. – Zobaczysz, za niedługo będziemy się do ciebie zwracać „pani mecenas Dziurowicz" – dodał ze śmiechem.

– Jeśli już to mecenas Brańska-Dziurowicz – przypomniałam.

Od samego początku zaznaczałam, że w kwestiach oficjalnych, a szczególnie zawodowych, będę posługiwać się nazwiskiem dwuczłonowym. Przede wszystkim dlatego, aby uniknąć nieporozumień. Klienci, słysząc „mecenas Dziurowicz" na pewno od razu pomyśleliby o moim patronie. A potem czekałoby ich rozczarowanie, gdyby zamiast starszego dystyngowanego pana pojawiła się młoda kobieta. Wolałam oszczędzić problemu im i sobie.

– Ale do oficjalnej zmiany zarówno nazwiska, jak i tytułu zawodowego został jeszcze miesiąc, więc na razie pozostańmy przy pannie Pestce – zaproponowałam po chwili.

– No dobrze, skoro się tak upierasz. – Ksawery przewrócił oczami. – Muszę się jednak ostrzec, że mama zamierza już dziś świętować koniec twojej aplikacji. Uważa, że należy ci się nagroda za wytrzymanie trzech lat z ojcem, tak więc zaprosiła nas na uroczystą kolację.

Nie czułam potrzeby, aby cokolwiek dziś świętować, ale pani Eli się nie odmawiało. Wiedziałam, że na pewno włożyła wiele serca w przygotowanie tego, jak miałam nadzieję, skromnego przyjęcia, więc nie zamierzałam robić jej przykrości. Zresztą chyba przyda mi się porządny posiłek, bo przez ostatnie dni miałam z nerwów tak ściśnięty żołądek, że ledwo co byłam w stanie przełknąć. A przecież powinnam jeść za dwoje.

– Myślę, że to będzie także dobra okazja, aby w końcu poinformować ją o powiększeniu rodziny – zasugerował mecenas. – Ostatnio w rozmowie z koleżanką znów ubolewała na brak wnuków, więc wnioskuję, że jeszcze jej nie powiedzieliście.

– No jakoś tak się nie złożyło – przyznałam.

Chcieliśmy to zrobić osobiście, a w ostatnim czasie działo się tak dużo, że nie znaleźliśmy chwili, aby wpaść do domu Dziurowiczów i przekazać pani Eli dobrą wiadomość. Pewnie będzie niepocieszona, że tak długo to przed nią ukrywaliśmy. Liczyłam jednak, że radość z wieści o mojej ciąży przyćmi rozżalenie z powodu naszej zwłoki z przekazaniem tej nowiny.

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz