§ 14.

117 8 51
                                    

 – Mogłabyś chociaż poudawać, że przyszłaś tu poćwiczyć.

Oderwałam wzrok od parkowej alejki i przeniosłam go na narzeczonego. Ubrany w krótkie spodenki i termoaktywną bluzkę z długim rękawem od kilku minut zawzięcie machał ciężarkami na atlasie treningowym. Ja, patrząc na niego, dostawałam zadyszki, a on sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie podejmował żadnego wysiłku.

– Dlaczego prawie zawsze, kiedy musimy spotkać się z informatorem albo kimś podejrzanym, robimy to w miejscu, które wymaga aktywności fizycznej? – Posłałam mu rozgoryczone spojrzenie. – Którą, jakbyś zapomniał, niezmiennie gardzę.

– Sama przecież mówiłaś, że najlepsze będzie niezbyt oblegane miejsce publiczne – zauważył Ksawery. – Plenerowa siłowania to idealne rozwiązanie. Przy tej temperaturze raczej nikogo nie najdzie na ćwiczenia.

– No właśnie – mruknęłam, szczelniej otulając się płaszczem.

Kiedy wychodziliśmy z domu, termometr pokazywał zatrważające siedem stopni. Do tego oczywiście zza chmur nie wyłonił się ani jeden promyk słońca, a zimny wiatr sprawiał, że czułam się, jakby był środek zimy, a nie wiosny. Kto to widział taką zimnicę w kwietniu?

Przy takiej pogodzie nawet spacerowiczów ciężko było uświadczyć – park świecił pustkami. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wychodzi w taką aurę z domu z własnej woli. Tylko desperaci, do których w tej chwili niestety się zaliczałam.

– Jakbyś się trochę poruszała, to byłoby ci cieplej.

Nie miałam zamiaru nawet tego komentować. Nic nie zmusi mnie do wysiłku fizycznego, o ile nie jest to naprawdę konieczne. A teraz nie było. W zasięgu wzroku nie znajdował się nikt, kto mógłby uznać za podejrzany widok ubranego nieodpowiednio do pogody, ćwiczącego zaciekle napakowanego faceta i stojącą obok trzęsącą się z zimna w grubym płaszczu drobną kobietę. W tym wydaniu pasowaliśmy do siebie jak wół do karety. Miałam to jednak absolutnie gdzieś. I liczyłam na to, że to sterczenie w parku w niesprzyjających warunkach atmosferycznych jednak na coś się przyda.

Zaczęłam dreptać po kilka kroków w jedną i w drugą stronę, rozglądając się za wysoką blondynką, która zmierzałaby w naszą stronę. Natasza co prawda nie odpisała na wczorajszy SMS, ale wierzyłam w to, że pojawi się we wskazanym miejscu, o wskazanym czasie. Nie mogliśmy się mylić co do tego, że to ona ma pod opieką Olenę. Co prawda wciąż nie mieliśmy pewności w jakim charakterze, miałam jednak nadzieję, że sama świadomość tego, że ktoś odkrył jej sekret, skłoni Bielik do stawienia się na spotkaniu. Jeśli chroniła dziewczynkę, na pewno nie chciała, aby dowiedział się o tym ktoś nieodpowiedni. Natomiast jeśli ją przetrzymywała i szantażowała Tatianę, może będzie ciekawa, kto ją przejrzał. Tak czy siak, Natasza była naszym jedynym punktem zaczepienia i naprawdę modliłam się o to, aby dała nam okazję ze sobą porozmawiać. W innym wypadku będziemy w czarnej dupie.

Podciągnęłam rękaw płaszcza i spojrzałam na zegarek. Pięć po dwunastej. Czekaliśmy już ponad piętnaście minut, bo oczywiście zjawiliśmy się z wyprzedzeniem. Spodziewałam się, że o ile Natasza w ogóle się pojawi, to raczej nie będzie punktualna. W związku z tym uznaliśmy, że damy jej czas do w pół do pierwszej. Obym tylko przez te prawie jeszcze pół godziny nie zamarzła. Odkąd nie musiałam już sterczeć na przystankach autobusowych, bo ukochany narzeczony niemal wszędzie mnie woził, odwykłam do tego nieprzyjemnego uczucia, kiedy stoisz w miejscu i zastanawiasz się, czy przypadkiem coś ci się nie odmrozi. Ugh, jak ja tego nie znosiłam.

W oddali dostrzegłam jakąś postać. Wytężyłam wzrok, ale z rozczarowaniem stwierdziłam, że to tylko staruszka z wózkiem zakupowym. Przez moment łudziłam się jeszcze, że może Natasza zdecydowała się na przesadny kamuflaż, ale kobieta kierowała się w zupełnie przeciwną stronę. Widocznie mimo paskudnej pogody postanowiła przespacerować się dłuższą drogą do domu.

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz