§ 17.

114 7 35
                                    

Od wieków nie byłam w McDonaldzie. W dzieciństwie w ogóle nie znałam pojęcia fast foodów. Mama, jako zawodowa kucharka, przeklinała śmieciowe żarcie i za żadne skarby nie nakarmiłaby nim swoich córek. Tak więc bary szybkiej obsługi odkryłam dopiero w gimnazjum, kiedy to w takowym zorganizowano nam postój w trakcie wycieczki szkolnej. Nigdy nie zapomnę tego zawstydzenia, kiedy wszyscy przepychali się do kasy, aby jak najszybciej złożyć zmówienie, a ja stanęłam na środku lokalu jak ten kołek, nie mając pojęcia, co w ogóle tam podają. Ostatecznie wzięłam tylko frytki.

W trakcie studiów z braku czasu oraz zdolności kulinarnych od czasu do czasu lądowałam w Macu czy KFC. Nieszczególnie przepadałam za jedzeniem z tych lokali, ale często okazywały się dobrą opcją na szybkie zaspokojenie większego głodu. Przez ostatnie trzy lata skutecznie udawało mi się ich unikać. Dziś zawitałam w McDonaldzie tylko dlatego, że Natasza zaproponowała takie miejsce na spotkanie. Nie protestowałam, mając nadzieję, że jeśli pójdę jej na rękę, będzie bardziej rozmowna.

Pojawiłam się dziesięć minut przed umówioną godziną. Dochodziła jedenasta, więc w lokalu nie było tłumów. Aby nie wyglądać dziwnie, podeszłam do jednej z kas samoobsługowych i niespiesznie zaczęłam przeglądać menu. Przy okazji mogłam przekonać się, co teraz serwują. I że 2 for U czy McFlurry za sześć złotych to przeszłość. Widać nawet fast foody dopadła inflacja.

Bez przekonania przewijałam kolejne pozycje na liście. Na sam widok burgerów robiło mi się niedobrze. Pewnie dlatego, że od samego rana coś mnie mdliło. Ledwie wmusiłam w siebie jogurt z płatkami owsianymi. A w kancelarii nawet nie tknęłam kawy. Chyba dopadły mnie kolejne objawy przemęczenia. Bo wątpiłam, abym zatruła się czymś wczoraj u Dziurowiczów. Pani Ela była naprawdę dobrą kucharką.

Ostatecznie zdecydowałam się na lody waniliowe z polewą czekoladową. Miałam zamiar konsumować je w ślimaczym tempie, czekając na Nataszę. Oby tylko nie wystawiła mnie do wiatru. Potrzebowałam wyciągnąć z niej kilka informacji, aby móc ruszyć dalej ze sprawą.

Po odebraniu zamówienia zajęłam stolik z kanapą w rogu lokalu. Cały czas starałam się w miarę możliwości pozostawać poza zasięgiem kamer. Nie wiedziałam, czy w ogóle działały ani czy ktokolwiek przeglądałby nagrania w poszukiwaniu Nataszy, ale wolałam dmuchać na zimne. W końcu wyglądało na to, że w to wszystko zamieszani są ludzie z kręgu władzy. A ci bez problemu mogliby dotrzeć do jakiegokolwiek monitoringu.

Opróżniłam połowę kubeczka lodów, kiedy na miejsce obok mnie wślizgnęła się wysoka, zakapturzona, ubrana na czarno postać. Kiedy ściągnęła z nosa okulary przeciwsłoneczne – dziś zdecydowanie bardziej adekwatne niż ostatnio, bo w końcu wyszło słońce i zaczęła się prawdziwa wiosna – zyskałam pewność, że to Natasza. Na jej widok odetchnęłam w duchu z ulgą.

– Nie będziesz nic zamawiać? – spytałam bez przywitania.

– Jak będę jeść, zejdzie nam dłużej – stwierdziła. – A wolałabym jak najszybciej się stąd zmyć. Przed wyjściem wezmę coś na wynos.

Odpuściłam sobie komentarz, że jej kamuflaż w połączeniu z brakiem zamówienia może się okazać bardziej podejrzany, niż gdyby przyszła ubrana normalnie i zjadła Big Maca. To nie był czas na takie przytyki, bo bądź co bądź Bielik miała rację. Załatwmy to jak najszybciej.

– Dzisiaj bez pana detektywa? – zapytała, rozglądając się dyskretnie dookoła.

– Jak widać. Tatiana się odzywała? – postanowiłam delikatnie wejść w temat.

– Nadal cisza. A ja mam już tego wszystkiego serdecznie dosyć. Ile mam jeszcze bawić Olenę i siedzieć z nią na tym zadupiu? Ja mam uczelnię i robotę, a młoda szkołę. Nie możemy się przecież wiecznie ukrywać.

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz