§ 19.

157 8 42
                                    

Dwie wściekle różowe kreski na białym, prostokątnym kawałku plastiku pozbawiły mnie jakichkolwiek złudzeń.

Test kupiłam poprzedniego dnia po wyjściu z kancelarii, ale nie odważyłam się zrobić go od razu. Zwykle nie znosiłam niepewności, ale tym razem potrzebowałam odwlec nieuniknione w czasie. Jeszcze przez jeden wieczór chciałam żyć nadzieją, że wszystkie dręczące mnie objawy to tylko zbieg okoliczności, który nie ma nic wspólnego z ciążą. Niestety kolejna pobudka wywołana falą mdłości skłoniła mnie do wykonania testu. Wynik okazał się jednoznaczny.

Niby nie byłam zaskoczona, a mimo to potrzebowałam chwili na zimnych, łazienkowych kafelkach z głową opartą o klozet, aby na dobre to do mnie dotarło. Poczułam cisnące się do oczu łzy, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nie zamierzałam opłakiwać szans, które właśnie w tym momencie się ode mnie oddalały. Próbowałam przekonywać samą siebie, że, tak jak mówił Dziurowicz, dziecko to nie koniec świata. To tylko konieczność chwilowej zmiany planów. Nie należało rozpaczać, bo to maleństwo to przecież owoc miłości. I nie jest winne temu, że pojawiło się w momencie, który jego matka uważała za nieodpowiedni.

Dałam sobie trzy minuty na przetrawienie myśli, że na jakiś czas będę musiała pożegnać się z ambitnymi, zawodowymi planami. Potem spłukałam resztki wymiocin, podniosłam się z podłogi i opłukałam twarz zimną wodą. Na moment zerknęłam na lustro i spojrzałam sobie prosto w oczy. W oczy kobiety, która była przerażona wizją przewartościowania swojego obecnego życia. Ale jednocześnie szczęśliwej, że spełni jedno z największych marzeń przyszłego męża.

Rozmawiałam wczoraj z Ksawerym przez telefon, ale nawet nie napomknęłam mu o swoich podejrzeniach. Po pierwsze dlatego, że nie miałam wtedy jeszcze pewności, a po drugie nie chciałam robić tego przez słuchawkę. Zasługiwał na to, aby usłyszeć to osobiście. Chciałam zobaczyć iskierki radości w jego oczach, kiedy dowie się, że zostanie ojcem. Nie mogłam przegapić tego momentu.

Na szczęście w trakcie rozmowy Ksawery nie wyczuł, że coś jest nie tak. Starałam się zachowywać normalnie, a poza tym dyskutowaliśmy głównie o spotkaniu z Jezierskim i planie na zdobycie nagrań, co pozwoliło mi zamaskować osobiste rozterki. Miałam nadzieję, że dziś też uda mi się z niczym nie zdradzić.

Po doprowadzeniu się do porządku w łazience, udałam się do kuchni, aby zaparzyć podarowaną mi wczoraj przez patrona herbatę z imbirem. Wyglądało na to, że od teraz będzie mi zastępować poranną kawę. Popijając to remedium na mdłości, zaczęłam szykować się do pracy, z której na pewno nie miałam zamiaru rezygnować w najbliższym czasie. Ciąża to nie choroba. A ja potrzebowałam się czymś zająć, aby za bardzo nie roztrząsać zaistniałej sytuacji.

Jedno jednak nie dawało mi spokoju. Jak to się stało? Sypialiśmy ze sobą od trzech lat, przez cały ten czas brałam tabletki antykoncepcyjne. Dlaczego akurat teraz zawiodły? Przecież nic się nie zmieniło.

Kiedy przyjrzałam się blistrowi tabletek, odkryłam, że to nie one zawiodły, tylko ja. Umknęło mi, że w całym tym zbieganiu najzwyczajniej w świecie pominęłam kilka dawek. Tak więc jeśli chciałam mieć do kogoś pretensje, to wyłącznie do siebie. Gdybym tak dużo na siebie nie wzięła, nic by się nie stało. No ale cóż, czasu nie cofnę. Pozostało mi tylko zaakceptować fakty i dostrzec w nich pozytywy.

Po dotarciu do kancelarii poczułam na sobie kilka zaciekawionych spojrzeń. Tak jak przepuszczałam, mój wczorajszy sprint do toalety nie pozostał bez echa. Podobnie jak fakt, że pojawiłam się w butach na płaskim obcasie. Jedna ze stażystek spytała żartobliwie, czy nagle połamały mi się wszystkie obcasy. Widać nawet coś tak prozaicznego potrafi wstrząsnąć Karlickim&Lubczynko.

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz