§ 20.

176 10 47
                                    

W piątkowy poranek siedziałam przy stole w kuchni z notatkami z prawa administracyjnego i kubkiem herbaty. Nie potrafiłam jednak skupić się na nauce, bo kiedy obudziłam się dwie godziny temu, okazało się, że po drugiej stronie łóżka spał Ksawery. Musiał wrócić w nocy z Poznania. A to oznaczało, że już wkrótce czekała mnie ważna rozmowa. I to właśnie z jej powodu byłam taka rozkojarzona.

Wiedziałam, że Ksawery ucieszy się na wieść o dziecku. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. A mimo to odczuwałam pewnego rodzaju niepokój. Z każdym dniem dobitniej docierało do mnie, że nasza życiowa sytuacja diametralnie się zmieni. I niby coraz bardziej się z tą myślą oswajałam, ale równocześnie narastały obawy o to, czy będę potrafiła być dobrą matką.

Zastanawiałam się właśnie, jak najlepiej poinformować narzeczonego, że niedługo zostanie ojcem – walnąć prosto z mostu czy może zrobić to jakoś subtelniej – kiedy zaspany Ksawery wszedł do kuchni. Ziewnął przeciągle i skierował się do ekspresu do kawy. Gdy mnie zauważył, zatrzymał się i zamrugał kilka razy, jakby nie dowierzał w to, co widzi.

– O, a ty nie w pracy? – zdziwił się.

– Wzięłam wolne – odparłam, przewracając jedną kartkę z notatkami na drugą stronę. – A właściwie to dostałam. Twój ojciec stwierdził, że skoro mamy zamiar weekend poświęcić na pracę, to powinnam dzisiejszy dzień przeznaczyć na naukę. W końcu egzaminy już po majówce.

Narzeczony niemrawo skinął głową.

– Słuszne podejście. Aż dziw, że przystałaś na nie bez protestów – zaśmiał się. – Mimo to praca nas dziś nie ominie. Musimy doprecyzować plan na jutro. Ale to później, bo na razie jestem ledwo żywy.

– O której wróciłeś?

Nie była to niezbędna dla mnie informacja, ale podświadomie odwlekałam kluczowy moment tej rozmowy najdłużej jak się dało. Sądziłam, że będę miała trochę więcej czasu, aby się na niego przygotować. I wciąż nie wiedziałam, jak najlepiej zakomunikować nowinę.

– Gdzieś przed trzecią – odparł. – Niby mogłem poczekać z wyjazdem do rana, ale tu też mam trochę rzeczy do ogarnięcia. No i stęskniłem się – dodał z uśmiechem, podchodząc do mnie. – Bardzo.

Nachylił się nade mną i czule pocałował. Ta pieszczota uświadomiła mi, że ja też się bardzo stęskniłam. Dlatego chętnie pogłębiłabym pocałunek, ale Ksawery szybko się ode mnie odsunął.

– Wybacz, ale w tej chwili chyba jednak bardziej potrzebuję kawy – mruknął, po czym niespodziewanie chwycił stojący na stole kubek. – Poczęstuję się, zanim zrobię swoją.

Nie zdążyłam go powstrzymać. Uniósł naczynie do ust i pociągnął naprawdę spory łyk. Kiedy zorientował się, że to nie latte, zaczął się krztusić. Już miałam zerwać się na równe nogi i zacząć klepać go po plecach, ale na szczęście złapał oddech i zaczął kaszleć.

– Boże, co to za paskudztwo? – spytał, wciąż pokasłując.

– Herbata imbirowa – odparłam spokojnie.

– Imbir, co za ohyda. – Aż się wzdrygnął, oddając mi kubek. – Nie znoszę tego smaku. Mama twierdzi, że przejadł mi się już w życiu płodowym, bo kiedy była ze mną w ciąży, pomagał jej na poranne mdłości, więc spożywała imbirowe wyroby w zatrważającej ilości. A ty czemu właściwie pijesz to obrzydlistwo?

No dobra. To był ten moment. Nie było sensu dłużej zwlekać.

Wzięłam wdech i odparłam z totalną nonszalancją:

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz