§ 26.

105 10 37
                                    

To doprawdy niewiarygodne, że już drugi raz w przeciągu tygodnia daliśmy się przyłapać na gorącym uczynku. Co za wstyd. Przydałoby się popracować nad skutecznością, bo ta ostatnio drastycznie spadła. Ale najpierw musieliśmy się uporać z problemem w postaci wściekłego ministra Dębickiego.

– Dzwonię po policję! – zagroził, sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki, z której wyciągnął telefon. – Nie mają państwo prawa...

– Doskonale o tym wiemy – przerwałam mu stanowczym, opanowanym tonem. – Jestem prawniczką. To znaczy aplikantką. Anastazja Brańska z kancelarii Karlicki&Lubczynko.

Na potwierdzenie tych słów również sięgnęłam po telefon i włączyłam aplikację, w której mogłam wyświetlić elektroniczną wersję legitymacji aplikanckiej. Obróciłam ekran w stronę Dębickiego, a on przyjrzał mu się z wyraźnym sceptycyzmem. Ostatecznie nie miał jednak zastrzeżeń do mojej tożsamości. Skupił się za to na moim towarzyszu.

– A pan? – fuknął, łypiąc złowrogo.

– Ksawery Dziurowicz. Prywatny detektyw.

Dziura z kolei wyciągnął portfel, a z niego licencję detektywistyczną. Ten dokument Dębicki również uważnie przestudiował i też nie miał się do czego przyczepić. Wszystko wskazywało na to, że byliśmy tymi, za kogo się podawaliśmy.

– No dobrze, ale to i tak nie upoważnia państwa do przebywania na mojej posesji – stwierdził już nieco spokojniej pan minister. – Zwłaszcza że aby się tu dostać, przeskoczyli państwo przez płot. Kamera wszystko zarejestrowała.

Wskazał na porośnięty bluszczem róg domu. Musiałam wytężyć wzrok, aby w gąszczu liści dostrzec jakikolwiek sprzęt. Cholera, kamera faktycznie tam była. Mała i ledwo widoczna. Nic dziwnego, że jej nie zauważyliśmy. A w sumie można było się spodziewać, że dom członka rządu posiada zabezpieczenie w postaci monitoringu. Ja mogłam zwalić tę bezmyślność na ciążowy mózg, ale jakie wytłumaczenie miał mój ukochany narzeczony?

Cholera, Dębicki pewnie dostał powiadomienie, że kamera coś zarejestrowała i dlatego się wrócił. A więc nie mieliśmy szans, aby załatwić cokolwiek za jego plecami. Teraz pozostało nam tylko jedno – dobrze to wszystko rozegrać. A to niestety nie będzie wcale takie proste zadanie.

– Możemy to wytłumaczyć – oznajmiłam pokojowo.

– No ja myślę – odburknął Dębicki. – Musiałem w ostatniej chwili odwołać spotkanie, więc obyście mieli na to wszystko dobre wyjaśnienie.

Przez moment wahałam się, ile prawdy powinniśmy mu wyjawić. Wciąż istniało ryzyko, że był oprawcą Tatiany i zdradzając mu cokolwiek, jeszcze bardziej pogorszymy sytuację dziewczyny. Postanowiłam jednak zaryzykować. Może pozory nas nie zwiodą i Dębicki okaże się tym porządnym facetem, na którego wyglądał.

– Szukamy Tatiany Andriyko – wyznałam. – Mój patron i ja zostaliśmy zatrudnieni jako jej obrońcy w sprawie o kradzież u państwa Jezierskich.

Dębicki nie wydawał się zaskoczony tą informacją, a więc musiał wiedzieć o oskarżeniu. W dodatku o nic nie dopytywał, więc postanowiłam kontynuować.

– Tatiana co prawda zrezygnowała z naszych usług, ale na jaw wyszły nowe fakty. Chcemy z nią tylko porozmawiać. I ponownie zaoferować pomoc. Jakiś czas temu do sądu wpłynął akt oskarżenia. Pierwszą rozprawę wyznaczono w połowie maja.

Z premedytacją unikałam konkretów dotyczących JJClub, a skupiłam się na kradzieży. Obawiałam się, że gdybym wspomniała, że chodzi głównie o klub, pan minister od razu by nas pogonił. A tak istniała większa szansa, że uwierzy w nasze dobre intencje i przekona Tatianę, aby z nami porozmawiała. Niestety chyba nie zrobiliśmy na nim dobrego wrażenia, bo wciąż przyglądał się nam podejrzliwie. I sprawiał wrażenie, jakby zmierzał nas zbyć.

Więcej niż Pestka (Pestka #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz