Rozdział 27. Ucieczka.

11 4 0
                                    

W nocy ledwo zasnęłam. Ciągle bałam się o Tarranta. Nie wiedziałam czy mogę ufać Skazeuszowi ale... Nie mogłam pozwolić by zrobił coś mojemu przyjacielowi. Tak jak to uczynił w moim koszmarze. Nagle otworzyłam oczy gdy ktoś nagle zakrył mi usta i nos. Nim coś powiedziałam ten przyłożył do ust swoich palec. Mężczyzna posadził mnie po cichu i podał mi szlafrok z krzesła. Nałożyłam go. Ten po chwili złapał mnie za rękę i zaczął mnie ciągnąć. Szłam za tym mężczyzna. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Całą drogę rozglądał się on czujnie. Jakby nie chciał aby ktoś nas zauważył. Kiedy opuściliśmy budynek pobiegliśmy do stodoły. Dał mi tam paszcz który nałożyłam i przyprowadził szarego wierzchowca z czarnym pyskiem, grzywą i ogonem. Z zawahaniem wsiadłam na wierzchowca. Ten człowiek przytulił pysk zwierzęcia. Patrzył mu w oczy jakby mu coś przekazywał. Jednak już po chwili koń wybiegł z pomieszczenia.

-Z-Zawracaj... Muszę wrócić po Tarranta.- Powiedziałam w panice. Lecz zwierzę się nie zatrzymało.

-Nie możesz tam wrócić. Jeśli zobaczy ciebie zabije ciebie albo najpierw zabije twoich przyjaciół.- Powiedział koń galopując dalej. Zamknęłam oczy pozwalając łzom spływać po policzkach. Już po chwili deszcz zaczął padać dość mocno. Nie mogłam się uspokoić. Z tego wszystkiego serce bolało mnie. Bolało ono tak jakby ktoś wbijał mi w nie ostre przyrządy. Kiedy tylko dotarliśmy pod pałac straciłam przytomność.


Serce Krainy CzarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz