Pięć

1.4K 153 5
                                    

MADDOX

Wpadam do Nory tuż po tym, jak June zadecydowała, że da Beth jeszcze trochę czasu do namysłu. 

To złe posunięcie. Daje Beth możliwość namysłu, znalezienia rozwiązania, ucieczki, a do tego stawia nas w złym świetle, bo zamknęliśmy ją w pomieszczeniu leczniczym w lochach u nas w domu. 

Wkurwia mnie to, że jest tam zamknięta. Jak pomyślę sobie, że będzie próbowała uciec i przekroczyć ognistą barierę stworzoną przez June, a przy okazji się poparzy, dostaję gorączki. Wściekłość rozpiera moją pierś i dominuje wszystkie myśli. Nie potrafię już spojrzeć na nic racjonalnie. Czuję jej strach w swojej głowie, w swoich płucach, i notorycznie słyszę trzepotanie jej rozdygotanego małego serduszka. 

Cierpi. Wiem, że cierpi. Chociaż nie łączy nas żadna całkowita więź, bo przecież nie ma nawet szans, bym kiedykolwiek podzielił się z nią kryształem, to mimo wszystko jest moim przeznaczeniem. Słyszę bicie jej serca praktycznie od momentu, gdy pierwszy raz na nią spojrzałem. Jakimś cudem czuję na swoim ciele jej ból. To jedynie łaskotanie, ale musi oznaczać, że ona czuje go sto razy mocniej, jak nie nawet bardziej. 

Nie rozumiem, dlaczego nie płacze. Te czarownice są dla mnie zagadką. 

Nie płacze, ale rany na plecach ją bolą i wyglądają okrutnie. Gdy tylko przypominam sobie jej wygląd i ten moment, w którym leżała w deszczu na progu naszego domu, wsciekłość kipi ze mnie jak z pełnego garnka. 

Zabiję każdego, kto sprawił jej ból. Nie będę miał cienia zwątpienia. Ta myśl mnie prześladuje, ale nie potrafię się jej wyzbyć. 

Nie planowałem tego. Uciekam od jakichkolwiek myśli o zabijaniu, odkąd moją ostatnią ofiarą stał się Veno. 

Jego tu już nie ma. Zwykle widzę jego twarz w swoich wyobrażeniach. Jego śmiech, szeroki uśmiech, taniec do wkurwiającej nowoczesnej muzyki i to, jak zawsze potrafił nas wszystkich zmotywować i pogodzić. 

Dopóki nie zaczął skupiać się na June. 

Nie winię go. Rozumiem więź lepiej, niż ktokolwiek inny, bo żyję na świecie znacznie dłużej niż moi bracia. I widziałem wiele przypadków odnalezienia przeznaczenia. Jednym z nich byli ludzie, którzy mnie stworzyli. Wzięli gotowy już materiał zrodzony z matki, której nikt nie znał, by ulepić z miękkiej gliny coś, co miało im służyć przez długie lata.

W jednym celu. 

Który teraz migocze w mojej głowie niczym wielki alarm. Zaciskam szczęki i dłoń na sztylecie tak mocno, że mógłbym to wszystko połamać. Nie ściągam rękawiczek, bo nie chcę zabić kogoś przypadkiem. 

W Norze jak zwykle panuje gwar. Gdy tylko przekraczam próg, głowy nadludzi oraz ludzi zwracają się w moim kierunku. Niektórzy próbują się przywitać spojrzeniami, ale ja nie mam ochoty ich widzieć. Kroczę przez tłum, zręcznie unikając jakiegokolwiek dotyku – mam to opanowane do perfekcji. 

Pocieram pierś, gdy czuję dziwne mrowienie. Kurwa, to chyba znów strach. Zakładam, że June stworzyła już barierę. Mógłbym tam wrócić, usiąść razem z Beth i po prostu jej pilnować. Mógłbym jej przynosić wodę i jedzenie. I wszystko, czego by potrzebowała. 

Ale wtedy przypominam sobie jej plecy… i żądza mordu przeważa szalę. 

– Hej, Mad – rzuca barmanka. – Nigdy nie podchodzisz do baru. Jak mogę ci pomóc? 

Jest szczerze zdziwiona – słusznie. Ma rację. Nie podchodzę do baru. Wpadam do Nory zwykle w jednym celu. 

Kładę na blacie barowym fiolkę z czerwoną substancją. 

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz