Dwadzieścia dziewięć

1.4K 153 10
                                    

Niemal całą noc i cały dzień patrzę, jak Veno obejmuje moją czarownicę i dostarcza jej ciepła. W ciągu dnia ludzie Zane'a przynoszą jeszcze dodatkowe porcje magicznych nalewek, a gdzieś późnym wieczorem gorączka w końcu nieco odpuszcza i Beth jest w stanie zasnąć nieco spokojniej. Gdy tylko jej stan się normuje, Veno wypada z łóżka jak oparzony, wychodzi z pokoju jak wcześniej, ale tym razem dłużej nie wraca, chyba specjalnie. Zdaję sobie sprawę, że to nie było dla niego łatwe.

Może to dlatego, że mi pęka serce za każdym razem, gdy ona uroczo się w niego wtula. 

Pęka mi serce, gdy jęczy z bólu i z gorączki, a on głaszcze ją po włosach i uspokaja, bo nie chce słuchać jej cierpienia. 

Pęka mi serce raz za razem, a Veno to doskonale wie, dlatego nie podoba mu się takie rozwiązanie… ale nie mamy wyjścia. 

Dokładnie przed opuszczeniem pokoju jego oczy wyrażają więcej niż tysiące słów, a mimo to zatrzymuje się i mówi mi jeszcze: 

– Nie czerpałem żadnej przyjemności nawet z sekundy tego, co robiłem przy Beth przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Ale musisz wiedzieć, że mimo wszystko ci dziękuję i powinienem być wdzięczny, bo minął już prawie rok, odkąd zabrano mnie od mojej drugiej połówki. Rok, przez który nie miałem się do kogo przytulić, nie miałem komu dać swojego ciepła. I gdy tak leżałem z Beth i zdecydowałem się chwilę przespać, przypomniałem sobie też jak to było mieć w ramionach June. Śniłem o niej. To było takie realne… i za to ci dziękuję. 

Kiwa głową z uznaniem, a potem znika za drzwiami, zostawiając nas samych. 

Ostatnio unikałem kontaktu z Beth, bo odkąd obiecałem swoją duszę Athei, już w ogóle nie powinienem się zbliżać do czarownicy. Przez to, że przybyliśmy razem do drugiego wymiaru, więź przejęła kontrolę nad jej sercem i zaczęła podejmować decyzje, które przestały być dla niej bezpieczne – zbliżała się do mnie. 

Gdy ostatnio niemal zaatakowała mnie w mojej sypialni, oszalałem. Nigdy jeszcze nie była tak blisko, nigdy jeszcze mocniej nie zakochałem się w żadnym widoku – jej oczy, które błagały mnie o wyjaśnienia i o to, czego nigdy nie będziemy mieć, były najpiękniejszym detalem wszechświata. Żadna z gwiazd nie mogłaby się równać Beth, żadna z planet, żadne słońce, żaden księżyc, żaden deszcz, żadna chmura na niebie, żadne złoto i klejnoty. 

Tak bardzo się bałem, że ją stracę… ten strach był tak silny, że teraz już nie opuszczę jej boku i zrobię wszystko, by była bezpieczna. Nie wiem, co musi się wydarzyć, bym chciał się do niej zbliżyć, bym pokazał jej w końcu co znaczy przyjemność i uwielbienie. 

Powiedziała mi, że nigdy nikt jej nie całował. 

Ja bym umarł, by być pierwszym i ostatnim. 

Beth nie ma już gorączki, ale jej organizm jest tak zmęczony, że nie wybudza się na dłużej niż kilka minut przez całą noc. 

Gdy robi to po raz pierwszy, wciąż czuwam w fotelu i zrywam się, od razu podając jej wodę. Wypija ją zachłannymi łykami, a jedyne, co jest w stanie mi powiedzieć, to ciche "dziękuję", po czym zasypia ponownie. 

Jestem blisko niej. Stoję nad jej łóżkiem, ale wyłącznie po to, by mogła być bezpieczna. To ja jestem tym, który spali dla niej cały świat. Być może to ja boję się bardziej niż ona. 

Budzi się co jakiś czas, a za trzecim razem jestem w stanie zamienić z nią kilka słów i udaje mi się przekonać ją, by rozpoczęła proces uzdrawiania. Trwa on kilka minut, ale jej moc jest duża – kolejny sen przychodzi już spokojniejszy. 

Jest przepiękna. Niby bezbronna, a jednak jej dusza jest czysta i waleczna, gotowa do poświęceń. Zawsze wiedziałem, że właśnie taka jest, nawet gdy pozostawała pod wpływami Miry Hadley. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy Beth, a potrafiłem dotrzeć wgłąb jej duszy. Wtedy cieszyłem się, że dzieli nas taki dystans. Że nigdy nie będę mógł się do niej zbliżyć, bo jest wnuczką Najstarszej, Wiccanką, a te różnice nigdy nie będą mogły być połączone. 

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz