Trzydzieści

1.4K 166 28
                                    

Panie i panowie...

_________________

BETH

Jestem w stanie względnego rozluźnienia, gdy słyszę za oknem jakieś hałasy. Zrzucam to na karb rozpoczynającej się ulewy.

Mam już serdecznie dość tego ciągłego deszczu, wiatru, mokrych ulic i gęstych ciemnych chmur. Nigdy nie byłam zwolennikiem wyłącznie słonecznej pogody, ale wiem już, jak bardzo ciemność potrafi dołować. 

Dlatego dodatkowo współczuję Maddoxowi, który dzieciństwo spędził w ciemnych, mrocznych miejscach, gdzie źle wykorzystywano jego moce. 

Ale jesteśmy na dobrej drodze, by otworzył się na mnie jeszcze bardziej. Leżę na boku ba łóżku z jedną dłonią pod policzkiem, a drugą wyciągam przed siebie i rozprostowuję palce z całej siły. To właśnie ta dłoń splotła się wcześniej z dłonią Maddoxa. To właśnie ta dłoń poczuła dotyk przez materiał rękawiczki i nie mogę przestać o tym myśleć. Wtedy był to dla mnie dotyk czuły, platoniczny, ale teraz robi mi się gorąco na samą myśl o nim. 

Jest nawet coś ciekawego… wręcz brudnego… w tym, że mogłabym być dotykana przez jego dłonie w rękawiczkach. 

Oglądam czarną bandanę, którą mam zawiązaną na nadgarstku, bo należała kiedyś do Maddoxa – wtedy, gdy zasłaniał twarz, między innymi przy mnie. Teraz tego nie robi, a bandanę już sobie zawłaszczyłam. Nie zdejmuję jej nigdy, nawet gdy się myję, gdy walczę. Przetrwała, gdy topiłam się w bagnie życzeń, więc mam nadzieję, że przetrwa wszystko. Przypomina mi o nim. 

Hałas za oknem wyrywa mnie z zamyślenia i sprawia, że drgam gwałtownie. Zrywam się do siadu, gdy słyszę jakiś huk. Podchodzę do okna jak najszybciej, tylko po to, by zobaczyć tam sylwetkę Maddoxa, który z kimś walczy. 

Moje serce od razu zaczyna bić szaleńczo i nawet nie zastanawiam się dwa razy – boso biegnę do wyjścia z pokoju, a potem po schodach w dół, przeskakując co dwa stopnie. Jestem już w pełni sił, bo uleczyłam się i dużo leżałam. 

Wpadam do Nory, do pomieszczeń na parterze, muzyka zagłusza moje paniczne myśli o tym, że Maddox z kimś walczy. Dobiegam do drzwi wyjściowych, szarpię za nie z całej siły, ale nie chcą odpuścić. W końcu ciągnę klamkę tak mocno, że odpuszcza, i drzwi otwierają się, a ja wypadam na zewnątrz wprost pod kurtynę drobnego deszczu. 

Maddox przyciska innego demona o czarnych oczach do ściany, a tamten umiera z jego rąk, ale w tym samym momencie ktoś atakuje Maddoxa od tyłu i przebija go na wylot sztyletem. 

Ostrzem, którego nigdy wcześniej nie widziałam. 

Ostrze zostaje wyciągnięte, a Maddox zatacza się, chyba nie kontaktuje, a potem upada na kolana, następnie na bok na beton. Kałuża rozbryzguje się wokół jego ciała, a oczy wywracają się wgłąb czaszki. Jego dłoń mechanicznie wędruje do dziury w brzuchu, tuż pod mostkiem.

– Nie! – wrzeszczę na całe gardło. – Nie, nie... nie!

Nie mogę się ruszyć. Jestem zszokowana… zagubiona… czy to może być prawda? Dlaczego on tak po prostu padł, skoro nie powinno go to wcale zniszczyć? 

To ostrze. 

To przez nie. 

I przez dwa demony, które obracają na mnie swoje wykrzywione twarze i oblizują usta. 

– Zaraz się tobą zajmiemy, słoneczko – zapewnia jeden z nich. – Ale najpierw pokroimy demona na kawałki. 

Poznaję ich aparycję, ich kurtki, które przypominają tych spotkanych na początku. Zane ich zabił, a ja trochę do tego doprowadziłam, ale teraz nie ma to znaczenia. 

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz