Jedenaście

1.5K 162 12
                                    

W domu demonów dostałam swój pokój – nieduży, ale bardzo przytulny. Zaprowadził mnie do niego Maddox. Przeniósł tam moją walizkę, a gdy ją otwierałam, obserwował uważnie, jakby miały z niej wyskoczyć jakieś karaluchy. Nic takiego jednak się nie stało. Na wierzchu walizki znajdowały się moje książki i spodnie. Nic więcej. Przypomniałam sobie wtedy słowa Rogana i zaczęłam rozmyślać, czy może właśnie dlatego Maddox tak zaciekle mnie obserwował. 

Pokazał mi dwie łazienki na piętrze, potem również kuchnię i salon. Powiedział, że mogę korzystać ze wszystkiego. Pytał też, czy ma mi przynieść coś w związku z bliznami na plecach. To jednak nie było konieczne. Zrobiłam dodatkową sesję uleczania przed snem wytrwałam w transie aż dwie godziny, więc moje blizny są już praktycznie niewidoczne. Potwierdziłam to pod prysznicem, gdy w końcu mogłam użyć łazienki. 

Przez pierwszą część nocy nie spałam zbyt dobrze, przewracałam się z boku na bok.

Jestem przyzwyczajona do tych ponurych ścian domu mojej babci. W domu demonów przeważają ciemne kolory i ciepłe światło, ale wiele mebli i dodatków jest… przytulnych. Dużo zamszu, puszystych dywanów, miękka atłasowa pościel i przyjemny zapach palonego drewna. Mają nawet kominek, chociaż poprzedniego wieczoru nie był uruchomiony. Maddox burknął coś pod nosem, że nie odpalali go odkąd zginął Veno. 

Gdy wstaję następnego dnia rano, zupełnie nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Najpierw krążę po sypialni, wyglądam przez okno, a na zewnątrz dostrzegam Kiana i Rena, którzy skądś wracają. Wychodzą z leśnej gęstwiny, ale nie mam pojęcia, co mogli tam robić. Nie śmiem nawet pytać. To zupełnie nie moja sprawa. 

Chyba muszę zejść na dół. 

Czuję w powietrzu zapach jakiegoś jedzenia… pachnie smacznie. 

Gdy wchodzę do kuchni, niemal wszyscy już tam są. Brakuje tylko Rena. Czuję się coraz bardziej niezręcznie. Jak intruz.

– Chodź – zachęca June. – Miło mi cię widzieć. Nie spodziewałam się, że wrócisz wcześniej. Gdybym wiedziała, przyjechałabym. 

Zaciskam usta w nieśmiałym uśmiechu. Dostaję porcję śniadania – jajek i kiełbaski – na dodatkowym talerzu. W koszyku na stole jest bagietka, ale jestem zbyt onieśmielona, by wziąć kawałek. 

– Musisz zjeść wszystkiego po trochu. Porcja z talerza jest twoja,  ale jeśli chcesz, dobierz do tego pieczywo lub owoce. Musimy się zdrowo odżywiać. 

June jest łagodna i uśmiechnięta i pierwszy raz nie dostrzegam w niej już tej zawziętości i siły, które przeważają w innych sytuacjach. Może to dlatego, że zawsze spotykałam ją w dość ekstremalnych momentach życia. I jej i mojego. 

– Częstuj się – zachęca June. 

– Jeszcze nie jestem bardzo głodna – oznajmiam wycofana. – Jest wcześnie. 

– Jest dziewiąta – śmieje się June. – Dla mnie to już trzy godziny na nogach. Nie jestem fanką wstawania skoro świt, ale czasami muszę. 

– Ja po prostu nie jadałam nigdy tak wcześnie, chociaż wstawałam zawsze o piątej. Zwykle śniadanie odbywało się około dziesiątej lub jedenastej. 

June robi skonsternowaną minę. 

– To co robiłaś do tego czasu? 

Wzdycham. 

– Ćwiczyłam moce – wyznaję. – Babcia mówiła, że nie mogę się posilić, dopóki nie zajmę się najpierw najważniejszymi rzeczami. 

Maddox cały się napina i podnosi wzrok znad talerza. June próbuje rozładować atmosferę. 

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz