Dwadzieścia jeden

1.3K 165 19
                                    

Pokój, który znajduje się dwa piętra nad Norą, wygląda znów trochę jak miejsce noclegowe. Chyba tym właśnie jest. Znajduje się tu świeża czarna pościel, ściany mają kolor ciemnego beżu i kilka plam w różnych miejscach, jakby nieudolnie zostały umyte. Po tym, co zobaczyłam na dole, wolę nie wiedzieć, jak powstały te smugi mieniące się delikatnym różem.

Okna są niewielkie i słabe, więc słychać w nich każdy podmuch wiatru, każde drganie wywołane przez uderzające w ziemię pioruny i przede wszystkim w pokoju roznosi się echo deszczu. Burza rzeczywiście nie spowalnia, szaleje wciąż na zewnątrz, uniemożliwiając nam ruszenie się stąd. 

Siadam na łóżku, obok znajduje się niewielki stolik, na który podano tacę z jedzeniem. Jest tu jakieś ciepłe mięso, kasza, piklowane warzywa. Gdy biorę pierwszy kęs, rozkoszuję się nim, bo chociaż nie jest specjalnie smaczne, to pierwszy ciepły i pełny posiłek, który jem od wielu dni. Wcześniej żywiłam się suchym prowiantem i puszkami, które znajdowaliśmy gdzieś po drodze. Mój żołądek nieco się jednak buntuje, więc nie jestem w stanie zjeść wszystkiego. 

Łóżko, na którym siedzę, wydaje się niesamowicie wygodne i jest ogromne. Naprawdę duże. Jedno. Na cały pokój. Zalewa mnie fala niepewności, gdy wyobrażam sobie, że może jakimś cudem… Maddox też się w nim położy. Nie boję się go. Wiem, że nie będzie tego chciał, ale wolałabym, by też miał miękko i wygodnie, gdy będzie spał lub odpoczywał. 

– Zane tak po prostu ich wszystkich zabił – stwierdzam dużo później, gdy już kończymy posiłek i udało mi się skorzystać z toalety i ściągnąć pas z bronią. – Pstryknął palcami, a oni padli jak muchy. 

Maddox potwierdza kiwnięciem głowy. 

– Jest Diabłem. Wiesz, jaką ma moc. 

– Jak to jest, że wszyscy, którzy mnie otaczają, mają coś wspólnego ze śmiercią i krzywdą? – śmieję się cicho. 

Tak jest. Mira zawsze krzywdziła mnie, Maddox zabija dotykiem, a teraz pojawił się również Zane, który dosłownie kontroluje śmierć. Maddoxowi jednak chyba nie podoba się to stwierdzenie, bo pochmurnieje. 

– Kiedyś zabijałem wiele stworzeń. Teraz robię to tylko wtedy, gdy muszę. Mam swoje przysięgi. 

– Wiem – zapewniam. – Wiem to. Kiedyś… czy może wtedy, gdy poznałeś Zane'a? 

Zerka na mnie nieprzychylnie. Sznuruje usta, ale ja nie poddam się tak łatwo. Musi ze mną rozmawiać. 

– Opowiedz mi o nim. Powiedz, skąd się znacie i dlaczego było między wami takie napięcie. 

Waha się. W jego oczach widzę groźny błysk. Zbiera nasze talerze i układa w jednym miejscu na komodzie przy drzwiach do pokoju. 

– Rozmawiaj ze mną – żądam. 

Obraca się powoli. Marszczy delikatnie brwi i znów mam wrażenie, że jego kącik ust drga ledwie zauważalnie. Ale nie uśmiecha się. On nigdy się nie uśmiecha, a mnie denerwuje to do tego stopnia, że zaczynam się zastanawiać, co mogłabym zrobić, by w końcu dał mi tę jedną rzecz, której nie daje nikomu innemu – uśmiech. Tylko tyle. 

Albo aż tyle. 

– Urodziłem się w naszym świecie. Nie znam swojej matki i ojca, ale prawdopodobnie oboje byli demonami – zaczyna cicho i nieco zbyt ponuro. – Zostałem wydany na świat tylko po to, by mogli oddać mnie komuś, kto potrzebował demonów do własnych niezbyt dobrych celów. Dorastałem w ciemnych celach bez światła, bez dostępu do świata, zwykle samotnie albo z innymi demonami, z którymi stawałem do walki, jak tylko wykształciłem moc w pełni. Stało się to szybko. Na siłę. W wieku ośmiu lat zabiłem pierwsze stworzenie, bo postawiono nas w sparingu na śmierć i życie. Nie miał ze mną szans. Dotknąłem go i nie żył. 

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz