Dwadzieścia cztery

1.3K 156 16
                                    

To co, może jakiś weekendowy bonusik oprócz tego?

________________

Wypuściła nas. Tak po prostu. Atheia otworzyła dla nas drzwi i kazała nam wyjść, bo nie oczekiwała od nas nic więcej. To demonica, która ma wymagania, nie kieruje nią nic dobrego, co oznacza, że oddanie jej duszy musi być naprawdę okropne. 

I jest.

Maddox jeszcze jej nie oddał, ale obiecał. Zawiązał pakt krwi, tak samo jak ja zrobiłam to z Zane'em. Teraz nie mogę się już zdobyć na to, by z nim porozmawiać, bo w mojej głowie kiełkuje milion myśli. 

Veno zabiera nas do miejsca, w którym mieszkał praktycznie przez cały ten czas. Najpierw wracamy do miasta i odwiedzamy miejsce, które kiedyś było jego domem, a potem kierujemy się drogą dalej aż do niewielkiej ulicy, na której stoi kilka budynków. Demon ognia opowiada nam po krótce, że w niektórych z nich nie mieszka nikt, większość jest opuszczona, ale to jedno miejsce na końcu zdaje się na schronienie, więc tam głównie przebywał. 

Jest to niewielki budynek o ciemnej, zniszczonej elewacji, jak wszystko tutaj. Ciemne. Zniszczone. Nie mam pojęcia, gdzie uciekł nam cały dzień, ale znów robi się ciemno, więc powinniśmy się schować. Schody skrzypią pod naszymi nogami, gdy się po nich wspinamy, a barierka, którą łapię, łamie się w jednym miejscu i odpada. Drgam zaskoczona, rzucam ją na ziemię. Wpada w brudną kałużę. Zimny wiatr smaga moją twarz i burzy kosmyki wokół twarzy, które wymknęły się z warkocza. 

Veno wpuszcza nas do domu i zamyka drzwi na wszystkie zasuwki, ale nie wyglądają one na solidne. Wnętrze też jest ponure. 

– Nie ma ogrzewania, więc może być chłodno – oznajmia spokojnie. – Zwykle w łazienkach jest ciepła woda, ale też nie zawsze. W lodówce są jakieś zapasy jedzenia, w szafkach znajdziecie jakiś suchy prowiant. Da się tu żyć. 

Jestem już tym wszystkim cholernie przytłoczona. Brakuje mi światła, ciepła, spokoju. Brakuje mi tych czasów, gdy jeszcze nie wiedziałam, jak brutalne i okrutne jest życie. Gdy wydawało mi się, że jestem pod ochroną babci, że nic mi nie grozi i właściwie mam całkiem niezłe bytowanie.

Wcale nie było dobre. Wiem to. 

Ale mimo wszystko wtedy nie musiałam się przejmować, bo wszystko miałam z góry zaplanowane. 

A teraz tylko chodzę i się martwię, modlę się do Potrójnej Bogini, by pozwoliła nam wszystkim bezpiecznie dotrzeć do  domu. 

– Robi się zimno. – Veno rozciera ręce. – Nawet ja tutaj czuję ten chłód, więc rozpalę w ogródku jakiś ogień, żebyśmy mogli tam posiedzieć. 

Bierze z kuchni jakiś żeliwny garnek i wychodzi na zewnątrz, zostawiając mnie i Maddoxa sam na sam w jednym pomieszczeniu. Jest daleko. Dalej niż zwykle, chyba nawet dzielą nas więcej niż dwa metry. 

– Pozwoliłeś mu się przytulić – stwierdzam, odwracając wzrok i obserwując ciemne niebo za oknem. 

– Tak. 

– I nic się nie stało. 

– Nigdy przez całe swoje życie nikogo nie przytuliłem, nie ponosząc konsekwencji. To był pierwszy raz – wyjawia. – Ale nie mogłem mu tego odmówić. 

Kiwam głową. 

Veno tego potrzebował. On jest bardzo fizyczny i zbliża się do wszystkich stworzeń, z June też zawsze byli blisko. Nawet gdy jej wydawało się, że on niczego od niej nie chce, jakimś cudem zawsze i tak był przy niej. Dotykał. Opiekował się.

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz