Trzydzieści sześć

1.4K 154 31
                                    

Kilka godzin temu wpadł trzydziesty piąty, lepiej nie pomijać! 🙋

_______________

– Ja, z krwi i pożądania demon zrodzony, obietnicę składam i wypełniam, jakoby moja dusza nie należała już do mnie… – powtarza Maddox.

To nie koniec. Przysięga jest znacznie dłuższa, a z każdym słowem ledwie powstrzymuję się, by nie zamknąć wszystkich w barierze ochronnej i nie uciec, zabierając Maddoxa. Próbuję ocenić swoje szanse. Nie wiem, ile ich mam. Nie wiem, czy wystarczy mi sił na śmiercionośnego diabła, którego nie może pokonać nawet inny diabeł. Nie wiem, czy mam siłę na Soleil, której umysł zdaje się znacznie mocniejszy niż cała moja magia.

– Musimy iść. – Veno ciągnie mnie w stronę portalu, który staje się większy i większy z każdą sekundą.

Tworzą go smugi czerni i srebra, iskierki w powietrzu zaczynają parzyć nas w skórę, odbijają się od moich policzków, od skroni. Jarzą się w ciemnej nocy, przypominając mi o tym, że gdzieś tam czeka na mnie światło. Piękne księżyce. Gwiazdy. Słońce w ciągu dnia, jego ciepłe promienie, które pieszczą skórę.

– A teraz ostatnia część przysięgi i splunięcie krwią. – Atheia podaje Maddoxowi ostrze. – Natnij swój język lub wnętrze policzka.

Odwracam wzrok i ledwie dławię w sobie krzyk.

– Chodź, Beth. Czas na nas – naciska Veno. – Proszę. Musisz być bezpieczna. Muszę wziąć ze sobą chociaż ciebie. Dla June.

Chociaż łzy pieką mnie pod powiekami, nie ma już czasu na użalanie się nad swoim losem. Nie wygrałam tego. Być może akurat ta miłość była skazana na przegraną.

– Zdecydowanie musimy iść – mówi również Zane, wpatrując się w otwarty już portal.

Jest pełny. Nie mamy zbyt wiele czasu. Stoję jak wmurowana, a Veno próbuje ciągnąć mnie w kierunku przejścia.

Kręcę głową.

Nie mogę tego zrobić.

– Chcę zostać – szepczę. – Muszę z nim zostać. Nie zostawię go.

Wszyscy wydają się być w szoku, gdy moje słowa ledwie przebijają się przez buczenie wiatru i skrzeczące dźwięki przestrzeni w portalu.

– Zostaw mnie – protestuję i wyrywam rękę z uścisku Veno. – Nie potrafię iść bez niego. Przepraszam. Naprawdę… przepraszam.

– Beth… nie możesz tu zostać…

– Mogę. Zostanę.

Decyzję już podjęłam i Veno chyba widzi to w moich oczach.

– Byłam potrzebna do tego, by wskazać wam, gdzie otworzy się przejście – mówię jeszcze. Spoglądam na Zane'a. – Wywiązałam się z paktu. Wrócisz do rzeczywistości. Nie jestem ci już nic winna.

Jego usta ściągają się w dziwnym grymasie.

– Nie powinnaś chcieć tu zostać, czarownico – burczy. – Wykorzystaj możliwość wydostania się stąd i kontynuowania pięknego życia.

– Nie chcę życia bez niego. – Wskazuję palcem Maddoxa.

Atheia zwraca na nas wtedy uwagę.

– Myślisz, że będziesz miała do niego jakiekolwiek prawa, gdy będzie już mój? – kpi. – Przemyśl to lepiej, mały wiccański śmieciu.

Unoszę brodę.

– Nawet gdy będzie siłą mocy związany z tobą, będzie wciąż marzył tylko o mnie. A ja zrobię wszystko, by go odzyskać i ochronić.

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz