Sześć

1.4K 157 14
                                    

BETH

To uwłaczające. 

To, że jestem tu zamknięta. Drzwi są otwarte i każdy, może do mnie zajrzeć, może mnie obserwować, a ja nie jestem w stanie się zamknąć, bo bariera ognia postawiona jest jeszcze przed progiem od tego wewnątrz. Ognia na pierwszy rzut oka nie widać, lecz gdy podchodzę po raz kolejny do drzwi i wyciągam delikatnie rękę, napotykam przeszkodę. Gdy tylko opuszki moich palców stykają się z powietrzem, które jest poza moim zasięgiem, bariera wznosi się ogromną ścianą ognia. 

Nie podejrzewałam, że June blefuje, jednak nie spodziewałam się też, że ogień będzie aż tak wysoki.

Mój palec wskazujący i środkowy są już odrobinę poparzone, jednak jestem pewna, że uleczę je wraz z resztą ciała. June przychodzi do mnie po niecałej godzinie. Jak gdyby nigdy nic przechodzi przez barierę, a płomienie drgają, lecz rozstępują się przed nią, pozwalając swobodnie się wydostać. Stawia talerz z jedzeniem na stoliku obok łóżka, na którym siedzę. 

Jestem ubrana w luźną czarną bluzkę z długim rękawem, którą przyniosła mi June oraz w ciemne dresowe spodnie, odrobinę na mnie za duże. I w skarpetki. Czarne. Miękkie. Bawełniane. Chyba męskie. To miłe, że June zapamiętała jak ubieram się na co dzień i zadbała, żeby moje ciało było osłonięte. Zastanawiam się, dlaczego nic nie powiedziała. Na pewno widziała coś więcej, niż tylko siniaki i rany. 

– Co to jest? – pytam niechętnie, zerkając na talerz. 

– Zapiekanka makaronowa z mięsem i warzywami. I mała sałatka z kapusty. 

Ogarnia mnie niepewność. 

– Skąd wiem, że to nie jest trucizna? 

Uśmiecha się ciepło. 

– Nie jesteśmy twoimi wrogami. 

– Nie lubisz mojej babci. 

Być może ja też powinnam jej nie lubić. 

– Nie lubię metod jej postępowania – klaruje June. – Ale chcę, żebyś miała siłę, uleczyła się, a potem zdradziła nam, kto cię skrzywdził. Jesteśmy po twojej stronie, Beth. 

– To kupne? – pytam, odnosząc się do kolacji. 

June kręci głową. 

– Zwykle ja gotuję, jeśli mam czas. 

Marszczę brwi. 

– Dla siebie? 

– Dla wszystkich. – Przygląda mi się z ukosa. – Demony też jedzą zwykłe posiłki, wiesz? 

Ściągam usta na jedną stronę. 

– Babcia mówiła, że żywią się czymś innym. 

June wzdycha. 

– Tak? Czym?

– Strachem – odpowiadam cicho. – Cierpieniem. Adrenaliną. 

June przymyka powieki i kręci głową. Gdy otwiera oczy, czai się w nich zrozumienie. 

– Niedługo przekonasz się zapewne, że to wszystko nieprawda. Zjedz. Musisz być silna. Przyniosłam ci też wodę. Nie jesteśmy twoimi wrogami, Beth. Nie bez powodu przyszłaś po pomoc właśnie do nas, prawda? 

June odwraca się, jej długa kamizelka wiruje wokół ciała, gdy zgrabnie zmierza w kierunku wyjścia. Obraca się po raz ostatni zanim znika całkowicie. 

– Domyślam się, dlaczego tak bardzo nie chcesz powiedzieć, kto za tym stoi – mówi cicho, miękko. – Ale mam nadzieję, że się mylę. 

***

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz