Trzydzieści osiem

1.5K 175 21
                                    

Coraz bliżej końca🥺

________________

Wracamy na górę wraz z June i Tatianą. Nastroje są mieszane. Nikt nie wygląda na szczęśliwego, każdy ma smutek w oczach, niezależnie od tego,  czy jest demonem, czy Wiccanką, czy czymkolwiek innym. Nawet Zane wygląda na lekko przygnębionego, jakby widok tego wszystkiego w realnym świecie odbił na nim cień piętna. Twarz Soleil na powrót nie wyraża żadnych emocji. June musiała dać jej jakieś nowe ubranie zamiast szaty, którą ma na sobie, bo nosi teraz ciemne materiałowe spodnie i luźny sweter, ale chyba jeszcze nie czuje się w nich najlepiej. Jej postawa zdradza wycofanie, stoi tuż przy oknie, z dala od zgromadzenia, i jedynie jej mina przekonuje chociaż trochę, że to wciąż ta sama zdystansowana i chłodna kobieta o urodzie ciepłej i zachęcającej, a jednocześnie tak nieprzystępnej.

Kian wpatruje się w nią ukradkiem przez dłuższą chwilę.

– Może usiądziesz? – proponuje.

– Dziękuję. Po to mam nogi, by stać i chodzić.

Kian uśmiecha się pod nosem i wywraca oczami.

– Powiesz nam w końcu, jak masz na imię?

Soleil mruży oczy.

– A po co wam taka wiedza?

– Nie wiem? Żeby jakoś się do ciebie zwracać, czarownico?

– Skąd niby wiesz, że jestem czarownicą? – burczy Soleil.

Kian wzrusza ramionami.

– Nie jestem pewien. Czuję to. Widziałem, jak walczysz i widziałem srebro w twoich oczach. Resztę dopisałem sobie sam.

– Więc dopisz sobie również, że nie zamierzam tu z wami w ogóle zostawać, więc nie muszę się przedstawiać.

– Słodko – mruczy Kian.

Soleil się krzywi i rzuca mu zniesmaczone spojrzenie. Ale kiedy Kian odwraca wzrok i spogląda na June, Soleil przygląda mu się chwilkę za długo. Orientuje się w swoim czynie dopiero w momencie, gdy czuje na sobie mój wzrok i zostaje przyłapana. Wtedy znów odwraca spojrzenie i unosi brodę, pokazując, że nic i nikt tutaj jej nie interesuje.

– Nie ma go nigdzie – wyjaśnia June. – Ren zniknął.

– Zamiast skremować czarownice, tak po prostu uciekł?

Kiwa głową potwierdzająco.

– Na to wygląda.

– Wrócił do ojca – prycha Tatiana. – Mówiłam wam, że nie powinien tu z nami przebywać. Poszedł pewnie to tatusia i odwróci się teraz przeciwko nam. Dwa demony ciemności, jeden gorszy od drugiego.

– Nie jestem jeszcze pewna, co zrobimy z Renem… – zaczyna June, lecz siostra jej przerywa.

– Nic nie zrobimy, bo go nie ma.

June rzuca jej wymowne spojrzenie.

– Możesz się na chwilę skupić? – grzmi. – Bądźmy, proszę, sfokusowani na wyjaśnieniu tego bałaganu, zamiast wściekać się na kogoś, kto być może też teraz w pewien sposób jest zdradzony i cierpi.

Tati sznuruje usta, zakłada ręce na piersi i opada na krzesło przy stole. Obok niej miejsce zajmują Kian i Zane, który nonszalancko opiera ramię oparcie siedzenia. Maddox znajduje się przy mnie od momentu, w którym wróciłam na górę, i trzyma mnie za rękę, gdy stoimy obok stołu. June znajduje się u jego szczytu i opiera na blacie dłonie, a Veno cały czas stoi tuż za nią.

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz