Trzydzieści pięć

1.3K 149 19
                                    

To dzień Srebrnej Nocy. 

Nie mogę się na niczym skupić, nie mogę swobodnie myśleć ani oddychać, nie mogę cieszyć się z powrotu, bo przypominam sobie wciąż i wciąż, że to właśnie dzisiaj Maddox ma ostatni dzień na formalne oddanie swojej duszy Athei. Obiecał jej. Nie mam nikogo, kto mógłby pomóc. Nikogo, kto walczyłby równie mocno jak ja.

– Musimy coś zrobić – naciskam na Veno, gdy udaje mi się złapać chwilę, w której Maddoxa nie ma obok. 

Jest biały dzień – właściwie w drugim wymiarze jest nieco szary, ale to wciąż środek dnia. W Norze nie ma praktycznie nikogo, spędzamy chwilę na dole, tam, gdzie w nocy klub tętni okrutnym i krwawym życiem.

– Beth… jeśli spróbujemy z nią walczyć, rozpętamy piekło. Wszyscy możemy zginąć. 

– Ale on nie może tu zostać. Nie może oddać jej duszy. Jego dusza należy do mnie, rozumiesz? Do mnie. Ja potrafię się nią zaopiekować. Dam mu to, czego potrzebuje. Ja… ja… 

Veno unosi jedną brew i obraca się na obrotowym stołku przy barze. 

– Beth. Ty go kochasz. 

Prostuję się, unoszę brodę. 

– Owszem. Kocham go. Oczywiście, że go kocham. Jesteśmy sobie przeznaczeni. 

Veno uśmiecha się łagodnie. 

– Przeznaczenie nie oznacza, że zawsze kochasz. To uczucie rodzi się osobno. Może zaistnieć, a może go nie być, lecz nawet wtedy więź istnieje. Pasja, pożądanie, czasami nienawiść, bo od niej dość blisko do miłości. Podobno to tożsame uczucia. 

– Więc… więc… 

– Kochasz go, bo tak dyktuje twoje serce. Nie przeznaczenie. To podwójne szczęście, czarownico, bo masz i więź i miłość. Znalazłaś tego jedynego. 

Frustracja zalewa mnie całą. 

– Więc tym bardziej powinieneś zrozumieć, że nie mogę pozwolić na oddanie jego duszy – cedzę. – Musimy mieć jakiś plan. 

– Beth – mówi łagodnie. – Musisz pamiętać, że moja jedyna jest w pierwszym wymiarze i czeka, aż do niej wrócę, bo kiedyś jej to obiecałem. Obiecałem, że gdziekolwiek bym się nie znalazł, znajdę do niej drogę i wrócę, by znów kochać ją i wspierać. Nie potrafię z tego zrezygnować. Nie mogę ryzykować, że nie wrócimy. 

Powinnam go rozumieć. Chyba rozumiem. Jest w podobnej sytuacji, tylko że na moje bolączki nie ma prostego rozwiązania. Na jego – jest. I ja powinnam myśleć również o June, która właściwie uratowała mi życie. Stanęła za mną, gdy jeszcze sama nie byłam pewna, którą stronę obieram. 

– Przepraszam – rezygnuję cicho. Moje ramiona opadają, spuszczam wzrok. – Wiem, że proszę o wiele, ale nie potrafię się powstrzymać. Oczywiście rozumiem, że nie masz wyjścia. Wcale nie chcę cię do niczego namawiać, bo naprawdę zależy mi na tym, byś wrócił do June. Ja po prostu… nie potrafię sobie wyobrazić, że zostawię tu Maddoxa, a sama wrócę. Nie zrobię tego. 

Veno śmieje się smutno. 

– Ty czujesz się tak już teraz. Wyobraź sobie, jakie to musiałoby być uczucie, gdybyście byli połączeni kryształem. To ból samotności i tęsknoty, których nie da się opisać słowami. Trzymam się, bo widzę ją ciągle przed swoimi oczami, ale moje serce krwawi, odkąd się tu zjawiłem. A minęło już sporo czasu. Ominąłem jej urodziny, nowy rok akademicki, ominąłem wszystko, o czym opowiadaliście—jej władanie ogniem, jej konfrontacje z Mirą. Ominęło mnie to wszystko i wyobrażam sobie wciąż, że skoro June myśli, że ja nie żyję, znalazła sobie kogoś nowego. Ktoś był w stanie wejść do jej łóżka, ktoś jej dotykał, słuchał jej i patrzył w te cudowne ciemne oczy. Myśl, że one stają się srebrne dla kogokolwiek innego, zabija mnie. 

Gdy zabierasz ból (Srebrna noc #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz