~35~

621 26 14
                                    

23.06.2024r.

Pov. Fausti
Dzisiaj obudziłam się w stanie całkowicie przeciwnym niż wczoraj. Wszystko mnie bolało, a nasza córka wręcz wariowała w brzuszku. Myślałam, że to tylko chwilowe, tak jak zwykle i zaraz wszytko minie. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale na nic zdały się moje próby. Czułam tylko ból i coraz częstsze skurcze, które nasilały się z minuty na minutę. Spojrzałam na zegarek. Czwarta- zajebiście. Pomyślałam z wiedzą, że o dalszym śnie w dniu dzisiejszym mogę już zapomnieć. Bezczynne leżenie na nic mi się zda. Nie chciałam też obudzić Bartka moim wierceniem się. Postanowiłam wstać. Musiałam napić się wody, bo ta przy łóżku jak na złość się skończyła. Próbowałam zrobić to, nie budząc śpiącego obok mnie chłopaka. Nie było to jednak łatwe, przez towarzyszący mi ucisk, promieniujący w dolną część brzucha. W końcu po paru próbach udało mi się podnieść, bez większego hałasu. Ból nie ustępował, wręcz przeciwnie nasilał się coraz bardziej. Skurcze także stawały się bardziej intensywne niż kiedykolwiek. Musiałam iść wzdłuż ściany, drugą ręką podtrzymując mój ciążowy, ciężki już brzuszek. Ledwo doszłam do kuchni. Czułam się jakbym przebiegła kilometr. Musiałam usiąść, gdyż zrobiło mi się strasznie duszno. Nie wiem na co liczyłam, ale napicie sie wody nie przyniosło żadnego efektu. Po moim ciele roznosił się promieniujący ból, a ja czułam jak robi mi się gorąco, mimo że w pomieszczeniu działała klimatyzacja. Skurcze stawały się coraz bardziej regularne i bolesne. Liczyłam, że zaraz ustąpią, jednak na nic moje nadzieję. Ich częstotliwości ewidentnie wskazywała, na to, że nie są to zwykłe skurcze. Nie wiedziałam co robić. Miałam nadzieję, że to tylko fałszywy alarm i zaraz bok ustąpi, a wszystko wróci do normy. Przecież jest jeszcze za wcześnie. Do planowanego porodu zostało nam jeszcze trzy i pół tygodnia. To nie może dziać się teraz. Nie jesteśmy na to jeszcze gotowi. Chociaż nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek będziemy w stu procentach gotowi na przyjście na świat naszego dziecka. Zaczęły targać mną najróżniejsze emocje. Rozpłakałam się jak dziecko. Nie tylko z bólu, ale i z myśli o tym, że nie damy rady. Co jeśli nie udźwigniemy tego wszystkiego. Co jak sobie nie poradzimy i rozstaniemy się, a nasze dziecko będzie przez to cierpieć. Teraz jest już chyba za późno na myślenie o konsekwencjach. Jesteśmy jeszcze młodzi, przed nami całe życie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego co będzie. Życie jest nieprzewidywalne i przekonaliśmy się o tym już nie raz. Jedno jest pewne, nasza córka ewidentnie chce być już z nami. Nie wiedziałam co mam zrobić. Powinnam chyba obudzić Bartka, ale nie miałam siły. Nie chciałam krzyczeć, biorąc pod uwagę fakt, że wokół mamy sąsiadów. Postanowiłam delikatnie się podnieść i powoli udać się do sypialni. W momencie wstawania poczułam, jak moje całe ciało przechodzą dreszcze. Musiałam ponownie usiąść, nie byłam w stanie zrobić kroku. Ponownie emocje wzięły górę. Zanosiłam się płaczem, który tylko pogorszył sytuację. Było mi coraz gorzej. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, zanim całkowicie stracę nad sobą kontrolę. Pomimo bólu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Delikatnie poparłam się stołu i okrążyłam go wokół. Byłam już przy ścianie, która doprowadziłaby mnie do sypialni. Do przejścia miałam już zaledwie parę kroków. Nagle poczułam tak silny skurcz, że nie wytrzymałam. Krzyknęłam z bólu, a moje nogi stały się jak z waty. Osunęłam się po ścianie w dół, strącając przy tym stojący na półce obok, wazon. Nie miałam siły krzyczeć, momentalnie zrobiło mi się słabo. Miałam tylko nadzieję, że Bartek mnie usłyszał...

Pov. Bartek
Obudził mnie huk i jakieś krzyki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że dziewczyny nie ma ze mną w łóżku. Szybko zrozumiałem, że musiało się coś stać. Z przerażeniem zerwałem się z niego i ruszyłem w kierunku dziennej części mieszkania. Wyszedłem z pokoju i ujrzałem moją Faustynkę, leżącą na podłodze
B: boże Fausti- krzyknąłem przerażony i natychmiast do niej podbiegłem
F: Bartuś, jak dobrze- mruknęła dziewczyna, wyglądała na całkowicie wyczerpaną
B: co się stało?- spytałem zestresowany sytuacją, jaką zastałem
F: chyba się zaczęło- lekko się do mnie uśmiechnęła
B: CO?! ALE JAK TO?!- krzyknąłem zdenerwowany, nie wiedząc co mam teraz robić
F: spokojnie- uspokajała mnie- wszystko będzie dobrze tylko... AAAA- syknęła głośno z bólu
B: jezu Faustyna i co teraz?- spytałem jeszcze bardziej zestresowany- co się robi w takiej sytuacji- kucnąłem przed dziewczyną, łapiąc ją za ręce
F: nie wiem, wyobraź sobie, że też znajduje się w niej pierwszy raz- powiedziała chyba zirytowana moimi pytaniami. Wiedziałem, że ostatnie co teraz mogę zrobić to ją denerwować. Musiałem zachować zimną krew, mimo że nie wiedziałem co robić, musiałem sam coś wymyśleć
B: jedziemy do szpitala- powiedziałem pewnie. Nie czekając na jej reakcje chwyciłem ją pod ramię i pomogłem jej wstać- powolutku- szepnąłem, gdy wstawała- jest okej?- zapytałem podtrzymując dziewczynę
F: ta-tak- szepnęła i zaczęliśmy powoli kierować się w stronę drzwi- poczekaj- powiedziała nagle- chyba się uspokoiło- dodała stając na środku
B: i tak jedźmy
F: nie trzeba jest dob.. AAAA- ponownie krzyknęła- o kurwa- przeklnęła głośno- w-wody- mruknęła chwytając się za podbrzusze
B: co?!- zapytałem zdezorientowany, już naprawdę nie wiedziałem co się dzieje i co powinienem zrobić
F: odeszły mi wody- krzyknęła głośno- aa-ałaa- syknęła głośno z bólu
B: Faustyna jedziemy- zarządziłem i ponownie ruszyliśmy w kierunku wyjścia
F: Bartek torba- mruknęła, gdy byliśmy już przy drzwiach
B: kurwa- mruknąłem- poczekaj tu dobrze, sekunda i jestem- powiedziałem i szybko wbiegłem po schodach- gdzie ta jebana torba- mruknąłem sam do siebie
F: Bartek błagam szyyybkoo- krzyczała z dołu dziewczyna
B: tu jest- szepnąłem ponownie dostępny siebie- już biegnę- odkrzyczałem i natychmiast znalazłem się obok niej. W ciszy ruszyliśmy do auta. Dziewczyna głęboko oddychała, co jakiś czas głośniej przeżywając skurcz. Wsiedliśmy do samochodu i jak najbezpieczniej wyjechaliśmy do szpitala. Faustynka całą drogę przeżywała intensywne skurcze, które pojawiły się już co parę minut. Całą drogę kurczowo trzymała mnie za rękę, ściskając ją w mocnieszych atakach. Nie czułem zadawanego przez nią bólu. Byłem zbyt rozemocjonowany, aby cokolwiek czuć. Jedyne co czułem to dumę, spoglądając na dziewczynę. Była niesamowicie dzielna. Świetnie sobie radziła. Mimo bólu myślała racjonalnie. Normowała oddech i starała się sobie ulżyć. To cudowne jakie kobiety są niesamowite. Potrafią wydać na świat małego człowieka i to w bólu i cierpieniu. Podczas jazdy zadzwoniłem do ginekologa dziewczyny, który zapewnił, że będzie i na pewno nam pomoże- jeszcze trochę kochanie, jesteś niesamowicie dzielna wiesz- szepnąłem, spoglądając na dziewczynę, ta tylko posłała mi lekki uśmiech. Widziałem, że jest jej coraz ciężej. Pomimo tego jednak dalej świetnie dawała sobie radę. Dojechaliśmy do szpitala, pod którym czekał na nas już Pan Marek..

~Despite the storms~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz