Rozdział 1

3.4K 91 32
                                    

— Ale Olympio. — Odezwała się trenerka, kiedy zeszłam z lodowiska. Nawet na nią nie spojrzałam, od rana masakrowała ten temat, a ja nawet nie chciałam tego słuchać.

— Słucham. — Powiedziałam siadajac na wolnej ławce, odwiązałam łyżwy i ściągnęłam je z nóg kładąc obok siebie. Kobieta usiadla obok mnie i odetchnęla cicho jakby chwilę zastanawiała się, od czego tak na prawdę ma zacząć.

— Dlaczego nie chcesz jechać do Barcelony? Ten klub jest świetny, odnalazłabyś się tam z najlepszymi. — Po jej słowach spojrzałam na nią i zaczęłam nerwowo bawić się palcami.

— Bo Madryt to mój dom? — Bardziej zapytałam niż stwierdziłam. Chwilę tak milczałyśmy, spakowałam swoje rzeczy do końca, ubralam buty i wstałam.

— Przemyśl to kochanie. — Powiedziała. — To twoja przyszłość.

Pożegnałam się z nią cichym ,,Do widzenia" i wyszłam z budynku. Spotkałam się z falą ciepla przechodzącą przez moje ciało. Kiedy tylko wyszłam, rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, wydobylam go z kieszeni i odebrałam.

— Jak mija dzień mojej ulubionej siostrze?

— Masz ją tylko jedną. — Mruknęlam niemiło i ruszyłam w stronę domu. Na ulicach panował ruch, w sumie tak jak codziennie. Słońce chyliło się ku zachodowi. W niektórych barach czy restauracjach zbierali się już ludzie jak zawsze w piątki po pracy. Przeszłam na drugą stronę ulicy.

— Droczę się tylko, ale chyba ktoś tu jest nie w humorze. — Odparł natychmiast, słysząc mój głos. Nawet nie starałam się z tym kryć. Pedri za dobrze mnie znał, wiedział kiedy jestem zła a kiedy szczęśliwa i potrafił to wywnioskować nawet z mojego wzroku.

— Powiedzmy, że zgadłeś.

— Opowiadaj.

— Trenerka proponuje mi klub łyżwiarski w Barcelonie, podobno są tam jedni z lepszych i wiesz, moglabym się bardziej rozwijać. — Zaczełam naciskając przycisk, aby sygnalizacja świetlna pokazała mi kolor zielony. Jakas mniejsza dziewczynka, która zatrzymała się ze swoją matką obok mnie, posłała mi szczery uśmiech, a kiedy go odwzajemnilam, zawstydzona odwróciła wzrok.

— I nie chcesz? Nie żebym się znał na łyżwiarstwie figurowym, ale chyba to właśnie było twoim marzeniem od dziecka, nie? Rozwijać się.

— Tak, ale musiałabym zostawić teraz rodziców, znajomych i przyjechać do zupełnie obcego mi miasta, gdzie ja miałabym się chociażby zatrzymać? — Po moich słowach usłyszalam jego ciche chrząkniecie. Kolor światełka sie zmienił, a ja przeszłam na drugą stronę.

— To wcale nie tak, że twoj najlepszy brat mieszka w Barcelonie.

— No mnie też strasznie meczy ten fakt. — Parsknęłam śmiechem. — Zamiast być tu i pomóc, siedzisz bóg wie gdzie. — Dodałam i wyciagnęlam z kieszeni bluzy klucze od domu. Zbliżałam się właśnie do wcześniej wspomnianego budynku.

— Wierz mi, że wolałbym być teraz z tobą, ale rozwijam marzenia i ty też powinnaś. W razie czego wiesz.. Mój dom to też twój dom, chętnię cię przyjmę.

— Dzięki, przemyślę jeszcze tą kwestię. — Uśmiechnęłam sie pod nosem i westchnęłam. — A teraz muszę kończyć, wchodzę do domu. — Przekręciłam klucz w drzwiach i pchnęłam je do przodu.

— Pozdrów rodziców. — Powiedział. — Do później Oli. — Uwielbiałam kiedy używał tego zdrobnienia. Przypominały mi się czasy, kiedy byliśmy mali, mówił do mnie w ten sam sposób.

— Do zobaczenia. — Rozłaczylam się i zamknęłam za sobą drzwi. — Wróciłam! — Krzyknęlam, ale nie spotkałam się z odezwem. No tak, pewnie rodzice byli jeszcze w pracy, jak zwykle z resztą. Ściągnęłam buty i znalazłam się w kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia, bo umierałam z głodu.

Odgrzałam zapiekankę makaronowa z wczoraj i usiadłam przy stole. Nie dano mi pocieszyć się chwilą spokoju, bo urządzenie na stole, zadzwoniło znowu. Zirytowana spojrzałam na wyświetlacz, by dowiedziec się kto do mnie dzwoni.

— Czego? — Spytałam ostro, widząc że to tylko mój przyjaciel, dzwoni najpewniej aby mnie porozśmieszać i zabrać mi tym samym czas.

— Ale co tak niemiło? — Parsknał śmiechem João. Wywróciłam oczami i wbilam widelec w kolejną część makaronu.

— Jem. — Powiedziałam. — A ty mi zakłócasz spokój, dopiero wróciłam z treningu.

— Dobra! W ogóle nie dałaś mi jeszcze nic powiedzieć, dzwonię, bo okienko transferowe się udało! Barcelona jest moja.

Na jego słowa uśmiechnęlam się pod nosem. Może te mieszkanie z bratem, wcale nie byłoby głupim pomysłem? Skoro Félix przeprowadza się tam, dla klubu, a ja dostałam taką samą propozycję.

— Moja trenerka załatwiła mi klub w Barcelonie, podobno tam jest lepiej.

— No widzisz! Udało nam się Olympia!

— Dobra i co się podniecasz? — Zaczęlam udając, że w ogóle nie rusza mnie zaistniała sytuacja. Na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.

— A ty nie? Kochasz łyżwy.

— Ale nie sikam na ich widok tak jak ty na widok chłopaków w niebiesko-czerwonych koszulkach. — Mruknęłam wstawiając talerz do zmywarki.

— Hej! Wcale nie sikam na ich widok, po prostu jako małe dziecko chciałem tam grać.

— João, ty ciągle jesteś małym dzieckiem.

— Dobra pani dorosła, bo widzę że się nie dogadamy, lepiej powiedz rodzicom, że opuszczasz ich rodzinne gniazdko. — Odbił pałeczkę na co wywróciłam oczami. Pożegnaliśmy się i rozłaczyliśmy. Cieszyłam się, że João też jedzie. Był to mój przyjaciel od dziecka, zawsze potrafił mnie wesprzeć, zwłaszcza w trudnych momentach.

Kolejny raz poczułam jak moje ciało boleśnie zderza się z lodem. Poczulam łzy napływajace do moich oczu. Nie były to jednak łzy bólu czy smutku, a gniewu i rozżalenia. Kolejna próba wykonania axela, skończyła się upadkiem.

— Olympia, wstań! — Usłyszalam głos trenerki, kiedy siedziałam na lodzie załamana. Otarłam rękawem łzy, wstalam, jak oparzona słysząc jej słowa. — Zacznijmy od nowa.

— Nie! — Krzyknęlam schodząc z lodowiska. Zdenerwowana usiadlam na ławce i agresywnie zaczęlam odwiązywać łyżwy.

— Olympia. — Powiedział João, patrzac co robię.

— Nie chcę już jeździć! Nie nadaję się do tego! Może mnie pani wypisać, już nigdy nie tknę łyżew. — Rzuciłam wspomnianym przedmiotem w kąt i ruszyłam do szatni. Za chwilę za mną wszedł Félix, niepewnym krokiem podszedł w moja stronę i usiadł na ławce. Objąl mnie ramieniem, przysunął do siebie i wtulił w swoje ciało.

— Umiem wszystko na te zawody, całą choreografię, cały układ, wszystko.. Ale nie umiem tego pieprzonego axela.. Najważniejszego punktu.

— Oly.. Na pewno jeszcze się nauczysz.

— Kiedy? — Podniosłam na niego wzrok. — Zawody są już w sobotę, przez miesiąc nie nauczyłam się tego,  nagle mi wyjdzie? Nie nadaję się do jazdy.

— Przestań, myślisz że jak ja nie trafię piłką do bramki na pierwszym razem, to coś się dzieje? Próbuję dalej, staram się jak mogę.

— Sądzisz, że ja się nie staram?

— Chcę ci tylko powiedzieć, że bardzo w ciebie wierzę i nawet jeśli ci to nie wyjdzie, to to nic nie zmieni, po prostu więcej nad tym będziesz pracowała.

Pamiętam ten dzień do dziś. Kiedy wtedy weszłam na lodowisko, był to dzień zawodów. Stresowałam się, jak nigdy, czułam że nie mogę zawieść. Nawet Pedri zjawil się na tym przedsięwzięciu. To wtedy po raz pierwszy axel udał mi się bezbłędnie i nie skończył się jak zwykle upadkiem. Od tamtej pory gdyby ktoś obudził mnie w nocy i kazał to wykonać, nie sprawiłony mi to najmniejszego problemu. Dlatego João był właśnie moim największym wsparciem.

Forever with youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz