Stałam w kuchni wsypując do miski mąkę. Kiedy trzymałam w ręku garść białego proszku, poczulam jak coś ciagnie mnie za warkocz. Gwałtownie odwróciłam się wysypują zawartość na intruza.
— Czy ty jesteś do cholery normalna?
Słysząc jego słowa, wzięłam kolejną garść mąki i rzuciłam mu nią w twarz.
— To, że masz klucze do tego domu, nie upoważnia cię do wchodzenia tu, kiedy tylko żywnie ci się podoba, a teraz wybacz, ale muszę zrobić obiad swojemu kochankowi. — Parsknęlam prześmiewczo i odwróciłam się do niego tyłem. Mieszałam produkty drewnianą łyżką.
— Jesteś chora. — Mruknął pod nosem, strzepując z czarnej bluzy, biały produkt, potem przetarł również twarz dłonią.
— Na szczęście nie pytałam cię o opinię, więc jakbyś mógł juz wyjść i nie robić tu sztucznego tłumu to byłabym wdzięczna. — Odparłam nawet na chwilę nie przenosząc na niego wzroku. Byłam zajęta zrobieniem dobrego posiłku dla mojego brata.
— Nie nauczyli cię, że gości się tak nie przyjmuje?
— Nie jesteś moim gościem, bo cię nawet nie zapraszałam, a to jest jawne włamanie, więc radzilabym ci już wyjsć.
— Nie włamanie, idiotko, bo mam klucze.
— Co nie zmienia faktu, że jesteś dla mnie obcy w tym miejscu. — Warknęłam słysząc, jak mnie nazwał. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszeliśmy jak drzwi wejściowe się otwierają.
— Wróciłem! Jezu jak tu cudownie pachnie! Co na obiad? — Usłyszałam głos mojego brata, który wszedł do kuchni.
— Naleśniki z owocami. — Powiedziałam wylewając masę na rozgrzaną patelnię.
— O Pablo. — Wtrącił. — Co tu robisz?
— Ja też się zastanawiam. — Mruknełam kolejny raz pod nosem, wpełni skupiona na robieniu jedzenia. Przeniosłam pierwsze placki na talerz.
— Mieliśmy jechać razem na trening, a potem zrobić sobie nockę. — Odparł, mój brat otworzyl usta w charakterystyczne ,,A". Nie widzialam go, ale znałam na wylot, wiedziałam, że powie teraz coś w stylu ,,Faktycznie, wybacz, zapomniałem".
— No tak, wyleciało mi to z głowy.
Po chwili podałam na stół talerz z posilkiem, a mój brat od razu zabrał się za jedzenie.
— Chcesz? — Spytał patrząc na swojego przyjaciela. Pablo zmierzył mnie wzrokiem i pokręcił głową.
— Nie mam pewności, że mnie nie otruje.
— Zrobię to przy pierwszej możliwej okazji. — Wytknęlam mu język, na co odwdzieczył się tym samym.
— Przestańcie, zachowujecie się jak dzieci.
Przez chwilę między nami panowała cisza, przerwał ją po raz kolejny mój brat. Spojrzał na mnie i rzekł.
— Oly, masz dziś trening?
— Na siedemnastą. — Powiedziałam opierają się tyłem o blat kuchenny. Skrzyżowałam ręce na piersi i przeniosłam na Pedriego.
— Możemy cię podwieźć.
— Co trenujesz? Klepiesz rózaniec w kółku różańcowym? — Parsknąl prześmiewczo Gavira. Zacisnęłam szczękę, starając się opanowac negatywne emocje, jakie chłopak u mnie wytworzyl przez ostatni czas.
— Jestem lepsza w różańcu niż ty w kopaniu piłki. — Powiedziałam, a kiedy nic już nie powiedział, spojrzalam na brata i zgodziłam się na podwózkę. Potem ruszyłam po schodach na górę do swojego pokoju, zgarnęłam leżący obok komody plecach, włożyłam do niego łyżwy i inne potrzebne rzeczy, na mój trening. Zdążyłam się w miarę przywołać do porządku, zanim wyszliśmy z domu. Chcialam usiąść z przodu, ale poczułam, jak ktoś łapie mnie za plecak i ciągnie w tył, przez co mało nie wylądowałam na ziemi.
— Ja siedzę z przodu. — Mruknął Pablo, nie dał mi dojść do słowa bo wsiadl do środka i trzasnął drzwiami. Pedri tylko machnął ręką, abym zignorowała dziecinne zachowanie bruneta. Poslusznie więc, aczkolwiekw lekkim podirytowaniu, usiadłam za nim, zastanawiając się, czy gdybym się teraz odpowiednio zamachnęła, to mogłabym mu paznokciami przebić tętnicę szyjną.
Podałam bratu odpowiedzi adres i ruszyliśmy w tamtym kierunku.
— Taki z ciebie dzieciak, że nie masz nawet prawka? Tylko wozisz dupę z moim bratem? — Zadałam pytanie w stronę Gaviry. Musiałam jakoś wyrównać naszą kłótnię, przecież nie mogłam przegrać.
— Jeżdżę lepiej od ciebie.
— Wyglądasz jakbyś nawet nigdy nie miał w ręku innych kluczyków niż te do zapięcia od roweru. — Parsknęlam.
— Olympia, wystarczy. — Pedri zwrócił mi uwagę. Między nami zapadla kolejna cisza.
— Powodzenia na lodzie, baletnico. — Powiedział Pablo, kiedy zaparkowaliśmy pod budynkiem w ktorym mieściło się lodowisko.
— Powodzenia na trawie, ośle. — Odbiłam pałeczkę i wysiadłam z auta, ruszają do środka. Te kłótnie z Gavirą, były męczące. Jakbyście dosłownie mówili do sciany, w niektórych momentach.
Pchnęlam duże szklane drzwi i od razu poczułam róznicę temperatur.
— Ty pewnie jesteś Olympia. — Usłyszałam głos mężczyzny. Na oko miał ze dwadzieścia parę lat. Ciemne włosy jak i zarost, dobrze komponowały się z ciemnozielonymi oczami. — Jestem Marcus. — Podał mi dłoń. Uścisnęlam ją natychmiast.
— Miło mi. — Posłałam mu delikatny uśmiech, co odwzajemnił.
— Mi również, Sofia wspominała, że jesteś petardą na lodzie.
— Chyba jednak trochę przesadziła. — Zaśmialam się nerwowo, drapiac po karku.
— Na pewno mówiła prawdę, przebierz się i zaraz dołączysz do reszty dziewczyn.
Po jego słowach ruszylam do sztani i tak szybko jak mogłam, przywołałam do porządku, potem ruszyłam na lodowisko. Stało tam już kilka dziewczyn, niektore żywo ze sobą rozmawiały, a inne rozgrzewały. Otworzyłam barierkę i postawiłam pierwsze kroki na lodzie.
— Więc moje drogie. — Po jego słowach, dziewczyny zwróciły na niego uwagę. — To jest wasza nowa koleżanka, Olympia, przyjechała z Madrytu. — Dodał. Myślałam, że jestem już duża, samodzielna i umiem sama się przedstawić. — Olympio, każda nowa osoba która do nas trafia, przedstawia się na podstawie umiejętności, więc chcesz może nam coś zaprezentować?
Cholera czy on umie czytać w myślach? Spojrzałam na Marcusa, a potem na resztę dziewczyn. Kiwnęlam głową i odepchnęłam z miejsca. Zastanawiałam się, czym tak na prawdę mogę się popisać, żeby nie wyjść na zbyt mało, lub zbyt bardzo uzdolnioną. Tak aby się pochwalić, a nie przechwalić. Wybralam coś, czego nauczyłam się ostatnio, ale robiło efekt. Butterfly jump nie był trudnym ćwiczeniem, jeśli posiadalo się zakres umiejetności jak i wiedzy.
Kiedy wylądowalam na lodzie bezbłędnie, usłyszałam kilka oklasków, niektore dziewczyny coś między sobą szeptały, a ja podrapałam się nerwowo po karku.
— Widzisz, Sofia jednak się nie myliła, jest z ciebie petarda. — Odparł Marcus.
Jednak mi wciąż nie podobały się szepty dziewczyn.
— Jezu! To było takie cudowne! Musisz mnie tego nauczyć! — Powiedziała z wielkim entuzjazmem jedna dziewczyna, jej włosy wpadały w rudy, była drobna, ale bardzo urocza. Podjechała do mnie i chwyciła moje dłonie. — Jestem Mia. — Dodała. Uśmiechnęłam się na jej słowa i zanim zdążyłam coś powiedzieć, wtrącił się Marcus.
— Potem Mia, potem! Teraz zabieramy się do pracy.
CZYTASZ
Forever with you
FanfictionTo dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu.