Kiedy rano się obudziłam, poczułam ból w klatce, w nocy musiałam przewrócić i spać na złym boku. Podniosłam się powoli i ostrożnie do siadu. Nie mogłam nawet kaszlnąć bo wiedziałam jaki to wywoła u mnie ból. Ospałym krokiem ruszyłam do łazienki, aby się przebrać w coś luźnego, co nie będzie piżamą.
Potem zeszłam na dół takim samym powolnym krokiem i weszłm do kuchni, Pedri zostawił mi śniadanie, abym nie musiała sama gotować. Po posiłku usłyszałam dzwonek, otworzyłam drzwi i zobaczyłam Grace, którą wpuściłam do środka.
— Cześć. — Powiedziała niepewnie, nie odezwałam się ani słowem, tylko wpatrywałam w jej osobę.
— Po co tu przyszłaś? Mało ci jeszcze? Myślałam, że masz choć trochę rozumu w głowie. Przez ciebie mam teraz połamane żebra i pięć tygodni wyjęte z życia. — Powiedziałam po chwili namysłu. Ciemnowłosa zagryzła wargę i wzięła głęboki oddech.
— Olympia, ja nic nie wiedziałam o tym, przysięgam. Poprosiłam Laurę żeby zapięla mi sukienkę, a ona zacięła zamek, poprosiłam więc ciebie bo Mia była zajęta lakierowniem włosów.. O niczym nie wiedziałam daję słowo.
— Więc, kto to zrobił? Może chcesz zrzucić winę na Mię? Przestań kłamać, wiem że to byłaś ty! — Uniosłam głos lekko zirytowana, ale jej twarz nie wyrażała żadnych innych emocji oprócz skruchy.
— To była Laura.. Widziałam, jak szeroko się uśmiecha, kiedy upadasz.. — Powiedziała cicho. — Bardzo mi przykro, że nie możesz teraz jeździć, wiem co to znaczy kochać łyżwy i.. Chciałabym cię przeprosić za to jaka byłam dla ciebie okropna. — Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń, na którą spojrzałam. Zastanowiłam się chwilę i uścisnęłam jej dłoń.
— Co będzie teraz z Laurą? — Spytałam kiedy usiadłyśmy w kuchni, zrobiłam nam herbatę i zaczęłyśmy rozmawiać.
— Nie wiem, ale Marcus raczej tak tego nie zostawi, najprawdopodobniej wyśle ją do immego klubu albo..
— Albo?
— Tak po prostu wyrzuci. — Powiedziała upijając łyk gorącego napoju. Siedziałyśmy tak rozmawiając na różne tematy. Grace była na prawdę w porządku osobą, a przede wszystkim empatyczną. Po południu zebrała się i opuściła mój dom, a ja wróciłam z trudem na górę. Położyłam się na łóżku i przymknęłam na chwilę oczy, jednak po chwili w mojej dłoni znalazła się książka, którą męczyłam już od dłuższego czasu.
Vanessa wpatrywala się w chłopaka z którym miała ciężką relację. Sama nie wiedziała jak to wytłumaczyć, z jednej strony się lubili, a z drugiej, cholernie nienawidzili. On zaprosił ją na bal z okazji zakończenia szkoły śreniej, a ona się zgodziła. Nie wiedziała co ma teraz powiedzieć, od czego zacząć? ,,Hej lubię cię, ale nie tak jak ty mnie"? A może: ,,Czuję, że powinniśmy się do siebie zbliżyć"? Czy zamilknąć, tak jak robiła to teraz. Zagryzła policzek od środka i kiedy miała otworzyć buzię, przerwał jej ów chłopak.
- Myślałaś, że zaprosiłem cię bo jesteś wyjątkowa?
Ness zastanawiała się nad znaczeniem tego pytania, nie wiedziała, czy chce ją ośmieszyć, czy może zacząć normalną rozmowę. Nie znała odpowiedzi na to pytanie bo jego ton głosu nie wskazywal nic konkretnego.
- Jeśli tak, to miałaś rację Nessie.
Zanim zdążyłam przewrócić kartkę, usłyszałam wibrację telefonu. Zawsze miałam wyciszony, ponieważ irytował mnie dźwięk przychodzących do mnie co sekunda powiadomień.
Gavira
Jak się czuje łamaga?
Potłuczona.
Aczkolwiek żywa.
Czego chcesz?Gavira
Tak pytam.
Pedri już wrócił?Nie.
Gavira
Ok.
Wywróciłam oczami widząc tak pełną emocji wiadomość. Wciąż nie wiedziałam czemu pytał o mojego brata, ale nie wnikałam. Po godzinie usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu, trzymając się barierki zeszłam na dół i uśmiechnęłam widząc brata. Wyciagnęlam do niego ostrożnie ręce, jak małe dziecko, a on przytulił mnie do siebie.
— Jak ci minął dzień? — Spytałam kiedy złożył pocałunek na moim czole.
— Wspaniale, nawet mam coś dla ciebie. — Zmarszczyłam brwi i weszliśmy w głąb salonu, chłopak podal mi ozdobną torbę, a ja usiadłam na kanapie i wyciągnęłam z niej karton. Otworzyłam i zobaczyłam śliczne czarne łyżwy z płozami w kolorze złota. Wyglądały cudownie.
— Pedri..
— Nie waż mi się płakać nawet. — Powiedział przytulając mnie do siebie. — Nawet nie wiesz jak zabawnie wyglądał Pablo, oglądając te wszystkie łyżwy, przymierzył nawet jedną parę i mało nie wybił sobie zębów w sklepie.
Parsknęlam smiechem słysząc jego słowa, którymi próbował mnie rozśmieszyć i mu się udało.
— Przymierz. — Powiedział, a ja ściągnęlam moje kapcie i nałożylam na nogi łyżwy, mocno zawiązując, stanełam w nich, a Pedri trzymał mnie, abym nie upadła. — I jak?
— Są cudowne.. Dziękuję. — Powiedziałam i uścisnęłam go.
— Wiedz, że to Pablo wybierał.. Ja tylko płaciłem. — Zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam. Potem sciągnęłam z nóg mój nowy prezent i schowałam do pudełka, nie mogłam sie doczekać, aż będę mogła w nich pojeździć.
Wróciłam na górę i złapałam za telefon.Dziękuję za łyżwy.
Są prześliczne.Gavira
Nie masz za co dziękować.
Cieszę się, że ci się podobają.Kiedy wieczorem spędzałam czas u siebie w pokoju, usłyszalam pukanie, ale byłam przekonana, że to mój brat.
— Proszę. — Powiedziałam. Zobaczyłam wchodzącego Pablo. Zamknął za sobą drzwi i uśmiechnął delikatnie w moją stronę.
— Co tu robisz?
— Przyjechałem pograć z twoim bratem w fifę, ale stwierdziłem, że zobaczę czy żyjesz. — Zaśmiał się siadając na łóżku, gdzie leżałam.
— To miłe.
— Zwykła kontrola. — Odparł i po chwili milczenia wyciągnął z kieszeni pudełeczko, podał mi je, a ja zmarszczyłam brwi. — Chcialem spakować je razem z łyżwami, ale wolałem uniknąć śmiechu ze strony twojego brata, nie wiem czy ci się spodoba, ale liczę że tak.
Otworzyłam pudełeczko i zobaczylam delikatny łańcuszek z przywieszką w kształcie łyżwy, która była ozdobiona drobnymi diamencikami.
— Jest śliczny, ale dlaczego mi go kupiłeś?
— Bo mi się z tobą skojarzył. — Wzruszyl ramionami, jak gdyby nic. — No i chciałem, żebyś się trochę uśmiechnęła.
CZYTASZ
Forever with you
FanfictionTo dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu.