Minęły dwa tygodnie, żebra musiały mi sie już trochę zrosnąć, bo nie czułam takiego bólu, a chodzenie przestało sprawiać mi trudność. Nastał czas kolejnego meczu eliminacji do euro. Oczywiście Pedri mi nie darował i zaciągnął na niego.
— Ładna ta Szkocja, prawda? — Spytał mój brat kiedy wysiedliśmy tylko z samolotu.
— Cudoowna. — Przeciągnęłam zaspana. Praktycznie całą droge przespałam bo byłam zmęczona.
— A ty dziś sypiesz entuzjazmem. — Parsknął Pablo. Przeniosłam na niego oburzony wzrok. Skierowaliśmy się do czekającego na nas autokaru, który miał zawieźć nas do hotelu.
— Pokoje są dwuosobowe. — Powiedział Ferran podchodzac do nas. — A ja nie mam pary, będziesz ze mną? — Spytał mojego brata, a ja spojrzałam na niego gniewnie. Nie widziało mi się mieć pokoju z Gavira sam na sam.
— Jasne. — Odparł, a ja zacisnełam szczękę. Torres rzucił ciche ,,Dzięki" i odszedł gdzieś dalej. Po otrzymaniu karty, ruszylam z Pablo do pokoju. Chcialam wziąć od niego moją walizkę, ale zapewnił że sobie poradzi. Dojechliśmy windą na odpowiednie piętro i weszliśmy do pokoju. Zajęłam łóżko przy ścianie i od razu się na nim rozłożyłam. Chłopak zniknął za drzwiami łazienki. Zdążyłam na chwilę przysnąć, kiedy obudził mnie dźwięk telefonu.
Pedri
Idziemy na miasto wieczorem?
Wy nie macie treningu?
Pedri
Przełożyli nam na rano :p
No chodźmy, będzie fajnie.No zaraz zapytam Pablo.
Po dziesięciu minutach wyszedł z łazienki i zaczął sprawdzać coś na telefonie. Wpatrywałam się w niego jak w naświętszy obrazek, nie wiedząc nawet czemu.
— Co się patrzysz? — Spytał nie patrzac nawet na mnie. Natychmiast odwróciłam wzrok na sufit i spotkałam się z jego cichym śmiechem.
— Pedri pyta czy idziemy na miasto bo przełożyli wam trening na rano.
— A chcesz iść?
— Ciebie miałam zapytać. — Mruknełam wymijająco bo najchętniej zatopiłabym się w ciepłej kołderce i poczytala książkę.
— Ale to ty jesteś po kontuzji, jeśli dasz radę chodzić to możemy iść. — Powiedział. Westchnęłam i złapałam za telefon.
Idziemy.
Podniosłam się do siadu i ruszyłam w kierunku łazienki.
— Zbieraj się. — Powiedziałam i spotkałam się z jego cichym śmiechem. W łazience zaczęlam się przywoływać do porządku, zrobilam delikatny makijaż, ułożyłam włosy i ubrałam beżową sukienkę z golfem, żeby nie było za zimno.
— No i na co się tak patrzysz? — Spytałam widząc, jak Gavira lustruje mnie wzrokiem. Dokładnie oglądał każdy detal mojego ubioru. Jego mina wyrażała w tym momencie więcej jak tysiąc słów.
— Chciałem tylko powiedzieć, że bardzo ładnie wyglądasz. Do twarzy ci w tym kolorze.
Wtedy drzwi sie otworzyły i stanął w nich mój brat. Widziałam jak mina Pablo się zmienia, a on sam staje sie bardziej pewny i już wiedziałam, że będzie miał do
mnie inne nastawienie.— Nie wiem po co się tak wystroiłaś.. Przecież idziemy tylko pozwiedzać miasto, a nie na otwarcie jakiejś gali Olympio.
Patrzyłam na niego z udawaną powagą starając się za chwilę nie wybuchnąć śmiechem, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy udając, że znowu się niecierpimy.
— Ahh tak? Za to ty wyglądasz, jakbyś szedł rowy kopać, przebrałbyś się w coś schludnego panie piłkarzyku.
— Możemy iść, czy będziecie się tak kłócić jak pięcioletnie dzieci. — Pedri zwrócił nam uwagę, a potem ruszyliśmy do wyjścia. W międzyczasie dołączył do nas Ferran. Na dworze zachodziło właśnie słońce, było chłodno, ale znośnie. Spacerowaliśmy ulicami miasta, które były tak cudownie oświetlone. W końcu usiedliśmy w jakiejś restauracji, aby zjeść kolację.
— Wybierzesz coś w końcu, czy będziesz tak wywracać tym menu w dziesięć stron świata? — Mruknął Gavira patrząc na mnie. Miał pecha, że usiadł akurat obok.
— Stulisz pysk, czy mam ci to menu wsadzić w gardło? — Spytałam zerkając na niego. Parsknął śmiechem zirytowany moją postawą.
— A może zestaw dziecięcy? Idealnie pasuje do twojego zachowania. — Powiedział, ale zignorowałam jego zaczepki. Ostatecznie coś sobie wybrałam i podeszła do nas kelnerka. Widziałam, jak Gavira się na nią patrzy, jednak nie wiedzialam konkretnie na co, była średniej piękności raczej. Uśmiechnął sie do niej na koniec, a mnie ścisnęło coś w środku, jednak ja nie wiedziałam co.
— Co tak na niego patrzysz? — Zwrócił mi uwagę Torres z lekkim uśmiechem.
— Wydaje ci się. — Powiedziałam i oparłam się o oparcie siedzenia. Po tym jak dostaliśmy posiłek i go zjedliśmy, ruszyliśmy trochę pozwiedzać.
— No weźcie. — Mówił Pedri chcąc nas zaciągnąć do kolejnego sklepu.
— Nie. — Mruknęłam, a Pablo dopowiedzial za mnie.
— To już dziesiąty, jestescie gorsi niż kobiety. — Skarcilam go po tym wzrokiem i spotkaliśmy się z westchnięciem Ferrana.
— Dobra to wy zaczekajcie i się w międzyczasie nie zabijcie, a my pójdziemy coś kupić. — Powiedziałam, a ja kiwnęłam głową odchodząc gdzieś na bok. Oparłam się o drewniana belkę, która miała imitować wejście do pobliskiego parku. Zatrzęsłam się delikatnie z zimna. Zobaczyłam jak podchodzi do mnie Pablo. Oboje niekontrolowanie się do siebie uśmiechneliśmy. Zobaczyłam jak ściąga swoją bluzę, zostając w krótkim rękawie, a ubranie narzucil na moje plecy.
— Nie patrz tak na mnie, nie chcę żeby twój brat mnie zabił bo zamarzłaś przed sklepem. — Parsknął śmiechem.
— Jasne. — Powiedziałam i czekaliśmy na resztę.
— Wiesz.. Nie jesteś taka zła.
— Ty też jesteś do zniesienia. — Zaśmialam się cicho krzyżując ręce na piersi. Zanim coś powiedział, nasi towarzysze wyszli ze sklepu.
— Ja pieprzę! Jak w tych sklepach nic nie ma! — Uniósł się mój brat.
— To możemy już wracać do hotelu? Jest zimno. — Zwróciłam im uwagę na co się ze mną zgodzili. Zaczęliśmy wracać do siebie. Po drodze co chwila zwrkałam w stronę Gaviry. Liczyłam, że tego nie zauważy, bo wtedy nie wiedziałabym jak się wytlumaczyć, że wlepiam w niego wzrok.
Kiedy dotarliśmy do hotelu zniknęłam w łazience, aby zmyć makijaż i przebrać się w piżamę, potem wróciłam i położyłam do łóżka.
— Już po północy? — Spytał.
— Co?
— No kopciuszek zmieniał się po północy. — Spotkałam się z jego wrednym uśmiechem. Złapałam za ozdobną poduszkę i rzucilam w chłopaka używajac całej mojej siły.
— Jeszcze słowo, a do ciebie wstanę. — Powiedziałam.
— Bardzo kusząca propozycja.
CZYTASZ
Forever with you
FanfictionTo dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu.