Przez kilka dni chodziłam na treningi z nową grupą, miałam wrażenie, że niektóre dziewczyny krzywo na mnie patrzą, ale starałam się zignorować ten fakt w mojej głowie. Jedynie Mia, była miła i złapałam z nią bardzo dobry kontakt.
Kolejny raz tego dnia przewróciłam się na lodzie i uderzyłam ręką w podłoże. Byłam wściekła, przez ponowną nieudaną próbę skoku.
— Gonzalez znowu leżysz? — Usłyszalam parskniecie Laury. — To lodowisko, a nie leżakowanie, ty w ogóle umiesz jeździć czy tylko udajesz? – Skomentowała, na co od razu podniosłam się na równe nogi.
— Łyżwy warte tysiące, a właścicielka ani grosza. — Grace podjechała bliżej. — Przewróć się na zawodach, a na pewno zgarniesz całe przedstawienie. — Ominęla mnie z uśmiechem i pojechała dalej.
— Wszystkiego najlepszego Oly! — Usłyszalam głos brata za swoimi plecami. Natychniast odwróciłam sie w jego stronę i podbiegłam do niego, przytuliłam go tak mocno jak mogłam. Nie widzieliśmy się cholernie długo, a on zdecydował się pojawić na moich czternastych urodzinach.
— Tak bardzo tęskniłam! — Pisnęłam i po chwili go puściłam, chłopak wystawił w moja stronę pudełko, ozdobione papierem do pakowania.
— Mam coś dla ciebie, nie wiem czy będą dobre, ale liczę, że tak. — Zaśmiał się, a kiedy odpakowałam prezent, zobaczyłam przepiękne jasnobrązowe łyżwy. Kolejny raz Pedri wylądował w moim uścisku. — Mam rozumieć, że ci się podobają? — Zaśmiał się, mocno mnie obejmując.
— Tak, dziękuję. — Szepnęłam.
— Pogódź się z tym Olympia, że łyżwy nie są dla ciebie, łamagi nie jeżdżą. — Kolejny raz parsknęła śmiechem, zacisnęlam dłonie w pięści, czują jak moje policzki, aż płoną. Oczy niemiłosiernie szczypały mnie od łez, ale staralam się je powstrzymać za wszelką cenę.
— Ktoś tu będzie płakał. — Grace podjechała i oparła dłonie o swoje kolana. — Biedna Olympia, wyrzucili ją z Madrytu.
Słysząc ich słowa, natychmiast odejechałam na bok, aby wyjść z lodowiska. Nałożyłam ochraniacze i usiadlam na ławce, wrzucajac łyżwy do plecaka. Jeszcze nigdy tak szybko nie wyszłam z lodowiska jak dzisiaj. Wyciagnęlam telefon i zobaczyłam wiadomości od Pedriego.
Pedri
Odbierze cię dziś Pablo.
Przepraszam słonko, ale musze zostać dłużej na treningu.
Kocham cię :*Przegryzłam wargę i zamrugalam kilka razy. Jedna z łez spadła na wyświetlacz mojego ekranu. Szybko ją wytarłam.
Też cię kocham.
Odpisalam i wsunęłam telefon do kieszeni bluzy. Usiadłam na ławce przed budynkiem, kiedy w pewnym momencie usłyszałam znajomy mi głos. No tak, Gavira miał mnie dziś odebrać po treningu, ale nie spodziewałam się go tak szybko. Natychmiast przetarłam rękawem napływajace mi do oczu, łzy.
— No i czego płaczesz?
Po jego słowach wzięłam głeboki oddech i podniosłam z ławki.
— Nie płaczę. — Zaprzeczyłam od razu i chciałam go wyminąć, aby wsiąść do auta, jak gdyby nic się nie stało. Jednak on złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę ponownie.
— Masz mi w tej chwili powiedzieć, co się stało.
Jego głos był poważny, a ton stanowczy. Zlustrowałam go wzrokiem, który chwilę potem przeniósł się na wychodzące z budynku dziewczyny.
— Nie poszło mi dziś najlepiej.. Dziewczyny się śmiały. — Ostatnie słowa powiedziałam nieco ciszej. Gavira odwrócił głowę, aby na nie spojrzeć.
— To teraz grzecznie pokażesz mi dokładnie, kto się z ciebie śmiał, jasne?
Niepewnie kiwnęłam głową i kolejny raz przetarłam mokre już policzki, Pablo pociągnął mnie za rękę w strone grupki dziewczyn. Jeszcze z odległości wskazałam mu Laurę i Grace. Podeszliśmy bliżej, a kiedy nas zauważyły, blondynka uśmiechnęla się szeroko.
— Olympia! — Zaczęła. — Potrzebujesz czegoś złociutka?
— Kim ty niby jesteś, co? — Spytał Gavira, xanim jeszcze zdążyłam sie odezwać. Laura zmierzyła go wzrokiem i wywróciła oczami.
— Już rozumiem, nasłałaś na nas swojego kochanka? Nie umiesz sama rozwiązywać problemów, Oly? — Spytała, zakładajac ręce na piersi.
— A ty jesteś aż tak zakompleksioną łyżwiarką, że nie umiesz skupić się na sobie? Nie masz swojego życia, że tak cię interesuje wszystko dookoła? — Spytał.
— Akurat życie Olymii jest bardzo ciekawe. — Parskneła. — I pełne niepowodzeń prawda kochana? — Spytała mnie, na co zacisnęłam pięści. Pablo, który wciąż nie puścił mojego nadgarstka, ścisnąl go delikatnie, aby pokazać, że mam się uspokoić.
— Za to ty jesteś jednym wielkim chodzącym niepowodzeniem. — Warknął brunet. — Usłyszę od niej, że nie dajesz jej spokoju, to inaczej porozmawiamy.
— I co? Pobijesz mnie? — Zaśmiała się.
— Zniszcze ci reputację w taki sposób, że nie wyjdziesz nawet z domu. — Powiedział. — Radzę uważać. — Dodal i pociągnął mnie za rękę w stronę auta. Wsiadłam od strony pasażera, a on za kółkiem.
— Dziękuję. — Powiedziałam cicho i zapięłam pasy.
— Chyba nie dosłyszalem.
— Dzię..
— Żartuję tylko. — Przerwał mi od razu, odpalajac auto, uśmiechnął się delikatnie i wyjechał z parkingu. — Drobiazg.
— Czemu to zrobiłeś? — Spytalam nie patrząc nawet na niego, mój wzrok był utkwiony w szybę. Przyglądałam się ogromnemu ruchowi na ulicach Barcelony. Każdy gdzieś wracał, gdzies jechał. To miasto tętniło życiem, bardziej niż Madryt.
— Bo tylko ja mogę cię denerwować i obrażać. — Powiedział, a ja przeniosłam na niego wzrok, widziałam jak kącik jego ust wędruje ku górze. Pokreciłam lekko głową rozbawiona i wróciłam do wpatrywania się w ludzi. — Jeśli jeszcze raz coś takiego się stanie to mi powiedz, zgoda?
— Zgoda. — Mruknęlam pod nosem. Czułam sie lepiej wiedząc, że wystarczy tylko jedno moje słowo i Laura zostanie uziemiona. Lubiłam mieć taką władzę,
Podjechaliśmy pod mój dom i już miałam wysiąść, kiedy usłyszałam jego głos.
— Do jutra głupia łyżwiarko. — Powiedział, spojrzałam na niego.
— Do jutra idiotyczny piłkarzyku. — Odparłm i wysiadłam, kierując się do domu. Zamknełam za sobą drzwi i zobaczyłam jak do korytarza wychodzi Pedri. Przytuliłam się do niego i odetchnęłam.
— Ciężki dzień? — Spytał gładząc moje plecy. Kiwnęłam głową i wzięłam głęboki oddech.
— Bardzo ciężki.
— Chcesz mi opowiedzieć? — Wyszeptał. Tym rszem pokręciłam głową przecząco. — To może, zamówimy jakieś jedzenie i obejrzymy coś wspólnie? — Uśmiechnęłam się pod nosem i zgodziłam natychmiast.
CZYTASZ
Forever with you
FanficTo dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu.