Kiedy uchyliłam powoli powieki, oślepiło mnie światło dochodzące z małej lampki. Była to sala szpitalna, ale nie do końca pamiętałam co się stało. Poczułam coś ciężkiego, leżącego na mojej prawej ręce, zamrugałam kilka razy i spojrzałam na przyczynę takiego uczucia. Dostrzegłam śpiącego Pablo, który lezał na mojej dłoni. Delikatnie zacisnęłam palce, a on od razu podskoczył.
— Nie śpię. — Zapewnił puszczając moją dłoń. — Jak się czujesz? — Spytał.
— Boli mnie głowa..
— Pamiętasz co się stało?
— Pamiętam, jak weszłam na lód, ale nic więcej. — Wychrypialam zaspanym jeszcze głosem. Chłopak widząc to, pomógł mi powoli podnieść się do pozycji półleżącej i podał mi kubek z wodą. Strasznie bolały mnie żebra.
— Upadłaś na lodzie i.. — Zaczął, ale chyba nie wiedział jak kontynułować. Strzępki informacji zaczęły układać się w mojej głowie, a już po chwili miałam w niej obraz całej sytuacji.
— Dziewczyny miały rację. Nie powinnam była brać udziału w tych mistrzostwach. Zawiodłam... Tak cholernie wszystkich zawiodłam... Nie nadaję się do tego. — Przerwałam na chwilę, aby złapać oddech. — Przepraszam Pablo, że nie wygrałam...
— Nie obwiniaj się Olympia, to nie była twoja wina, nie tym razem. To nie był twój błąd, po twoim wypadku okazało się, że płoza w twojej prawej łyżwie była złamana, nie mogłaś z tym nic zrobić, nikogo więc nie zawiodłaś... Przynajmniej nie mnie.
— Złamana?... Nie to nie możliwe, to moje najlepsze łyżwy... Mój brat kupił mi je na urodziny.. Przed wyjściem na lodowisko wszystko było dobrze..
— To znaczy, że coś musiało się stać w szatni... A ja już chyba wiem co, kretynem nie jestem. Obiecuję ci Olympia, że zrobię z tym porządek. — Odparł, a wtedy drzwi do sali się otworzyly i stanął w nich mój brat, widząc że się obudziłam, natychmiast do mnie podszedł i przytulił ostrożnie.
— Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem. — Powiedział składając pocałunek na moim czole. — Coś cię boli? — Spytał siadając na krześle po drugiej stronie.
— Głowa i żebra. — Powiedziałam, a kiedy wzięłam głębszy oddech, skrzywiłam się i syknęlam cicho.
— Lekarze mówili, że masz złamane dwa żebra. — Westchnął trzymając moją dłoń. — Ale powiedzieli, że będzie dobrze, wypiszą cię jutro rano, ale i tak nie będziesz jeździć przynajmniej z pięć tygodni.
Zacisnęłam szczękę i poczulam jak pierwsze łzy opuszczają moje oczy. Poczulam delikatny dotyk na drugiej ręce. Pablo niepewnie mnie za nią chwycił, aby okazać mi wsparcie.
— Nie płacz, będzie cię boleć. — Powiedział wcześniej wspomniany chłopak. — Poleżysz trochę, odpoczniesz i wrócisz na lód, łyżwiareczko. — Dodał, a ja na to przezwisko uśmiechnęlam się przez łzy. Chłopcy na noc musieli wrócić do hotelu. Następnego dnia wszystko strasznie mi się dłużyło, chcialam już wrócić do domu i odpocząć.
— Gotowa do wyjścia? — Spytał Pablo, który wszedł do mojej sali.
— Nareszcie.. Gdzie Pedri? — Spytałam nie widząc nigdzie mojego brata. Ostrożnie wstałam i syknęłam czujac ból.
— Powoli. — Poradził i pomógł mi ustać na nogach. — Rozmawia z lekarzem. — Dodał i powoli wyszliśmy z sali. Przez całą drogę, ze szpitala do autobusu, a potem do samolotu i z niego do domu, Pablo pomagał mi jak tylko mógł, jakbym była już totalnie niepełnosprawna, ale było to bardzo miłe z jego strony.
— Dziękuję. — Powiedziałam, kiedy pomógł mi wejść do domu i usiąść na kanapie.
— Nie ma za co, odpoczywaj. — Ręką roztrzepał moje włosy i ruszył do wyjścia, żegnając się wcześniej z moim bratem. Pedri potem wrócił i usiadł obok mnie, wtuliłam się ostrożnie w jego ciało.
— Jest mi tak źle z tym co się stało.. — Powiedziałam cicho i wzięłam głęboki oddech, co skończyło się grymasem na mojej twarzy.
— Powoli z tym oddychaniem. — Zaśmiał się, chcąc rozluźnić atmosferę. Uśmiechnęłam się słabo i zacisnęłam dłonie na jego bluzie. — Olympia, to nie pierwsza twoja kontuzja, pamietasz skręconą kostkę?..
— Nie o to chodzi, zrobiłam z siebie pośmiewisko na mistrzostwach.
— Nikt się nie śmiał, wszyscy się o ciebie baliśmy, skarbie. — Ucałował moje czoło. — Odpoczniesz i wróciszna lód, a osoba która ci to zrobiła, na sto procent wyleci z klubu. — Dopowiedział gładząc moje plecy.
Potem doszłam jakoś na górę po schodach do mojego pokoju. Zaczęłam się przebierać i spojrzałam w lustro, zobaczyłam na swojej klatce piersiowej, sine, lekko fioletowe miejsce. Dotknęlam go dłonią i delikatnie przycisnęłam, co nie było najlepszym pomysłem, bo od razu się skrzywiłam. Ubrałam piżamę i zobaczyłam dzwoniący telefon.
— Poskładali cię? — Spytał João, kiedy odebrałam jego połączenie. Położyłam się ostrożnie na łóżku i nakryłam kołdrą.
— Ciebie chyba źle poskładali po narodzinach i ci mózg nie powiem z czym zamienili. — Powiedziałam, na co brunet parsknął śmiechem, nie powiem, że nie ale na moje usta również wpłynął uśmiech.
— Dzięki, też cię bardzo kocham. — Odparł. — Poważnie pytam, jak się czujesz?
— Jakbym gruchotnęła z przewrotu, klatką w lód. — Powiedziałam. — Jednym słowem, nienajlepiej, nawet z oddychaniem mam problemy.
— Będzie dobrze, ile pauzujesz?
— Pięć tygodni przynajmniej.. — Powiedziałam cicho i zacisnęłam dłoń na telefonie. — João.. To nie był wypadek.
— Co?
— Ktoś złamał płozę w mojej łyżwie, to nie był przypadek. — Powiedziałam trochę głośniej. — Była nas tam czwórka, Laura, Grace, ja i Mia..
— Mówiłaś, że nie cierpisz się z Laurą i tą drugą.. jak jej? Greta?
— Grace.
— No mówię przecież. — Powiedział na co kolejny raz się uśmiechnęłam. — Może to któraś z tych dwóch?
— Nie wiem.. Muszę chyba odpocząć.
— Jasne, kładź się spać.. Kocham cię cukiereczku.
— No ja cię też kocham. — Powiedziałam i rozłączyliśmy się. João był cudownym przyjacielem i był dla mnie jak starszy brat, wiedziałam, że nie zostawi tak tej sprawy.
Gavira
Jutro przyjdzie do ciebie Grace.
Co?
Po co?Gavira
Dowiesz się jutro.
Dobranoc Oly.Już się boję.
Dobranoc.
CZYTASZ
Forever with you
FanfictionTo dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu.