O tym, że Jesperowi naprawdę zależy, ale czasem też bywa po prostu za późno

289 20 47
                                    

Wylan siedział w domu i udawał, że nic się nie stało.
Udawał, że faktycznie jest w stanie skupić się na pracy domowej, czy na granym utworze. Udawał, że może myśleć o czymś innym niż o Jesperze Faheyu - źródle jego nieszczęścia.

Rzadko kiedy Wylan siedział bezczynnie. Był osobą bardzo bezpośrednią, lubił konfrontacje, a nie lubił niedomówień czy niepewności.
Dlatego pewnie normalnie poszedłby do osoby, która sprawiła mu przykrość. Spróbowałby sie dowiedzieć o co chodziło, dlaczego tak wyszło i porozmawiać o tym, co będzie później.

Tym razem jednak nie miał na to siły. Bał się, że jeśli spróbowałby porozmawiać o tym z Jesperem to w którymś momencie zacząłby płakać. A gdyby tego było mało, był zły i sfrustrowany. Jesper nie powinien był go tak traktować. Rozczarował go, nawet jeśli Wylan miał tak niskie wymagania.

Tak więc siedział w domu i udawał, że wcale się tym nie przejmuje, a do szkoły nie przyszedł z innego powodu, niż cała ta sytuacja.

Wylan westchnął i ze złością uderzył dłonią w pianino. Zaraz po tym tego pożałował - bardzo lubił ten instrument i zdecydowanie nie chciałby, żeby coś mu się stało.
Mimo to, to nie pianino było jego największą pasją.

Spojrzał tęsknym wzrokiem na pokrowiec, w którym trzymał swój flet.
Van Eck westchnął i pokręcił lekko głową. Zaraz po tym wrócił do jednej z molowych etiud, którą grał od ostatniej godziny.

Bo tak, Wylan miał swój zwyczaj - flet był zarezwowany tylko na szczęśliwe momenty. Kiedy wygrywał konkurs, kiedy miał udany dzień, albo po spędzeniu czasu z Jesperem, grał na flecie. Potrafił grać godzinami, utwory zdawały mu się nie kończyć, a nawet jego własne improwizacje tworzyły się same.

Jednak teraz, kiedy czuł się zdradzony, okłamany i smutny, nie był w stanie po niego sięgnąć. Molowe dźwięki pianina przyciągały go bardziej, a melodie z jakąś niewysławialną łatwością płynęły spod jego palców.

I właśnie dlatego znał na pianino niewiele radosnych utworów. Pamiętał kilka jeszcze z czasów jego nauki w szkole muzycznej, tak samo jak bad Micheal Jacksona. Tego ostatniego akurat nauczył się na jakiś śmieszny festiwal, a potem było przydatne do zaimponowania Jesperowi.

Gdy tylko Wylan o nim pomyślał, melodia przez niego grana zmieniła się. Nuty wydawały mu się być lekką sugestią reszta jakby grała się bez jego udziału. Poczuł piekące łzy pod oczami.

To tak strasznie niesprawiedliwe, pomyślał.
Czemu on nie może być szczęsliwy? Czemu miał wrażenie, że miłość dla wszystkich jest tak łatwa, tylko nie dla niego?
Czy to dlatego, że pokochał akurat Jespera?

Dograł ostatnie dźwięki, a pokój wypełniła ciszy.

Wylan westchnął. Czuł się zmęczony, nawet jeśli cały dzień tylko grał na pianinie i patrzył tępym wzrokiem w układ okresowy.

Chłopak wyprostował się i już chciał znowu rozpocząć grę, kiedy usłyszał dzwonek do bramy.

Van Eck zmarszczył brwi. Było już późno, a on nie spodziewał się gości. Wstał wiedząc, że jego mama już śpi i raczej nie będzie się fatygować by porozmawiać z niezapowiedzianym przybyszem.

Ostatnio jej leki gorzej działają, pomyślał Wylan, będę musiał z nią o tym porozmawiać.

Ale zaraz potem zobaczył przez okno kto czeka stoi na zewnątrz, a jego myśli zmieniły swój tor.

Cholera, co on tu robi?
Jego serce zaczęło bić szybciej, a Wylan nie wiedział, czy to ze stresu, złości, czy po prostu zawsze się tak działo, gdy widział Jespera.

Opowieści z Liceum w KetterdamieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz