O tym, że Kaz czasami się stara część 2

156 15 8
                                    

W końcu nadeszła chwila próby dla związku Inej i Kaza.

Oczywiście, można się kłócić, że to jeszcze nie jest związek, że wszystko jest nieoficjalne a im nie przeszkadza tkwienie w strefie więcej niż przyjaciele ale nie do końca para.
Ale zapoznanie z rodzicami to jest spory krok, nie ważne jak nazwiemy ich relacje.

A na takowy rodzinny obiad został zaproszony Kaz Brekker, w któreś piękne wiosenne popołudnie. Inej na niego nie naciskała, wiedziała, że to spore wymagania, ale mama już od dawien dawna zamęczała ją pytaniami, kiedy w końcu poznają jej wybranka.
Dlatego Kaz, zgodził się bez zawahania, by spędzić niedzielny obiad w towarzystwie państwa Ghafa, a także jej głośnego i rozbrykanego rodzeństwa.

Może w końcu zjem coś dobrego - rzucił mając w zwyczaju nabijać się ze zdolności kulinarnych brata. Próbował nie dawać po sobie poznać, że to ważne przedsięwzięcie i zdecydowanie będzie się nim przejmować.

I przejmował się okrutnie. Już Jordie, mimo że bardzo pomocny, zaczął się z niego nabijać, że nie musi się szykować jak na rozprawę do sądu.

Bo Kaz, przyjął sobie za cel wypaść jak najlepiej. Założył swój garnitur (znowu pożyczył szczęśliwy krawat od Jordiego), kupił bukiet kwiatów dla pani Ghafa, a także po paczce kinderków mając nadzieję, że skradnie nimi serce bandzie rozkrzyczanych bachorków.
A gdyby tego było mało, przygotował się do każdego tematu, który Inej zdarzyło się napomknąć, że interesował jej rodziców. Mistrzostwa świata z siatkówki? Potrafił wyrecytować zwycięzców i skład drużyn z ostatnich dziesięciu lat. Literatura? Nadrobił zaległości z książek grubości cegły, by móc się do nich odwoływać. Ale również takich bardziej pospolitych, jak kuchnia świata, Sulijska kultura i tradycje.

Wszystko miało pójść jak z górki. Na spotkanie przygotowywał się od miesiąca, a na prezenty poszły mu reszta z oszczędności, bo nie mógł oprzeć się pokusie kupienia dal Inej, może i mniejszego, ale wciąż bukietu. Była to dość impulsywna decyzja, dlatego nie był do końca pewien, co to za kwiaty ani, tym bardziej, co symbolizował.

Tak więc z prezentami i nadzieją, że nie przeklął kwiatami Inej ani jej następnych pokoleń, zapukał do drzwi.

Idealnie przygotowany, idealnie o czasie.

Do środka wpuściła go pani Ghafa. Kobieta z ciepłym uśmiechem na twarzy przytuliła go na powitanie, czego Kaz, co najmniej, się nie spodziewał. Wzięła od niego kwiaty wydając się prawdziwie nimi zaskoczona. Mimo tego, ile pozytywnej energii miała, wydała się Brekkerowi bardzo zmęczona. Nie można się było temu dziwić, w końcu wychowywał chmarę dzieci, a dodatkowo pracowała na pełen etat.

Zaraz podbiegła do niego Inej odsyłając mamę do kuchni, udając, że zdecydowanie coś się przypala.

-Aleś się wystroił - zaśmiała się dziewczyna. U niej w domu zawsze było duszno, a Kaz miał ze sobą ponad dwie warstwy. Ona miała bardzo cienką koszulę.

Kaz, mimo że nie powinien, zestresował się tym stwierdzeniem.

-Zdjąć krawat? - zapytał od razu.

-Nie musisz - odparła od razu i poprawiła mu koszulę - ale możesz jeśli będzie ci gorąco. Chodź do salonu przedstawię cię tacie i poszukam wazonu. Dziękuję, prześliczne kwiaty, kocham niezapominajki.

No tak, niezapominajki, pomyślał Brekker stwierdzając, że powinien był to wiedzieć.

Idąc korytarzem Kaz próbował na szybko zdjąć krawat, ale nie zdążył. W końcu korytarz w domu Inej nie był najdłuższy i chwilę później przekroczył próg salonu.

Opowieści z Liceum w KetterdamieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz