O tym, że Jesper próbuje myśleć, ale z dziwnych powodów w porcie

301 24 33
                                    

Cholera jasna!

To była jedyna myśl, która krążyła Jesperowi po głowie przez ostatnie pół godziny.

Wszystko poszło nie tak jak miało, pomyślał i przetarł twarz dłonią, cholera, czemu wszystko się pojebało?

Jesper westchnął na głos i opadł na swoje łóżko. Wyjął zza niego swoją jednorazówkę w nadziei, że nikotyna mu pomoże. I może by pomogła, gdyby nie fakt, że jednorazówka była pusta.

Fahey zdenerwowany rzucił nią o ścianę nie przejmując się tym, że rodzice mogliby się zainteresować, co robi ich syn.
Westchnął znowu i wyjął telefon.

Daj znać jak dotrzesz do domu. Napisał i zawahał się.

Cholera jasna, Jesper, powinieneś był go odprowadzić!
Fahey przeczesał dłonią włosy.
Jak to możliwe, zastanawiał się, że ta randka aż tak nie wyszła?

Bo może faktycznie zaprosił na nią Wylana pod wpływem impulsu.

Nie pozwolę, myślał gdy już wychodzili z kawiarni, by głupi kwiatek od Kaza pokrzyżował moje plany.
Więc podszedł do Wylana i zaprosił na wyjście. Wylan był naprawdę szczęśliwy i uśmiechnął się tak ślicznie, że Jesper pomyślał, że to był dobry pomysł. Że faktycznie, w końcu podjął dobrą decyzję.

Na samej randce już zaczął to kwestionować. W pizzerii, którą dla nich wybrał, był wiele razy. Kilka razy na randkach, kilka razy ze znajomymi i zawsze było to fajne miejsce. Można było swobodnie posiedzieć, pogadać, a jedzenie samo w sobie było dobre.

Tym razem, było dużo mniej miło. Koło nich siadła jakaś duża rodzina z drącym mordkę bachorkiem. Więc tak jak w pizzerii zazwyczaj było cicho i spokojnie, tak tym razem Jesper miał wrażenie, że nie słyszał własnych myśli.

Dobra, skarcił go jeden z głosików w głowie, nie udawaj, że to faktycznie ważny powód, przez który ta randka nie wyszła.
Jesper westchnął i rozczarowany musiał przyznać sobie rację.

Ale to nie była tylko moja wina, wyjaśnił sobie, Wylan też zachowywał się nie swoją.

I tak, zaraz potem pomyślał o tym, że Van Eck wydawał się zestresowany. Poczuł się wtedy trochę głupio i stwierdził, że nie może zrzucać na niego winy.

Bo Wylan, czego Jesper co prawda nie wiedział, już na początku spotkania miał przeczucie, że coś jest nie tak. Nie wiedział dokońca co się działo i bał się nastawić za mocno. Już raz się rozczarował i naprawdę nie chciał tego powtarzać.

Ale nic nie mógł poradzić na to, że gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że może chociaż tym razem się uda.

Okey okey. To ja zjebałem, nie Wylan.

Poczuł się bardzo głupio, gdy przypomniał sobie swoją własną pomyłkę i brak wyczucia. To wydarzenie zapoczątkowało resztę, było jak zły omen. Było jeszcze w porządku, Jesper zaryzykowałby stwierdzeniem, że bawił się dobrze. Żadnych gaf, potknięć. Czekali aż przyniosą ich zamówienia i rozmawiali o pierdołach. Akurat zdażyło im się wspominać anegdotki związane z jedzeniem. Wylan narzekał, że czasem naprawdę ciężko jest z niektórymi się dogadać. A Jesper, nie przemyślawszy tego ani przez chwilę, powiedział:

-Dokładnie, z Kazem jest ten sam problem. Ten to by jadł tylko margaritę zawsze z tej samej pizzerii. Mówi że skoro jest dobra - i wtedy właśnie zdał sobie sprawę, jak nięmądrym to było zagraniem - to nie warto zmieniać - dokończył już trochę mniej pewnie.

Wylan pokiwał głową, ale nic nie dodał. Siedzieli tak przez chwilę w bardzo niezręcznym milczeniu, aż Jesper narzucił nowy temat. Ale atmosfera między nimi zgęstniała i już nic było w stanie jej naprawić.

Opowieści z Liceum w KetterdamieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz