6. "Przepraszam..."

527 28 10
                                    

Nicholas:

No właśnie. Co wybierasz Nick?

Z jednej strony, wiem, że Rosie nigdy mnie nie zauważy. Nigdy nie będziemy już kumplami. Mogę spróbować, ale wiem jednak, że jej odrzucenie będzie mnie bardzo bolało. Z drugiej strony nie umiem wyobrazić sobie, by Lucas podbijał do niej, gdy okaże się, że Rosanna będzie chętna być z nim w związku. Zazdrość mnie będzie powoli zabijać. To jest egoistyczne, wiem, ale nie pozwolę na to by mój kumpel zabrał mi mój ideał sprzed nosa, moją małą dziewczynkę, z którą znam się od kołyski.

-Odpowiedź jest prosta. -Mówię po chwili. Lucas spojrzał na mnie. -Nie zabierzesz mi jej. Daj nam czas. Spróbuję. Ale nie możesz do niej zarywać. Nie pozwalam na to, słyszysz? -Nie poznaję swojego głosu. Jest taki... inny. Zawsze walczę o swoje. A Rose nie jest moja, dlatego muszę się streszczać, by chciała być... moja. Ja i tak jestem jej. Nie musi nic robić. Wystarczy, że ją widzę tyle.

-Zbieram się już do domu. -Głos mojego przyjaciela, nie był smutny. Raczej brzmiał na... zadowolonego z siebie. Ale czemu? -Wiesz. Jest już trochę późno, a matka chce rano pojechać ze mną na zakupy. Lecę.

Pożegnałem się z Lucasem. Podszedłem do baru i wziąłem kolejnego bezalkoholowego drinka. Prowadziłem, a nie chciałem bym spowodował wypadek po pijaku.

-Hej mordo! -Ktoś klepnął mnie w plecy. Odwróciłem się szybko.

Brad?! Brad to mój sąsiad. Nie sądziłem, że miesza się w coś nielegalnego. Każdy mówi "Brad to czysty aniołek" czy na przykład "Brad jest tak pilnym uczniem. Szkoda, że moje dziecko jest takie głupie". A tu proszę. Poznałem czarną stronę idealnego synka.

-Dołączyłeś już do jakiegoś gangu? -Zapytał miło. Pokręciłem głową. Zależy mi tylko na czerwonych żmijach, bo tam jest Rosie, lecz Connor -lider tego gangu. Nie chce mnie tam widzieć. Nie dziwię mu się. Ani trochę. Zraniłem jego siostrę. -Ja jestem w niebieskich rekinach. -Wskazał dumnie na niebiesko-białą bandanę, następnie na srebrny łańcuszek z zawieszką rekina.

-Gratulacje. -Powiedziałem, bardziej z grzeczności i przymusu, niż chęci.

-A w ogóle.... -Kompletnie nie słuchałem go, nie byłem w stanie. Nie gdy zobaczyłem Rosannę. Była cała zapłakana. Widziałem to już z daleka.

Spojrzała na mnie. Nim zdążyłem mrugnąć otoczyła swoimi ramionami moją talię. Objąłem ją automatycznie. Motyle w moim brzuchu powróciły. Zaczęły fikać koziołki, gdy do nozdrzy wdarł mi się jej zapach. Pachniała jak kiedyś, jak lato, jak... Dom. Nos wsadziła w zgłębienie mojej szyi. Byłem od niej wyższy o jakieś pięć centymetrów. Przez szpilki, które miała na sobie. Może o dwa.

-Ros? -Zapytałem cicho. Odsunęła się ode mnie. Szlag. Mogłem nic nie mówić, dalej miałbym ją w swoich ramionach.

Rosanna:

Chwilę przed:

-Ej! -Usłyszałam za sobą rozwścieczony głos Connora. Odsunęłam się o krok od nowo poznanego przeze mnie chłopaka -Dany'ego.

Jakieś sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu (przy moim sto siedemdziesiąt pięć, wcale nie był najniższy) blondyn o niebieskich oczach. Raczej nie w moim typie. Fajnie nam się gadało. Do czasu.

-Co?! -Krzyknęłam.

-Czemu rozmawiasz z fioletowym szczurem?! -Podszedł do nas wpychając się w moje miejsce. Zakrył mnie swoim ciałem. Dan był przy nim jak karzeł. Mój brat miał jakieś sto dziewięćdziesiąt, był wysportowany, przez co tym bardziej nie mogłam spojrzeć na nowego znajomego. -Wypierdalaj typie od mojej siostry! Nie nauczono Cię zasad?! Nie możesz rozmawiać z innymi gangami po przyjacielsku! -Nie rozpoznałam głosu Connora. Zawsze był taki czuły. Nigdy nie słyszałam w jego głosie tej bestii, chyba nigdy nie podniósł głosu w mojej obecności.

Nigdy nie jest za późno!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz