20. "Zależy..."

428 19 13
                                    

Rosanna:

Wróciłam do domu, przebrałam się w dresy, wzięłam z zamrażarki lody czekoladowe i poszłam do pokoju, by pooglądać serial. Musiałam odciąć się od rzeczywistości. Potrzebowałam tego jak niczego innego. Zajadałam się lodami i starałam wkręcić się w serial, byłam na takim momencie, że przez praktycznie cały czas płakałam, przez poczynania głównych bohaterów. Dziewczyna myślała, że główny bohater jej nie lubi i zadaje się z nią tylko dla beki, natomiast on nie umiał przestać o niej myśleć i był w głównej bohaterce zakochany. Przez durne zachowanie bohaterów, nie mogli być ze sobą, chociaż kochali się. Tylko nie powiedzieli tego sobie, bo się bali odtrącenia od tego drugiego.

Wyłączyłam telefon, jakby ktoś, a konkretnie Nicholas chciał się ze mną skontaktować. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudziłam się, gdy było już ciemno. Sprawdziłam godzinę 21:32. Nawet nie odrobiłam lekcji na jutro. Cholerny Nicholas, musiał wtargnąć do mojego życia i podbić moje serce, które tego nie chciało. Nie chciałam się zakochać, nie w tym momencie. Jestem na to za młoda. Mimo, że mam szesnaście lat, nie chce przeżywać swoich pierwszych zawodów miłosnych. Jest na to za wcześnie.

Postanowiłam pójść się umyć, musiałam wyglądać tragicznie przez ciągły płacz, z powodu serialu. Z marnym humorem po kąpieli poszłam do kuchni, by zrobić sobie jakąś małą przekąskę.

W kuchni krzątała się mama z uśmiechem na ustach. Ostatnio była bardziej szczęśliwa, co mnie cieszyło.

-Jak się spało? -Zapytała gdy objęłam ją od tyłu. Po chwili się odsunęłam.

-Dobrze, byłam chyba trochę zmęczona. -Listopad się jeszcze dobrze nie zaczął a ja już marzę o dłuższej przerwie od szkoły.

-Wiesz, wpadłam na taki pomysł, który wydaje mi się, że Ci się spodoba. -Spojrzałam na nią z zaciekawieniem. -Dawno nie byłyśmy razem na zakupach. Pomyślałam, że może jutro wyskoczymy na jakieś zakupy. Nie pójdziesz po prostu jutro do szkoły. Odpoczniesz trochę. Co ty na to? -Uśmiechnęłam się promiennie.

-Jasne, że chce. -Dzięki temu odpocznę sobie od Nicka. Wiem, że powinnam stawić czoła i nie przejmować się uczuciami. Powinnam mu pomóc, by tak ruda zdzira się od niego odczepiła, lecz nie wiem, czy będę w stanie dłużej to ciągnąć. -A pójdziemy jutro od razu do kosmetyczki? -Moja mama uśmiechnęła się promiennie. W jej oczach widziałam iskierki radości. -Zaraz zadzwonię do Patricii i zapytam czy ma jutro chwilę, by zrobić nam pazurki.

-Umówione. -Klasnęła w dłonie, jej uśmiech się poszerzył. -To jutro o dziewiątej bądź gotowa, dobrze. -Pokiwałam głową naładowana pozytywną energią.

-Księżniczko. -Zza pleców usłyszałam promienny głos taty. Mojej mamie zaświeciły się oczy. Spojrzała zza moje plecy, odwróciłam się w stronę taty. Moja rodzicielka wbiegła w otwarte ramiona mężczyzny. Pocałowała go w usta, lecz po chwili go przerwała, bym i ja mogła się przywitać. Tata niechętnie puścił mamę i mnie przytulił. Nie minęło trzydzieści sekund, a moi rodzice znowu się przytulali, tym razem, tata do pleców mamy.

Mój tata pojechał na dwa dni do Nowego Yorku przez pewną sprawę sądową. Tata był bardzo zaangażowany, w swoją pracę, przez co i w tą sprawę. Mama nie spała w rodziców sypialni bez taty od jakiś piętnastu lat, ponieważ tata zawsze wracał na noc, po rozprawach do domu. Nigdy na tak "długi" okres się nie rozstawali.

-Gratulacje wygranej Panie Prawniku. -Zaśmiałam się cicho na to przezwisko. Tata od kąt miał swoją kancelarię był dość popularnym prawnikiem, o którego ludzie się "bili" by to akurat ich sprawą się zajął. Nie powiem, miał do tego zajawkę.

-Idziemy na górę? -Tata chciał chyba powiedzieć to ciszej, bym nie słyszała, lecz coś mu nie wyszło.

-Sonny! -Mama odskoczyła od swojego męża i walnęła go w ramię. -Dziecko słucha!

-Nie jestem dzieckiem. -Oburzyłam się. -Idę do siebie. Nie bądźcie za głośno. -Spojrzałam wymownie na mamę. Już wychodziłam z kuchni, ale obróciłam się na pięcie i powiedziałam. -Tylko się zabezpieczcie, nie chcę mieć młodszego rodzeństwa. -Miny moich rodziców były bezcenne. Szkoda, że nie mogłam zrobić zdjęcia. Wybiegłam pędem z pomieszczenia i wróciłam do pokoju.

Pewnie jutro mama zacznie mi prawić morały i ponownie przejdziemy przez rozmowę o kwiatkach i pszczółkach.

***********************

Nicholas:

Wyszedłem z domu szybciej by móc pogadać na spokojnie z Rosie. Nie wiem czemu, ale czułem między nami dystans, co mi się szczerze nie podobało. Myślałem, że ucieszy się, gdy powiedziałem jej, że może zostać na moim treningu. Jednak jej reakcja przekonała mnie jednak, że Ros jest inna niż wszystkie inne dziewczyny. Przecież gdy gadaliśmy w sobotę o pierwszym meczu w tym sezonie, wydawała się szczęśliwa, że poprosiłem ją by przyszła. Zapomniała o rozmowie?

Stałem na parkingu pod szkołą już dobre piętnaście minut, jednak ani Connor, ani tym bardziej Rosie się jeszcze nie pojawili. Zrezygnowany czekałem. Po kolejnych pięciu minutach zobaczyłem samochód brata mojej przyjaciółki wjeżdżającego na parking.

Wyszedł z samochodu z naburmuszoną miną i zamknął pojazd. Następnie skierował się w stronę wejścia do szkoły. Po mojej "dziewczynie" nie było śladu. Przeszedł koło mnie obojętnie, jakbym nie istniał. Pobiegłem za nim.

-Hej Connor. -Brunet niechętnie na mnie spojrzał. -Rosie nie przyjechała do szkoły? -Byłem zmartwiony jej zniknięciem. Ten tylko zaśmiał się gorzko.

-Rosie zrobiła sobie dzisiaj dzień wolny od szkoły. -Stwierdził. -Mama wczoraj wpadła na super pomysł, by spędzić z nią dzisiejszy dzień na włóczeniu się bezsensownie po galerii handlowej i pójściu do kosmetyczki. Więc dzisiaj się nie zjawi. -Wzruszył ramionami. -A teraz wybacz, ale kumple na mnie czekają. -Nim zdążyłem coś powiedzieć zniknął mi z oczu. Jakby się rozpłynął.

Ale nie przejąłem się tym zbytnio, bo zacząłem przytwarzać informację jaką mi powierzył. Rosie nie ma dzisiaj w szkole. Czemu mi nie powiedziała? Myślałem, że jest po między nami dobrze, że się do siebie zbliżyliśmy, przez ten cały udawany związek.

-Hej ziom. -Poczułem jak ktoś, a konkretnie mój kumpel Lucas zarzucił mi na parki swoje ciężkie ramię. Nie wiem jak teraz wyglądała moja twarz, ale na pewno nie tak jak promienna buzia kumpla. Pewnie mój "uśmiech" był grymasem. -Co Ci? -Zapytał gdy się nie odzywałem przez następną minutę. -To przez Rosie?

-Myślałem, że zaczyna się robić normalnie. Nie wiem, czego oczekiwałem, ale myślałem, że jest jak dawniej. -Westchnąłem. -Ale czuje, że mi nie ufa, albo nie wiem. Tylko, że jak robimy krok do przodu, z polepszeniem naszej relacji, momentalnie Rosie cofa się o dwa kroki. -Pokręciłem kłową. -A jak wczoraj zapytałem, czy nie chciałaby pójść na trening, powiedziała, że ma plany. Natomiast dzisiaj nie zjawiła się w szkole. A jak zapytałem się jej brata czemu jej nie ma, powiedział, że zrobiła sobie wagary i poszła z mamą włóczyć się po sklepach. -Wzruszyłem ramionami, czując się bezsilnie. -Nie wiem co robić Luc. Myślałem, że jest okey. Rosie nie ułatwia sprawy, chce powiedzieć jej, co czuję. Może by została moją dziewczyną, ale jak, skoro ona unika mnie. Wczoraj rozmawialiśmy zaledwie pięć minut.

-Baby to dziwne stworzenie. -Stwierdził rozbawiony. -Nie kumam kobiet i tego co mają w tych swoich głowach. -Zaśmiał się. Mi nie było do śmiechu, miałem ochotę coś rozwalić.

-Może potrzebuje przerwy? -Myślałem na głos. Mój kumpel spojrzał na mnie. -Wiesz, może to dla niej za dużo? Ta nasza relacja może za szybko idzie w stronę związku? Albo źle odebrała moje zachowania? -Pokręciłem znowu głową. -Nie wiem Lucas, pomyślę, co zrobiłem źle. -Nagle do głowy wkradł mi się zajebisty pomysł. -Mam pomysł. I dzisiaj go wprowadzę w życie. -Oznajmiłem radośnie. Nie wiem jak potoczy się to co planuję zrobić. Zależy to tylko od jednaj dziewczyny o szarych oczach, brązowych włosach i cudownym uśmiechu, którym rozświetla każdy mój pochmurny dzień.

Nigdy nie jest za późno!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz